sobota, 17 grudnia 2011

[ XXV ]


Kogo kocham, kogo lubię

- Widzisz, Patryś, do czego doprowadziło to milczenie? Przecież póki jest szansa trzeba walczyć. A ty chciałeś umrzeć… I zostawić nas samych…
- Przepraszam – usłyszałam jakiś pomruk.
- Patryk? To ty? Nie przemęczaj się. Nabierz sił, wtedy porozmawiamy.
- Chciałem wam wszystkim ulżyć. Teraz widzę, że to było złe myślenie. Obiecuję, że się nie poddam i nie przysporzę już wam smutków.
- Kochany, ty musisz po prostu żyć – uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Mam nadzieję, że nie siedziałaś tu cały czas- otworzył oczy i spojrzał na mnie z troską.
- Nie… niestety.
- Przestań. Powinnaś o siebie dbać. Ja tu mam opiekę i nic mi się nie stanie – uścisnął moją rękę.
- No dobrze – westchnęłam.
- Kogo ja tu widzę? – spytał roześmiany, dostrzegając przez szybę Michała na korytarzu.
- Twoich rodziców? – próbowałam wybrnąć.
- Oj daj spokój. Nie jestem głupi. Przyjechałaś z Kubiakiem?
Nie mogłam wytrzymać spojrzenia brązowych tęczówek, które przyglądały mi się z satysfakcją.
- Tak. Zobowiązał się, że mnie podwiezie – mruknęłam.
- To miłe z jego strony, nieprawdaż?
- Proszę cię, przestań.
- Ale o co chodzi?
- Ubzdurałaś sobie, że z nim mi będzie dobrze i bawisz się w swata!
- I co w tym złego? – zdumiał się.
- Że jesteśmy jeszcze razem! – warknęłam.
- Ale Martusiu…
- Nie chce słuchać po raz kolejny twojej śpiewki. Mnie to boli.
- Słoneczko…
- Przecież coś nas łączy. Zależy mi na tobie. Nie mam zamiaru cię opuszczać w takiej chwili. Myślisz, że jestem taka powierzchowna? – wyrzuciłam z siebie, co mi leżało na wątrobie.
- No co ty. Tylko nie mogę od ciebie wymagać takiego poświęcenia.
- Ale ja od siebie wymagam. Zrozum, że chcę ci pomóc przez to przejść. Może nie zasługuje? Zbyt krótko się znamy, żebym była z tobą w takich chwilach?!
- Martusiu, przestań wygadywać bzdury. Rozumiem cię i niczego nie mogę ci zabronić. Tylko ciebie chciałem tu zobaczyć poza moimi rodzicami. Cieszę się, że przyszłaś. Jesteś cudowną przyjaciółką – mówił cichym łagodnym tonem.
- Ale…
- Żadne ale. Właśnie przyjaciółką. Tak właśnie się wobec siebie zachowujemy, nieprawdaż? Nie urywajmy, big love to z nas nie będzie, co?
Spojrzałam na niego zdumiona. Siatkarz uśmiechał się delikatnie, czekając na moją reakcję. Nie spodziewałam się takich słów.
- Co ty mówisz?
- Pomyśl i odpowiedz szczerze. Wiem, że mam rację i ty też mi ją przyznasz.
- Przecież dopiero niedawno się poznaliśmy…. – próbowałam się tłumaczyć.
- Ja wiem, ale to da się wyczuć. Łączy nas przyjaźń i nic więcej z tego nie będzie. Też to czujesz?
Ze stoickim spokojem stwierdzał te fakty, wymawiał kolejne słowa, zdania. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Najgorsze, że po głębszym zastanowieniu miał rację.
- To niemożliwe… - odparłam prawie bezgłośnie.
- Nie chcę cię krzywdzić. Oboje wiemy jak jest. Zostańmy przyjaciółmi. Nasze stosunki zbytnio się nie zmienią. Mam tylko prośbę…
- Tak?
- Pocałujesz mnie po raz ostatni? – wyszczerzył się.
- Och ty… - pochyliłam się na brunetem.
Delikatnie zetknęłam nasze wargi. Kilkusekundowy pocałunek miał symboliczne znaczenie. Odgradzał pewien etap w naszym życiu od kolejnego. Lubiłam jego usta, ale będę musiała się obyć bez nich. Patryk wesołymi oczyma mierzył mnie wzrokiem. Potem obrócił głowę w bok.
- ja chyba nigdy tak na ciebie nie patrzyłem. Zresztą zobacz, jak go skręca w środku z zazdrości.
Powędrowałam za jego spojrzeniem. Jak się okazało, obiektem tej obserwacji był Michał Kubiak.
- Nie przesadzasz?
- Nie. Mówię ci, widzę to. Jako dobry obserwator, który wiele przeszedł, jestem wiarygodny – oświadczył.
- Yhy, już. Ja i on, taki związek nie jest możliwy. Lepiej dla świata, żeby nie miał miejsca – zaśmiałam się.
- Idź, bo mnie wzrokiem spali. Tylko z grzeczności na mój stan, tu jeszcze nie wparował.
- Oj, Patryk.


[ Korytarz pełen oczekujących ]

                Cierpliwie czekał, by odwieźć Martę do domu. To był jego honorowy cel. Zapewnić jej bezpieczeństwo. Cały czas wpatrywał się w jej postać. Lubił obserwować dziewczynę podczas zwykłych czynności. Była wtedy całkowicie naturalna, spontaniczna i taka urzekająca.
- Dzięki Michaś, że nam pomagasz – usłyszał glos trenera.
- Nic nie zrobiłem. Tylko przywiozłem Martę.
- Ale jej obecność wiele znaczy dla Patryka. Poza tym uratowałeś ją wczoraj. To bardzo dużo.
- Dlaczego nie powiedział pan o dolegliwościach syna? – odważył się spytać szatyn.
- Wiesz, tacy jak on marzą o normalnym traktowaniu, byciu jak inni. Zresztą, myśleliśmy, że to już za nami. A jak widać, przegrywamy tą nierówną walkę…
- Proszę się nie poddawać. Wszystko się może jeszcze dobrze skończyć.
Już miał otoczyć trenera ramieniem, gdy go momentalnie zmroziło. A raczej scena za szybą. Kompletnie odrętwiały siedział na krzesełku i patrzył na pocałunek pary. Próbował ukryć swoje dziwne, niezrozumiałe dla niego samego, emocje. Przecież Patryk był chory, jest chłopakiem Marty, a on siedzi obok jego ojca. Co by sobie o nim pomyślał? Przecież on nie jest zazdrosny! To jakaś paranoja. Odbijanie brunetowi blondynki, byłoby największym świństwem w świecie. Musiałby nie mieć serca ani sumienia. O czym on w ogóle myślał.
- Wszystko w porządku? Zbladłeś – usłyszał troskliwy głos kobiety.
- Nic się nie stało pani Dominiko. Nie potrzeba czegoś państwu? Przywieźć coś? – zmienił temat.
- Spokojnie. Radzimy sobie jakoś. Naprawdę po raz kolejny dziękujemy ci za troskę. Wybacz, że musisz oglądać mnie w takim stanie…
- Trener też człowiek. Bez obaw, jeśli chce pan to zachować w tajemnicy, to nikomu nic nie powiem.
- Michaś, chyba najwyższy czas powiedzieć wszystkim prawdę.
- jest pan pewien? – szatyn spoglądał na szkoleniowca.
- Tak, Patryk też się na to zgodził. Nie chodzi o to, żeby wszyscy się na nami litowali, ale o zwykłą szczerość. W tym wypadku opóźnioną.


[ Mieszkanie przy Kwiatowej. Teatrzyk ]

                Gdy wchodziła po schodach do mojego lokum, wciąż miałam zaczerwienione oczy i nos. Wizyta w szpitalu nie była łatwa i nie umiałam jej znieść bez emocji. Mój wygląd mnie nie interesował. Zresztą, jako oficjalnie chorej nawet mi pasowało. Siatkarz ponownie nie odstępował mnie na krok.
- Może wypijesz tą herbatę w końcu? – zaproponowałam.
- Daj spokój. Teraz nie ma czasu. Chyba, że chcesz, żeby Justyna mnie tu zastała? – uśmiechnął się przebiegle.
- A no fakt. W takim razie nie wiem jak ci się odwdzięczę…
- Ja to wszystko dopisuję pod te poranne naleśniki. Były obłędne, więc dużo za nie można zrobić. Masz czyste konto u mnie.
- Miło słyszeć.
- Teraz raz, raz. Wskakuj do wyrka, upozoruj chorobę, a ja się zajmę zrobieniem lekkiego rozgardiaszu.
- Perfekcjonista z ciebie – zauważyłam.
- Bez przesady. Po prostu lubię być wiarygodny – wyszczerzył się.
- Jeszcze raz dziękuję.
- W nagrodę można prosić numer? – mruknął nieśmiało.
- Weź sobie od Zbyszka, skoro jesteś taki sprytny.
- A żebyś wiedziała.
                Justyna zawitała w skromne progi z dozwolonym spóźnieniem. W tym samym momencie odezwał się mój telefon. Zaskoczona treścią wiadomości, uśmiechnęłam się tylko pod nosem.
- Widzę, że tak źle z tobą nie jest – usłyszałam pogodny głos siostry.
- Jak widać żyję.
- Napędziłaś mi stracha, wiesz? Ale teraz już jesteś po moją opieką.
- Mam się bać? – zrobiłam przerażoną minę.
- Nie będę dla ciebie zła. Nie mam za co. Po prostu nie pozwolę ci narażać zdrowia na szwank. Zaczniemy od witaminek – przyniosła mi zestaw tabletek.
- Skąd je masz?
- Leżały w kuchni. Dorzuciłam do tego jedną uodparniającą. To te, które ci przepisał lekarz?
- No raczej. Może nie zbliżaj się, żeby na ciebie nie przeszło? – martwiłam się.
Miałam nadzieję, że nie wyczuje męskich perfum. Michał nie lubił z nimi przesadzać, ale ja dalej czułam je w pokoju.
- Ktoś u ciebie był? – spytała brunetka.
- Eee.. No lekarz. Nie miałam siły się wlec do przychodni.
                Jakoś wybrnęłam z ognia jej dociekliwych pytań. Wszystko wskazywało na to, że siostra nic nie podejrzewa. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
„Jak mi zależy, to działam bardzo szybko. Nigdy nie wątp w moje możliwości. Wiesz, jaki był Zbyszek zadowolony, jak chciałem ten numer? Mam nadzieję, że mi kiedyś odpiszesz. Misiek”
- Co tak się uśmiechasz? – usłyszałam głos Justyny.
- Kolejna śmieszna loteria, w której wygrałam.
- No widzisz. Już dawno powinnyśmy grzać dupę w Hiszpanii – zaśmiała się.
„Jakbyś nie zauważył, to oni chcą nas zeswatać. Kto by pomyślał, że tak szybko się odezwiesz. Miło mi bardzo. Marta”
„Czyli takie buty.. Nie się oni zajmą sobą a my sobą. Jeszcze czuję smak twoich naleśników. Dziękuję za tak miły poranek”
„Jak my mamy się sobą zajmować? Komplementujesz mnie, no, no. Ja dziękuję za schronienie”
„Czyżby ktoś tu miał zbereźne myśli? Nieładnie ;p Musimy to kiedyś powtórzyć, ale bez twojego zamarzania :) Napędziłaś mi stracha”


[ Jedni o drugich ]

                Brunet chodził zadowolony po mieszkaniu. Był z siebie dumny. Okazało się, że przemówił przyjacielowi do rozumu. Z nieopisaną satysfakcją dyktował dziś Michałowi numer Marty.
- Jusia, kochanie? – wykręcił numer do swojej dziewczyny.
- Tak?
- Możesz rozmawiać? Mam newsa – ekscytował się.
- Mów.
- Michał chciał ode mnie numer do Marty!
 - Ooo! – wykrzyknęła zdziwiona brunetka.
- Właśnie. Czyli się pogodzili, bardzo dobrze.
- Wiesz, jak się na nich spojrzy, to widać, że ciągnie ich do siebie.
- Ale Patryk… - zaczął.
- … jest chory i ona go nie zostawi – wyjaśniła Jusia.
- Marta ma takie dobre serce. Może jakoś się wyjaśni? Bo było by mi szkoda Miśka. Tak się cieszy do tego swojego telefonika.
- A to ciekawe… - zamyśliła się.


[ Szczere spotkanie ]

                Podczas gdy uczniowie cieszyli się wolnym między świętami a Sylwestrem, siatkarzy to nie dotyczyło i ciężko pracowali przed kolejnym meczem. Ten dzień miał być wyjątkowy jeszcze z innych względów…
- Mogę was prosić na koniec na 5 minut? – spytał Radek nim siatkarze opuścili salę.
- Spoko – stanęli i patrzyli uważnie na szkoleniowca.
- Teraz, gdy wszystko skończyło się dobrze, mogę wam o czymś powiedzieć… Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą tajemnicę. Mi i Patrykowi. Nie ma go tu dzisiaj, ale mówię w imieniu nas dwojga. Otóż… Mój syn ma białaczkę…


______________________________________________


Obiecałam co niektórym już tydzień temu, ale mamy imieniny i dzieciarnia do opieki nie pozwoliła mi przepisać rozdziału na czas.
Teraz jest :) I co wy na to?
Z dedykacją dla Jusi :*
bo ją wielbię i ona dobrze wie za co  kocham
Ach Michale...
Dobrze, koniec, bo się rozmarzyłam ;p Czekajcie, a kolejny będzie wam dany :D
Pozdrawiam  luzak

sobota, 26 listopada 2011

[ XXIV ]



[ Poranna niespodzianka ]

                               Lekko zdezorientowana badałam wzrokiem pomieszczanie, w którym się obudziłam. Jednak bardziej zaabsorbowało mnie to, że coś ciepłego, miłego się we mnie wtulało albo ja w to coś. Wystarczyło mi jedno  zerknięcie i cudownym trafem wróciła mi pamięć. Okręciłam się tak, żeby przyjrzeć się Michałowi. Pierwszy raz był tak blisko. Spał tak ufnie i słodko. Na ustach miał ten swój uśmieszek, który przewracał fankom w głowach. Ale teraz był zupełnie naturalny. Leciutki zarost i poczochrane włosy dodawały mu tylko uroku. Nie mogłam się powstrzymać i zanurzyłam nich dłoń. Speszona szybko ją cofnęłam i wyskoczyłam z łóżka. Stwierdziłam, że niech się chłopak wyśpi.
                Chciałam się mu jakoś za to wszystko odwdzięczyć. Chociaż troszkę. Może śniadanie zrobić? Tylko co on najbardziej lubi? Nie spytam go, bo po niespodziance. Do Zbyszka nie napiszę, bo zacznie coś podejrzewać. Hmm… Rzuciłam okiem na jego telefon. A może… Nie, to głupie! Chociaż… Przy dobrych wiatrach kobiety w życiu na oczy nie zobaczę. Także niebawem napisałam anonimowego sms-a do mamy Michała z zapytaniem, co jej syn lubi najbardziej jeść. To było szaleństwo, wiem.
                Moja radość była wielka, gdy otrzymałam odpowiedź. Natychmiast przejrzałam wszystkie szafki. Mogłam zabierać się do pracy.


[ Rodzinna wyprawka. Nowaczykowie ]

- Ale musisz już córuś dzisiaj jechać? – nagabywała ją matka.
- Obiecałam Marcie, że do niej wpadnę popołudniu.
- Ale przecież to duża dziewczyna. Poradzi sobie.
- Tato, Marta leży przeziębiona w łóżku. Zawsze wtedy lepiej mieć kogoś pod ręką – tłumaczyła brunetka.
- Skoro tak, to masz rację. Zaraz ugotuję rosołu i ci uszykuję do Martusi. Trochę słoiczków wam dam, żebyście nie głodowały potem – matka dziewczyn zniknęła w komórce.
- Coś czuję, że piechotą tego nie zabiorę…
- Tatuś cię podwiezie, prawda? – uśmiechnęła się do męża.
- Nie ma sprawy. Ale zostaw coś w domu, żebym miał co jeść – zaśmiał się.
- Straszne z was marudy. Wykapana córeczka tatusia.
- Zawsze tak na Martę mówiłaś – wytknęła jej Justyna.
- A idźcie. Dla Zbyszka też ci coś zapakuję – dorzuciła kobieta.
- Mamo… On ma swoje wałówki z domu.
- Spokojnie, Justysiu. Nie przeszkadzajmy gospodyni. Przejdziemy się na spacer.
                Szli ośnieżonym chodnikiem. Od porannego odśnieżania zdążyło już trochę napadać. Zostawili za sobą ślady butów.
- A słuchaj… Z tym Zbyszkiem, to tak na poważnie? – zagadnął mężczyzna córkę.
- Oj tato..
- No co? Muszę wiedzieć, czy zbierać na wesele – zażartował, a brunetka szturchnęła go w bok.
- Do wesela daleko. No chyba na poważnie, bo z zabaw już wyrosłam – stwierdziła.
- Obie tak szybko mi wydoroślałyście.
- Ale dalej was kochamy – przytuliła się do ojca.
- Cieszy mnie to. Wracając do Zbyszka… Wydaje się całkiem w porządku. Pierwszy raz go widziałem na żywo, więc wiesz. Co innego boisko, co innego życie.
- Tak, wiem…
- Związek z siatkarzem to nic łatwego.
- Zdaję sobie sprawę, ale postanowiłam zaryzykować.
- To czekam na wnuki – uśmiechnął się.
- Tato!


[ Kulinarna pobudka. Szatyn ]

                Leżał rozwalony na łóżku i czerpał korzyści z długiego spania. Nie chciało mu się jeszcze otwierać oczu, ale… No właśnie. Jago nos wywęszył jakiś zapach. Bardzo lubiany przez niego zapach. Myślał, że mu się tylko zdaje, bo przecież skąd ten armat u niego w domu? Rozejrzał się po sypialni i przypomniał sobie o Marcie. Tutaj jej nie było.
Kierował się nosem, aż w końcu dotarł do kuchni i nie wierzył własnym oczom. Blondynka krzątała się miedzy gazówką a stołem w fartuszku i coś mruczała pod nosem. Ale nie to go zdziwiło. Tylko to, co podrzucała na patelni i to co leżało już na jednym z talerzy. Jak to miał w zwyczaju, oparł się o framugę drzwi i przyglądał się jej z uśmiechem, zadowolony, że jeszcze go nie zauważyła. W głowie tylko kołatała mu się myśl. Skąd wiedziała? A może to przypadek?


[ Zmagania z patelnią. Blondynka ]

                W garnku miałam jeszcze trochę płynnego ciasta, a na patelni przewracałam któregoś już naleśnika. Tak, to było podobno ulubione danie Michała K. Nie wnikałam głębiej. Chciałam posprzątać trochę wokół i zaczęłam chować produkty. Oczywiście biały był proszku do pieczenia śmignął mi koło twarzy. Kichnęłam.
- Na zdrowie – usłyszałam glos siatkarza, podskoczyłam zaskoczona.
- Znowu to robisz.
- Co?
- Stoisz, nie odzywasz się i patrzysz na mnie – stwierdziłam.
- Lubię to – uśmiechnął się niewinnie.
O mało nie osunęłam się na ziemię. Ten facet nie zna umiaru.
- Zatem panie Kubiak, proszę siadać – odsunęłam mu krzesło.
- Jak oficjalnie.
- Proszę bardzo. Śniadanie specjalne – podstawiłam przed nim talerz z 4 naleśnikami i piątego zrzuciłam świeżo z patelni.
- O tak – przymknął oczy i delektował się zapachem. – Kocham ten aromat.
- Wolałabym dowiedzieć się, czy są jadalne – rzuciłam.
- Już, moment. Niech się nacieszę tą chwilą – celebrował moment spożycia.
Ja czekałam na jego werdykt. Lepiej, żeby mi się udały. Ugryzł, przeżuwał chwilę, a potem rozbrajająco się wyszczerzył.
- Znakomite, wspaniałe. Uwielbiam cię – wykrzyknął.
Spłonęłam delikatnym rumieńcem na to wyznanie. Nie spodziewałam się aż takiej reakcji. Jak widać, trafiłam w sedno.
- Dostanę jeszcze? – spytał z pełną buzią.
- Już smażę głodomorze.


[ Brunet i rodzinka ]

                Zasiedli całą rodziną do wspólnego śniadania. W końcu ich syn potem znów miał wpaść w wir meczowy. Takie okazje nie zdarzały się codziennie.
- wychowujesz to takie pół życia, a ono przy pierwszej lepszej okazji wyfruwa z gniazda – mruknęła pani Jola.
- Mamo, znów zaczynasz.
- Bo mieszkamy w tym samym mieście, a ty się zjawiasz od święta lub gdy czegoś potrzeba!
- Kochanie, spokojnie. – Leon położył rękę na ramieniu żony. – Zbyszek gra prawie cały czas w podstawowym składzie. Wraca do domu i myśli tylko o odpoczynku a nie o wędrówkach do rodziców. Siatkarz to wyczerpujący zawód. Powinnaś być z niego dumna.
- Tak, bo łaskawie postanowił wrócić do kraju.
- Mamuś – zaczął Zibi.
- No słucham.
- Tata ma całkowitą rację. Poza tym, wróciłem do kraju specjalnie dla was. Może wy tego nie odczuwacie, ale ja mam tą świadomość, która mnie pociesza, że gdyby co, mam was całkiem blisko, a nie setki kilometrów stąd. Czuję, że jestem w Polsce – oznajmił chłopak, patrząc z nadzieją na matkę.
- Dobrze. Okażę trochę serca w święta. Ten temat zamykamy na dłuższy czas – uśmiechnęła się.
- Znając ciebie, masz w zastępstwie inny – szepnął pod nosem senior Bartman.
Przesłali sobie z synem porozumiewawcze spojrzenie.
- Co tam słychać u Justyny?
Brunet westchnął głęboko.
- Przecież mówiłem wczoraj, że do niej jadę. Złożyłem jej rodzinie życzenia – tłumaczył cierpliwie.
 No tak. Pamiętam. Wleciało mi z głowy. A Michałowi też złożyłeś? – dopytywała.
- Tak. Niestety przez sms, bo nie mogłem się dodzwonić. Poza tym mieliśmy Wigilię klubową.
- Dobrze, dobrze. Ciesz się, że ten chłopak tak długo z tobą wytrzymuje.
- Mamo! Nie podważaj naszej przyjaźni.
- Po co te nerwy? Chciałam powiedzieć, że to naprawdę wspaniały facet. Gdybym była młodsza…
- To co?! – wszedł jej w słowo małżonek.
- To… - kobieta zmieszała się. – To by mi się spodobał. Naprawdę nie ma żadnej dziewczyny? Grzech i marnotrawstwo, że taka partia tak długo wolna.
- Przekażę mu, ale myślę, że się chyba sam za partnerką rozgląda.
- Mam nadzieję, że nas na wesele zaprosi.
- Jolu!
- No co?


[ Zamiana miejsc. Tajemnica Blondynki i Szatyna ]

                Nie wyobrażacie sobie, jak miło się patrzy na jedzącego z apetytem faceta. Tym bardziej, że zajada z zapałem moje danie i cały czas uśmiecha się znad talerza. Ten obrazek pozostanie mi na długo w pamięci. Cieszyłam się, iż naleśniki się udały.
- Mógłbym jeść je bez końca, ale brzuch mam już pełny – Michał rozsiadł się na krześle i gładził po brzuchu.
- Lepiej żebyś nie pęknął.
- Słusznie. Dlatego teraz możemy wyruszyć do siebie i upozorować twoją obecność – zaproponował.
- Ok. Pozbieram swoje rzeczy.
                Z małą reklamówką prowadziłam Kubiaka do przybytku mojego i siostry. Oczywiście to on niósł torbę i tylko cudem uniknęłam tego, żeby mnie tu nie wniósł na rękach. Przekonałam go, że mogę chodzić i nic mi się nie stanie.
- Witaj w domu sióstr. Już kiedyś tu gościłeś. Jak widać, nic się nie zmieniło. Chcesz herbaty czy coś? Bo jak nie, to się kładę. Jak tak, sam się obsłuż. Wierzę w twoje zdolności – mruknęłam, kierując się do sypialni.
- Spoko. Pomóc ci w czymś? – usłyszałam jego zapytanie.
Powstrzymałam się przed głupim komentarzem: „Tak, utul mnie do snu” lub „uśmiechnij się i już będzie dobrze”.
- Nie, dzięki. Przebiorę się i pójdę szybko do szpitala, zanim wróci Jusia.
- O nie. Przecież ci obiecałem, że cię tam zawiozę. W takim sanie nie będziesz chodzić na mrozie.
Tylko westchnęłam na jego bulwers i z uśmiechem stwierdziłam, że ma dobrą pamięć i nie wymiguje się z obietnic.
                W ciszy i spokoju pokonaliśmy trasę do szpitala. Siedziałam nieruchomo na siedzeniu pasażera. Patrzyłam się wprost na szybę, za którą przemijały widoki. W tej chwili myślami byłam przy Patryku. Nie wiedziałam, w jakim stanie go zastanę.
- Nie martw się. Przecież Radek powiedział, że jest już dobrze – usłyszałam spokojny męski głos siatkarza.
- Ale… Ja wiedziałam… On mi powiedział. Wiedziałam wcześniej… Mogłam dać znać jego rodzicom, coś zrobić! Czy lojalność obowiązuje w sprawach ewentualnego życia lub śmierci? – spojrzałam na niego zrozpaczona załzawionymi oczami.
- Oj spokojnie. Przecież to, co się stało, to nie twoja wina – objął mnie delikatnie.
- Mogłam im powiedzieć – powtarzałam w kółko coraz ciszej.
- To był obowiązek Patryka, nie twój. Teraz już jest po wszystkim. Nie zadręczaj się tym.
- Michał, pójdziesz ze mną? – spytałam nieśmiało.
- Jeśli sobie tego życzysz.
                Przywitaliśmy się z Radosławem i Dominiką na korytarzu. Dowiedziałam się dokładnie, co się działo z moim chłopakiem. Oczy znów mi zwilgotniały. Nie potrafiłam tego znieść na spokojnie. Przez szybę widziałam jego ciało spoczywające na łóżku.
- Jeszcze się nie obudził – poinformował trener.
- Mogę do niego wejść?
- Nie wiem. Trzeba spytać lekarza.
                W końcu ubłagałam krótkie wejście do sali siatkarza. Ubrali mnie w cały zestaw ochronnego okrycia. Ostrożnie stąpałam po płytkach. Michał przesłał mi pokrzepiający uśmiech. Usiadłam na krzesełku koło łóżka. Odważyłam się chwycić jego bladą dłoń. Trzymałam ją i głaskałam.
- Widzisz, Patryś, do czego doprowadziło to milczenie? Przecież póki jest szansa trzeba walczyć. A ty chciałeś umrzeć… I zostawić nas samych…
- Przepraszam – usłyszałam jakiś pomruk.



__________________________________________


Przetrwałam próbne matury i oto jestem :D
Z odcinkiem kulinarnym nadzwyczaj tym razem. Mam nadzieję, że smakował ;p
Z dedykacją specjalną dla Dzika Geli ;*
bo mnie zmobilizowała skutecznie ;p
No i trzymajmy kciuki za chłopaków, oby zostali na fotelu lidera do końca! :D

Pozdrawiam  luzak

piątek, 11 listopada 2011

[ XXIII ]



[ Bardzo ważny telefon ]

- Słucham? – spytał lekko drżący głos.
- Tu Michał Kubiak. Trenerze, znalazłem Martę w kiepskim stanie, ale już okej. Powiedziała mi jaka jest sytuacja. Bardzo ci współczuję…
- Och, to dobrze. Martwiłem się. Aaa.. Już wiesz… Sytuacja jest ciężka.
- Co z Patrykiem? Marta o niego wypytuje.
- Przeżył operację. Na razie jest stabilny, ale nie wiadomo, co dalej…
- Przekażę jej. Jak się czujesz? Coś przywieźć? Czegoś potrzeba? – spytał zmartwiony siatkarz.
- Dzięki Michaś, ale nie trzeba. Jak coś to zadzwonię. Do usłyszenia.
- Trzymaj się. Do widzenia.


[ Dobre wieści. Blondynka i Szatyn ]

                Czekałam w napięciu na powrót przyjmującego. Trochę rozejrzałam się po pokoju.
- Już. Patryk żyje. Operacja się udała, ale nic więcej nie wiadomo – oznajmił mi.
- Uff… To dobrze – kolejne łzy potoczyły się po moich policzkach.
- Nie płacz. Będzie dobrze – niezdarnie mnie objął.
- Nie gryzę. Przytul mnie mocno – szepnęłam.
Wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam. Dzieliła nas tylko kołdra. On gładził mnie po nagich plecach swoją dłonią. To mnie uspokajało. Był taki delikatny. Czułam szybkie bicie jego serca. Teraz wiedziałam, że w żadnym wypadku nie jest zły. I nagle.. przypomniały mi się słowa Patryka. Nowa fala łez mną wstrząsnęła.
- Cii, nie płacz Martuś – wyszeptał mi do ucha.
Siedzieliśmy tak przytuleni, a ja cieszyłam myśli jego zdrobnieniem mojego imienia. Teraz nie mogłam myśleć o zbyt wielu rzeczach.
- Dziękuję – wydusiłam i spojrzałam mu w oczy.
Niby były takie same. Niebieskie jak moje. A jednak miały w sobie coś wyjątkowego.
- Nie ma za co – uśmiechnął się tak, że musiałam się odpłacić tym samym.
- Gdzie jest mój telefon?
- Na szafce. Przejrzałem ci kieszenie, zanim wrzuciłem twoje spodnie do pralki.
- Muszę uspokoić Justynę, bo pewnie się martwi. Słuchaj… - zwróciłam się do niego nieśmiało.
- Tak?
- Bo… Chciałabym, żeby to zostało między nami…
- Ale co? – odparł zdziwiony.
- To, co miało dzisiaj miejsce. Powiedzmy, że oficjalna wersja brzmi.. Faktycznie źle się czułam i pojechałam na Kwiatową. Tam też się kuruję…
- Spoko. Wstydzisz się mnie?
- No co ty. Tylko wiesz… Jakoś tak… Chyba lepiej, żeby nie wiedzieli.
- Rozumiem. Tez lubię ci dogryzać – wyszczerzył się.
- Nie burzmy ich światopoglądu.


[ Rozmyślania Brunetki o Blondynce ]

                Leżała na łóżku w swoim dawnym pokoju. Niby to samo miasto, a jednak czuła się tu jak na swojej planecie. Brakowało tylko towarzyszki przygód. Marta zniknęła i jeszcze nie wróciła. W dodatku nie dała znaku życia. Martwiła się o siostrę. Ostatnimi czasy były sobie bliskie jak nigdy.
                Jakby na zawołanie telefon Justyny zaczął wibrować. Spojrzała z nadzieją na wyświetlacz. Nie myliła się.
- Kochanie, co z tobą?
- Spokojnie, jeszcze żyję – usłyszała śmiech siostry.
- Znikłaś nam.
- Patryk trafił do szpitala. Z tego wszystkiego ja się źle poczułam i leżę u nas w mieszkaniu.
- Oj, coś poważnego z nim? No i z tobą też? Przyjadę zaraz – zaoferowała brunetka.
- Z nim… Długa historia. Walczy o życie. A ja? Zwykłe wyziębienie. Lekarz mnie zbadał, wszystko ok. Nie fatyguj się, poradzę sobie. Ty zażywaj magii świąt.
- Dobra. Ale jutro po południu się u ciebie melduję i bez sprzeciwu – zastrzegła.
- Oj no, jak musisz – mruknęła blondynka.
- Aha. To tak miło się siostrę zbywa – ironizowała Jusia.
- Nie graj mi na uczuciach, bo na dzisiaj mam dość…
- Odpoczywaj tam moja choruszko.


[ Niespodziewana współpraca Blondynki i Szatyna ]

                Do jutrzejszego popołudnia musiałam się znaleźć w łóżku przy kwiatowej. Delikatnie zasugerowałam to Michałowi, a ten oczywiście uparł się, że mnie przewiezie.
- A podrzucisz mnie do szpitala?
- W takim stanie chcesz jechać do siedliska zarazków? – spojrzał na mnie zdumiony.
- Muszę zobaczyć się z Patrykiem.
- Ale to jutro i pod warunkiem, że będziesz się dobrze czuła.
- No dobra… - mruknęłam.
- A teraz się szykuj do spania moja panno – pogroził mi palcem.
- To pan Michał wychodzi z pokoju, a ja się ubieram.
- Co powiesz na ciepłe kakao? – usłyszałam jego krzyk z kuchni.
- Ja bardzo chętnie.
                Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam komicznie w jego granatowej koszulce i białych spodenkach. Przesznurowałam je jak najmocniej, żeby nie spadły.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki wielkolud – zaśmiałam się, gdy weszłam do kuchni.
- I tak ci dałem najmniejsze jakie miałem.
- Spoko, do spania mogą być.
- Nigdy bym nie pomyślał, że jakaś dziewczyna będzie nosić moje rzeczy – uśmiechnął się.
Gdy on nalewał mleka do kubków, ja powąchałam nowe ubranie.
- Co robisz? – spytał mieszając kakao.
- Pachnie tobą – zawyrokowałam.
- W sensie?
- No każdy ma swój zapach. Twoje rzeczy pachną tobą.
- Potrafisz tak wszystko wyczuć? A ładny ten mój zapach?
- Mam dobrego nosa. Bardzo ładny – odwróciłam wzrok.
Natychmiast przypomniały mi się słowa Patryka. Może i miał rację, ale ja nie mogę go nikim zastąpić.
- Co się stało? – usłyszałam zatroskany głos szatyna.
- Nic. Tak sobie myślałam. Pyszne – zanurzyłam usta w napoju.
- Chociaż to umiem zrobić.
- To kto gotuje u ciebie i Zbyszka? – spytałam.
- Odgrzewać zapasy od naszych mam też umiem – wyszczerzył się.
- Aaa… Rozumiem.


[ Syn i rodzice ]

                Odkąd przywieźli go z Sali operacyjnej, czekali, aż się obudzi. Lekarze zapewniali ich, ze operacja się udała. Oni chcieli tylko, żeby na nich popatrzył i uścisnął dłoń. Mieli jednego syna i wiązali z nim tyle nadziei. Patryk nie mógł umrzeć. Musiał żyć. Dla nich.
- Radek, chodź! Zobacz! – Dominika pokazywała na łóżko, na którym leżał brunet.
- Co?
- On chyba poruszył ręką.
- Kochanie, mówisz tak co chwilę.
- Ale teraz mam rację. No zobacz! – szarpnęła męża za rękę.
I faktycznie. Za szybą, leżący na łóżku siatkarz, poruszał delikatnie dłonią. Rodzice nie mogli opanować wzruszenia. Natychmiast pojawiła się pielęgniarka i weszła do Sali. Odczyty były w normie, a chłopak po prostu zaczął się wybudzać. Zaraz zjawili się lekarze i reszta personelu medycznego. Wszyscy czekali na tą chwilę, ale nikt nie spodziewał się, że nadejdzie tak szybko.
- Mogą państwo wejść – wpuszczono Panasów do środka.
Drżącą ręką pani Dominika głaskała syna po twarzy. Mówiła do niego czule. Radosław stał za nią i trzymał dłoń na ramieniu. W każdej trudnej chwili trwali razem przy synu. Spodziewali się, co ich czeka. Skoro raz to przeszli, to czemu nie drugi.
                Niebawem Patryk zamrugał powiekami i potoczył wzrokiem po wszystkich w pomieszczeniu.
- Udało się? – spytał nieśmiało.
- Oczywiście, że tak, synku – pani Dominika przytuliła go delikatnie.
- To dobrze – uśmiechnął się niemrawo a cały personel wybuchł śmiechem.
- Dziękuję. Uratowaliście nam syna – Radek zaczął wszystkich ściskać.
- Przed nami jeszcze długa droga, ale w końcu spełniliśmy jedno z najważniejszych założeń, by w nią wyruszyć – oznajmił ordynator. – Pacjent żyje.
Sala ponownie zatrzęsła się od śmiechu.


[ Wieczorne przyjemności ]

                Michał, jako gospodarz dżentelmen, ustąpił mi pierwszeństwa w korzystaniu z łazienki. Dostałam wszystko, czego mi było trzeba. Gdy z mokrymi włosami, opadającymi na ramiona i plecy, wyszłam z łazienki, on czekał, oglądając telewizor.
- Już – powiedziałam tylko i czmychnęłam do sypialni.
Przebrałam się z powrotem w jego rzeczy i położyłam w łóżku. Co chwila przewracałam się z boku na bok i nijak nie mogłam zasnąć. Z nudów wsłuchiwałam się w wodę cieknącą z prysznica w łazience. Wcale nie pomagało to w uśnięciu. W końcu wstałam i wzięłam się za zabawę gwiazdkowym prezentem siatkarza. Samochody lubiłam zawsze, a najbardziej te zdalnie sterowane. Tak mnie pochłonęło ta zajęcie , że nie usłyszałam , kiedy woda przestała lecieć. Odwróciłam się, a w progu stał oparty ramieniem Michał Kubiak i przyglądał mi się z rozbawieniem. Krótkie włosy lekko sterczały mi na głowie, zapewne jeszcze mokre. Na sobie miał granatową bokserkę i szorty pod kolor. Było na co popatrzeć. Toteż zaliczyłam chwilową zawiechę, a on dalej stał i się uśmiechał.
- Przepraszam, wiem, nie powinnam tego tykać bez pytania. Zważywszy, że to prezent no i na jego cenę – mruknęłam i odwróciłam wzrok.
Odłożyłam samochodzik na miejsce i usiadłam na łóżku.
- Nic się nie stało – usłyszałam z jego ust. – Tak ładnie się bawiłaś.
- Proszę cię…
- Powiem Radkowi, to ci kupi.
- Daruj sobie – burknęłam.
- No i o co się złościsz. Tylko żartowałem – spojrzał w moją stronę.
Ja położyłam się ponownie, plecami do niego i nakryłam kołdrą po szyję. Usłyszałam tylko cichy śmiech siatkarza.
- Dobranoc.
                Leżałam tak w ciemności wpatrzona w sufit. Nie mogłam zasnąć. Nie ułatwiało mi tego to, że w tym samym pokoju śpi facet. Do tego w mojej głowie huczało tysiąc niespokojnych myśli.
- Michał? – spytałam cicho, nie wiedząc czy śpi.
- Tak? – usłyszałam niespodziewanie odpowiedź.
- Dziękuję ci za wszystko.
- A co cię tak teraz naszło? Nie ma za co.
- Nie wiem. Oj jest. Może kiedyś ci się odwdzięczę.
- Oj Martuś – zaśmiał się, a mi serce zabiło szybciej. – Nic nie musisz robić.
Bosz… Dlaczego on teraz musiał być taki szalenie pociągający i czuły? Musiałam opanować emocje. Przecież to tylko Kubiak! Sytuacja strasznie się skomplikowała, gdy przestał być głupim bucem.
- Masz jakąś ciekawą metodę na bezsenność? – spytałam głupio.
- Zawsze mogę zrobić ci striptiz – po raz kolejny się zaśmiał.
Coraz bardziej podobał mi się jego śmiech…
- Może lepiej nie… - mruknęłam.
- Czemu? Nie podobam ci się? – wypalił oburzony.
- To nie tak, Michał… - zaczęłam.
Kompletnie nie wiedziałam, jak z tego pytania wybrnąć. Tak, Michale, podobasz mi się, a na tą chwilę jesteś cholernie seksowny i najchętniej wskoczyłabym z tobą do łóżka i nie trzymała rąk przy sobie. Nie, tak mu nie powiem.
- Wiem, wolisz młodego Panasa – odparł jakby smutnym tonem.
- Nie przypominaj mi. Nie chcę o tym teraz myśleć.
Nagle deszcz zaczął dzwonić zawzięcie o szyby a ja automatycznie posmutniałam.
- Zamknąłeś wszystkie okna? – spytałam.
Chyba słusznie, bo wyskoczył jak z procy posprawdzać mieszkanie.
- Uff… Dzięki – poświata księżyca oświetlała jego sylwetkę, gdy wracał do sypialni.
- Michał?
- Co?
- Przytulisz mnie? – nie mogłam się powstrzymać.
- Słucham? Na pewno o to ci chodziło? – spytał z powątpiewaniem.
- Tak. Mógłbyś? No chyba, że nie chcesz…
- Nie, to nie to. Mam tam przyjść?
- A co? Umiesz przytulać na odległość? – mruknęłam.
Stanął przy moim łóżku i niezdarnie pochylił się nade mną.
- Lepiej się połóż obok – rzuciłam, zrobiwszy mu miejsce.
Ostrożnie zajął połowę łóżka i wyciągnął ręce w moją stronę. Przysunęłam się lekko. W końcu wtulona w niego, wdychałam jego zapach. To też zaczynałam lubić. No i ramiona , którymi mnie oplatał bez najmniejszych problemów, które były tak silne i delikatne zarazem. Nie prosiłam, żeby został, po prostu usnęłam w jego objęciach.


___________________________________________________


A ja znów tradycyjnie się ociągam. Wybaczcie albo mnie porzućcie  sceptyczny
Jeśli jednak, to czytacie, to zostaliście ze mną i mam nadzieję, że dwudziestka trójka wam się podobała ;)
Kolejne odcinki się piszą, więc bez obaw. A jak widać Patryk przeżył, no i Marta też ;p
A stronę opowiadania na facebook-u dodałam w linkach ;)
Usatysfakcjonowane?

Pozdrawiam  hahaha

czwartek, 13 października 2011

[ XXII ]



[ Szpital. Blondynka. ]

                Stałam na szpitalnym korytarzu przyklejona do szyby jednej z sal. Oczy miałam wilgotne od nieustannie płynących łez. Nic na to nie mogłam poradzić, a w sumie nie chciałam. Bo jakie to teraz miało znaczenie? On leżał tam, podłączony do kroplówki, nieprzytomny, blady, bez życia. Nie mogłam do niego wejść, żeby go nie zabić najdrobniejszymi nawet zarazkami. Nawet siedząc tu, na korytarzu, musiałam mieć ubrany specjalny fartuch. Tak chciałam go dotknąć, chwycić za rękę, pogłaskać po głowie.
- On musi się obudzić – wyszeptałam.
- Też na to liczymy – usłyszałam obok głos trenera.
- Wiem…
- Martuś, nie płacz. Dziękuję, że przyjechałaś i z nami tu jesteś, ale nie mogę patrzeć jak płaczesz – otoczył mnie ramieniem.
- Nie potrafię inaczej, gdy widzę Patryka tam, na łóżku. Bardzo cierpi? – spojrzałam pytająco na Radka.
- Jest nieprzytomny, więc raczej wcale. Pogorszył bardzo swój stan przez to, że nic nam nie powiedział o nawrocie choroby Inie zgłosił się na zaplanowane leczenie.
- Niech no tylko się obudzi, to tak mu za to skopię tyłek – mruknęłam.
- Nie rozumiem, dlaczego zachował się tak nieodpowiedzialnie. Chyba nie chciał umrzeć, nie? – mężczyzna utkwił we mnie wzrok pełen strachu.
Tak bardzo chciałam zaprzeczyć i zabronić tak myśleć… Jednak Patryk ostatnio mało mówił o sobie i swoich uczuciach. Zachowywał się dziwnie, to fakt. Czy to było swoiste samobójstwo? Czy nie podejmował nowego leczenia, bo chciał umrzeć?
                Nie mogłam dłużej znieść myśli, huczących w mojej głowie. Życie bliskiej mi osoby wisiało na włosku, a ja nie mogłam nic zrobić… Przypomniały mi się nasze Mikołajki… Nie chciałam, żeby były zarazem pierwsze i ostatnie… Usłyszałam dziwne dźwięki z sali chłopaka. Urządzenia monitorujące jego stan chyba nie wykazywały nic dobrego. Kilku lekarzy i pielęgniarek wpadło tam. Wbrew odczytom zobaczyłam, że się poruszył i otworzył oczy. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nagle drzwi się otworzyły i gdzieś po przewozili. Podbiegłam do łóżka i chwyciłam jego rękę. Uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuję, że jesteś. Zależy mi na tobie, ale… Gdybym nie wrócił… Michał jest dobrym chłopakiem, akurat dla ciebie – puścił moją dłoń.
Nie miałam już siły dotrzymać im kroku. Widziałam jak znika za szklanym przejściem.
- Ale przecież ty wrócisz! – krzyknęłam przez łzy.
Podeszli do mnie jego rodzice i przytulili. Nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, co oni musieli czuć. To ich dziecko. Jedyny syn.
- Przepraszam – wyswobodziłam się z uścisku i pobiegłam przed siebie. Po drodze zdarłam szpitalny fartuch i kapcie. Nic już się nie liczyło. Miałam gdzieś życie, skoro jest takie niesprawiedliwe. Nie czułam chłodu, zimna, mrozu. Nie czułam nic. Rozpacz całkowicie zaabsorbowała mój umysł. Na nic innego nie było w nim miejsca. Nie widziałam dziwnych spojrzeń ludzi. Nie słyszałam klaksonów samochodów. Szłam, nie myśląc o celu. Nogi niosły mnie same. Kompletnie straciłam świadomość, gdzie jestem, co robię i ile czasu.


[ Dom Nowaczyków ]

- Nie wiesz kochanie, o co chodzi z tym szpitalem? – matka zagadnęła córkę zaniepokojona.
- Być może chodzi o Patryka. Tylko on jest jej tu tak bliski, żeby się tak przejęła – mruknęła brunetka.
- A co to za Patryk? – teraz zaciekawił się również pan Nowaczyk.
- To syn trenera Politechniki, mojego klubu. Marta mocno się z nim zżyła – wyjaśnił Bartman.
- Może powinniśmy jechać za nią?
- Nie mamo. Ona jest samodzielna i nie lubi, gdy ktoś się wtrąca.
- Ty jesteś taka sama – zaśmiał się siatkarz.
- No bo my siostry – uśmiechnęła się do niego.
- A pamiętasz jak się nie lubiłyście? Zbyszek, nie wiem, czy wiesz, ale Marta obcięła w dzieciństwie Justynie warkocze.
- Ooo, o tej historii nie słyszałem.
- Tatoo. Stare dzieje. Zresztą krótkie włosy są wygodniejsze. Niech Marta nosi długie jak chce.
- Dobrze, późno się zrobiło. Ja już będę chyba się zmywał. Moja mam osiwieje ze złości – zażartował brunet.
- Miło nam było cię poznać. Poczekaj, dam ci trochę ciasta do spróbowania dla twoich rodziców – pani domu pognała do kuchni.
- Mamo – jęknęła Justyna i przewróciła oczami.
- Spokojnie, masz naprawdę fajnych rodziców – chłopak cmoknął ją w policzek.
- Dziękuję, że przyjechałeś. To miłe z twojej strony.
- Mam nadzieję, że jeszcze nie raz cię pozytywnie zaskoczę.
- O, proszę – do salonu wróciła kobieta z pakunkiem.
- Dziękuję za zaproszenie i miły wieczór. Jeszcze raz Wesołych Świąt – pożegnał się.
- Przekaż życzenia rodzicom.
                Justyna odprowadziła swojego chłopaka do drzwi. Niespodziewanie wtuliła się w niego mocno.
- Skarbie, co jest? – przyjrzał się jej uważnie.
- Dobrze, że cię mam – wydusiła z siebie.
- Oj, moja mała królewno – delikatnie ją objął. – Ja też się cieszę, że mam Jusię.
- Naprawdę? A obiecujesz, że wytrzymasz ze mną do przyszłej Gwiazdki? – zadarła głowę do góry, żeby spojrzeć mu w oczy.
A on zobaczył w niej przerażoną dziewczynkę, która boi się odrzucenia.
- Jeśli Bóg da – odparł z uśmiechem.
- Wiesz, nigdy nie pomyślałabym, że ci to powiem… Kocham cię.
Ostatnie dwa słowa wypowiedziała bardzo szybko i skradła mu całusa. Teraz stała zawstydzona swoim zachowaniem i podziwiała wzór płytek.
- Jeżeli to nie jest za wcześnie, to… Ja też cię kocham – ujął w dłonie jej twarz i przybliżył do swojej. Uśmiechnął się czarująco i pocałował najczulej jak potrafił.


[ Eskapada Szatyna po cukier ]

                W momencie, gdy jego mama podała ciasto i kawę, okazało się, że brakło cukru. Wszelkie zapasy poszły do dań wigilijnych i wydało się dopiero teraz. A że musiało być wszystko tak jak powinno, wysłali go do sklepu. Tylko co teraz było otwarte? Chyba tylko stacja benzynowa…
                Na szczęście jakimś cudem cukier był. Właściwie to dali mu ten przeznaczony dla klientów, ale nie spodziewali się w wigilijny wieczór jakiegoś nawału ludzi. Wracał do domu okrężną droga, bo na najkrótszej trasie zrobił się korek z powodu zaspy. Zachowując ostrożność, zerknął na drzewa w parku. Calutkie oszronione i przyprószone śniegiem. Drobne płatki osiadały także na szybie samochodu. Już miał jechać dalej, gdy pośród tego bajkowego krajobrazu dostrzegł znajomą twarz. Zahamował gwałtownie i zaparkował na chodniku. Na szczęście nic za nim nie jechało. Miał nadzieję, że policjanci tez mają co robić w domach.
                Jednak się nie mylił. Przestraszył się nie na żarty. Pod jednym z drzew siedziała na śniegu przemarznięta blondynka. Serce mu zamarło, bo nie mógł stwierdzić, czy ona żyje. Miała zamknięte oczy i nie dawała oznak życia. Uklęknął przed nią i lekko potrząsnął.
- Marta! Marta, powiedz coś!
Jej skóra była zimna, a ciało wyziębione. Otworzyła lekko usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Chodź, zabiorę cię stąd – chwycił dziewczynę za rękę, ale ta nie podniosła się. Stwierdził, że ona nie ma dość siły i wziął ją na ręce. Dziwnie się czuł, mając ją w ramionach i w dodatku kompletnie nieprzytomną. Musiał zachować zimną krew i zdrowy rozsądek.
                Najpierw zawiózł mamie cukier i mętnie wytłumaczył, że znika na resztę dnia. Chciał jak najszybciej zawieźć Martę do swojego mieszkania. Miał nadzieję, że dziewczyna dojdzie do siebie. Ostrożnie ułożył ją na łóżku, zdjął jej ubranie i przykrył kołdrą. Potem napuścił do wanny ciepłej wody. Krępował się przed chwyceniem jej półnagiego ciała i  nie wiedział, czy wykąpać ją w bieliźnie. Przecież może mu mieć potem za złe, że ją widział nago. Chciał tylko jak najlepiej pomóc. Wyszło na to, że zanurzył ręce w wodzie i jak najdelikatniej umiał, odpiął stanik i zsunął majtki. Najwyżej mu się potem oberwie. Chyba ciepła woda dobrze na nią wpłynęła, bo zaczęła się lekko ruszać.
- Spokojnie. Wszystko w porządku. Musisz się trochę rozgrzać – powiedział do niej.
                Dla bezpieczeństwa wolał wezwać lekarza. Nie wiedział, czy kogoś dzisiaj w ogóle zastanie. Nagle przypomniało mu się, że w tym bloku jakiś mieszka. Spojrzał niepewnie na blondynkę. Będzie musiał ją wyciągnąć? Tylko jak? Żeby nie zobaczyć jej… w negliżu. Chwycił ręcznik, wyciągnął korek z wanny i kiedy woda spłynęła, z przymkniętymi oczami okrył nim dziewczynę. Potem wziął ją ponownie na ręce i ułożył w swoim łóżku. Okrył ją czym się dało. Domyślał się, że straciła ciepłotę ciała.
                Zapukał do drzwi naprzeciwko.
- Przepraszam, że przeszkadzam w taki dzień, ale może orientuje się pani, gdzie tutaj mieszka lekarz? – spytał eleganckiej kobiety, która otworzyła mu drzwi.
- A co się stało?
- Znalazłem wyziębioną dziewczynę. Chciałem, żeby ją ktoś obejrzał.
- Tak się składa, że dobrze pan trafił. Mój mąż jest lekarzem. Marek! – zawołała męża.
- Słucham kochanie?- do drzwi podszedł mężczyzna w średnim wieku.
- Dobry wieczór. Nazywam się Michał Kubiak. Jestem właścicielem mieszkania obok. Mógłby pan obejrzeć moją… koleżankę?
- Tylko wezmę torbę ze sprzętem.


[ Damska rozmowa. Matka z córką ]

                Justyna pomogła posprzątać ze stołu i pozmywać naczynia. Właśnie zwijała odświętny obruz. Nadawał się do prania z plamami od zupy owocowej i tłuszczem od karpia.
- Dziękuję, dziecko kochane – pogłaskała ją mama.
- Nic takiego. Dawno tak do mnie nie mówiłaś…
- Bo dawno cię u nas nie było – spojrzała na córkę z czułością.
- Dobrze wiesz, jak to jest. Postaram się troszkę to zmienić.
- Ja myślę, że teraz, jak masz jeszcze Zbyszka, to chyba nie bardzo.
- Mamo! – krzyknęła oburzona brunetka.
- No przecież się śmieję. Musisz z nim spędzać czas. Staruszków się jeszcze naoglądasz – zaśmiała się kobieta.
- E tam. Dziwnie to wszystko się zaczęło… Sama nie wiem, kiedy się zakochałam i zaczęłam go inaczej postrzegać… - dziewczyna zamyśliła się.
- Myślę, że jest rozsądny. No i poza tym niezwykle uroczy i czarujący. Wcale się ci nie dziwię, że z nim jesteś.
- On tak umie mamić kobiety. Wystarczy, że się uśmiechnie i już się do niego mizdrzą – mruknęła Jusia.
- Zazdrosna?
- Chyba tak. Skoro jesteśmy razem… Ale wiesz, koło niego zawsze będzie mnóstwo kobiet. Muszę się przyzwyczaić.
- Dokładnie. Siatkówka też kobieta.
Zaśmiały się obie.


[ Oględziny pacjentki ]

                Wciąż byłam oszołomiona. Niepewnie spoglądałam to na siedzącego obok lekarza, to na szatyna stojącego pod ścianą.
- Wystarczy, że przez te święta poleży pani w łóżku i spróbuje się nie wyziębić więcej, a wszystko powinno być w porządku. Przepiszę jeszcze jakieś witaminy i coś na wzmocnienie. Proszę pozwolić chłopakowi o siebie zadbać – uśmiechnął się do mnie mężczyzna.
                Niebawem opuścił pomieszczenie. Siatkarz poszedł go odprowadzić. Ja zostałam z natłokiem myśli. Kompletnie nie wiedziałam, co jest tutaj grane. Ocknęłam się jak lekarz zaczął mnie badać i do teraz nie ogarnęłam wszystkiego. Zerknęłam na siebie i pod kołdrę. Byłam naga!
- Pozwól, że ci wszystko wyjaśnię. Ja nic nie widziałem, przysięgam! Miałem zamknięte oczy. Nie chciałem, żeby ci się zmoczyło ubranie. Musiałaś się rozgrzać – przestraszony Kubiak tłumaczył zawzięcie.
- Michał – przerwałam mu.
- Hmm? – dotarło do niego, jak ładnie wypowiedziałam jego imię.
- Jak się tu znalazłam? – spytałam cicho.
Przysiadł niepewnie na krańcu łóżka.
- Zobaczyłem cię z samochodu. Siedziałaś w parku cała zziębnięta. Nie byłaś w stanie mówić, no to cię przywiozłem tutaj. Zdjąłem ci rzeczy, zaniosłem do wanny. Bieliznę ściągnąłem pod wodą jakby co. Nic nie widziałem, naprawdę.
Patrzyłam na niego uważnie.
- Boisz się, że będę cię wyzywać?
- Yyy… Noo..
- Nie mogę na ciebie krzyczeć, bo mnie uratowałeś – mruknęłam.
- Pamiętasz, co ty tam robiłaś?
- O mój Boże! Patryk! – doznałam olśnienia.
Zerwałam się z łóżka i chciałam jak najszybciej trafić do szpitala. Gdy zerknęłam na speszonego i odwróconego drugą stronę Michała, zdałam sobie sprawę, że jestem naga.
- Przepraszam, ale muszę do niego jechać. Gdzie są moje rzeczy?
- Spokojnie. Powiesz mi, o co chodzi? Twoje ubranie się suszy, ale tu masz coś do spania – wskazał na kupkę rzeczy obok mnie.
- Bo on… Ja wybiegłam ze szpitala… On może umrzeć… - zaczęłam histeryzować.
- Co ty mówisz? – chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Byłam w szpitalu razem z jego rodzicami. Patryk tam trafił. Ma nowotwór, znaczy teraz mu się nawrócił, a on nie chciał się leczyć. Miał mieć operację. Ja nie wiem, czy przeżył… - rozpłakałam się.
- Nie wiedziałem nic o tym… Zaraz zadzwonię do trenera i zapytam, dobrze?
Pokiwałam głową i cicho łkałam.


____________________________________________


Zatem wreszcie coś :)
Z dedykacją dla wszystkich czekających, błagających i przede wszystkim
cierpliwych :)
Co sądzicie o takim obrocie sprawy? Chyba wszyscy zgadli, że chodzi o Patryka.

Odcinek załatwili wam głównie
POMARAŃCZOWI JASTRZĘBIANIE!!!
Bo po kilku małych manipulacjach, obejrzałam cały mecz w domu :)
I nie żałuje ;) Fantastyczny mecz
To nic, że o 16 miałam szczepienie ;p pojechałam 15 po i też mnie gignęli ;p
Nie bolało za bardzo i nie płakałam, żeby nie było ;p
Pozdrawiam ;)

czwartek, 29 września 2011

[ XXI ]



                Dla wszystkich osób, które towarzyszyły ekipie Politechniki Radek przygotował paczuszki z gadżetami. Nikt nie czuł się pominięty. Sam trener zmierzał w naszą stronę z uśmiechem. Okazało się, ze wylosował Justynę. Szczęściara dostała zestaw lakierów do paznokci i perfum. Spoko, podwędzi się co nieco. Ja pomaszerowałam do Krzyśka. Wręczyłam mu wypasioną golarkę.
- A tu masz, żebyś zarośnięty nigdy nie chodził. Założę się, że twoja Kasia nie lubi dżungli na twarzy – posłałam dziewczynie uśmiech.
- No skoro tak każesz – zaśmiał się.
- A gratis masz tego bohomaza – dałam mu mały rulonik.
Zdobyłam się jeszcze na naszkicowanie ołówkiem jego podobizny.
- Oj, jaki przystojny wyszedłem. Dzięki – uścisnął mnie uradowany.


[ Brunet i Brunetka. Tajemniczy prezent dla Szatyna ]

                Zbyszek siedział i czekał, aż ktoś do niego podejdzie. Nie wiedział, kto mu coś kupował. Nagle poczuł nieśmiałe pukanie w ramię.
- Co jest kochanie? – spytał dziewczyny.
- Chodź, coś ci pokażę – chwyciła go za rękę.
- Ale Jusia, jeszcze nie dostałem prezentu! – protestował.
- Jaki ty jesteś trudny – mruknęła.
- Ej! Czyli… Justyna, ty wylosowałaś mnie?! – zdumiał się odkrywczo.
Nic mu nie odpowiedziała, tylko pociągnęła do innego pomieszczenia. Wręczyła mu kosz, który stał pod ścianą. Przyglądnął się dziwnie pakunkowi. Zaskoczony odkrył, że coś w środku się rusza.
- Co to jest?
- Poznaj panią Bobkową – odkryła wieko i ujrzał małego pieska.
- Oj, jaka ona słodka – zachwycił się siatkarz i natychmiast wziął psiaka na ręce.
- Podoba się prezent? – spytała nieśmiało.
- Pewnie Justyś – ucałował ją a suczka zaszczekała.
- Chyba nie lubi czułości – zaśmiał się.
                Oczywiście pani Bobkowa podbiła serca wszystkich i stała się atrakcją wieczoru. Brunet poszukał wzrokiem Michała. Szatyn siedział troszkę przygnębiony, a Klaudia próbowała go rozbawić.
- Misiek, podejdź tu – zawołał kumpla.
- Co jest?
- Zamknij oczy.
- Co ty znowu wykombinowałeś? Tylko bez głupich kawałów – zastrzegł Kubiak.
Przerwał, gdy wyczuł jak Zbyszek wciska mu w ręce pudełko.
- To prezent? Dla mnie? Od ciebie?
- Tak. On wiele wyjaśnia, wiesz?
- Ale co? – Michał zajął się rozpakowywaniem. – O matko! Mój wymarzony wóz! Zbysiu on jest świetny! Dzięki stary, nie musiałeś – uścisnął przyjaciela.
- Spoko. Na razie wersja miniaturowa, potem kupisz sobie prawdziwego. Jak widzisz, z drewna go nie wystrugałem, a więc musiałem zamówić. Żeby go przed tobą ukryć, potrzebowałem innego adresu. Z Justyną byłem w separacji, to poprosiłem Martę.
- Eee… Czyli stąd te spotkania? Z powodu prezentu dla mnie? Przepraszam Zibi – zawstydził się szatyn.
- No to skoro wszystko jasne, śmigaj do Marty – klepnął go w ramię.


[ Szatyn i Blondynka. Pojednanie ]

                Kubiak sondował towarzystwo. Panował jeszcze rozgardiasz, a on chciał, żeby blondynka go uważnie wysłuchała i zrozumiała.
- Przepraszam, mogę cię prosić na chwilę do kuchni? – spytał ostrożnie.
- Po co? Brakło czegoś na stole? – spojrzała na niego zdumiona.
- Chciałabym porozmawiać.
- Tylko szybko. Zgadzam się tylko dlatego, że są święta.
                Weszli do pomieszczenia i stanęli po różnych stronach stołu.
- To o co chodzi? – spojrzała na niego wyczekująco.
- Bo… Ja… Dowiedziałem się paru rzeczy i przemyślałem je… Miałem to zrobić już dawno, ale wciąż coś stawało na przeszkodzie. Marta… Ja cię przepraszam – wydusił z siebie.
Spojrzała na niego wielkimi oczyma.
- Co się stało, że wielki playboy Kubiak zniża się do tego poziomu i przeprasza prostytutkę? – wysyczała zjadliwie.
- Nie mów tak. Ani ty nie jesteś prostytutką, ani ja playboyem. Po prostu źle cię oceniłem. Wiem, że zadałem ci dużo bólu i zrobiłem wiele przykrości.
- W tej jednej rzeczy się z tobą zgodzę.
- Dlatego chciałbym cię najmocniej przeprosić. Nie wiem, co mógłbym jeszcze zrobić, ale nie chcę cię krzywdzić – wyznał szczerze.
Dziewczyna stanęła nieruchomo i patrzyła na niego. Widziała szczerość bijącą od siatkarza. Nigdy się tego po nim nie spodziewała, a teraz stoi przed nią cały skruszony ze wzrokiem w podłodze.
- Wybaczam ci i przyjmuję przeprosiny – odparła po namyśle.
- Naprawdę? – spojrzał czy z niego nie żartuje.
- Mi też to nie było na rękę. Teraz już idę, bo jak przez ciebie mnie ominie prezent to pożałujesz.
- Marta – zawołał ją.
- Co jeszcze? – odparła zniecierpliwiona dziewczyna.
On tylko wyjął elegancką czerwoną torebeczkę z nadrukiem jubilera i wyciągnął w jej stronę.
- Ale Michał… Nie musiałeś, przecież ja doceniam to, że mnie przeprosiłeś słownie – zaczęła tłumaczyć.
- To twój prezent gwiazdkowy – powiedział spokojnie i oczekiwał jej reakcji.
- Wylosowałeś mnie? Ojej… Nie musiałeś nic takiego drogiego kupować – wyjęła czarne pudełeczko.
Zaniemówiła ujrzawszy naszyjnik. Był piękny. Niebieskie kamienie połyskiwały w świetle. Nigdy nie dostała takiego prezentu, a już na pewno nie od mężczyzny.
- Em – wyszeptała, głaszcząc biżuterię.
- Uznałem, że do ciebie pasuje – uśmiechnął się.
Blondynka podeszła d lustra i próbowała sobie zapiąć podarunek.
- Pozwolisz? – Kubiak wziął od niej łańcuszek i go jej założył.
Odgarnęła swoje loki i wstrzymała oddech, czując chłopaka tak blisko.
- Niepotrzebnie tyle na mnie wydałeś…
- Może chciałem? – szepnął jej do ucha, a Marta zadrżała.
Szatyn spojrzał na ich odbicie. Wisiorek zdobił jej szyję. Nawet pasował do tej sukni. Chłopak zapomniał, że wciąż trzyma dłonie na jej ramionach. Cieszył się tą chwilą bez kłótni i krzyków. Ona jakby też się zamyśliła, a czując ciepło jego dotyku, nie protestowała.
- Dziękuję, jest śliczny – odwróciła się nagle przodem do niego.
- Cieszę się, że ci się podoba.
Zapatrzyła się chwilę w jego oczy. Potem niespodziewanie cmoknęła siatkarza w policzek. Instynktownie przytrzymał ją przy sobie. Stali tak, stykając się policzkami. Żadne z nich nic nie mówiło.
- Potrzebna ścierka – do środka wpadła Klaudia i oniemiała na widok Michała i Marty.  – Eee… To ja później przyjdę – wycofała się.
- Poczekaj, to nie tak – zaczęła dziewczyna, ale szatynki już nie było.
Chciała za nią ruszyć, jednak dłoń Kubiaka ją powstrzymała.
- Zostań.
- Ale przecież trzeba jej powiedzieć, że my nic…
- Po co? – spojrzał na nią uważnie.
- No bo wy… Razem… - próbowała mu tłumaczyć.
- Klaudia to moja kuzynka – odparł rozbawiony.
- Co?!
- Przyjechała dzisiaj niespodziewanie, to ją wziąłem ze sobą – wyjaśnił.
- A ja myślałam, że to jakaś twoja panna…
- Byłaś zazdrosna? – uśmiechnął się zadziornie.
- Daj se siana, Kubiak! – rzuciła wkurzona i wyszła
On tylko westchnął i wrócił na salę.


[ Najświeższe ploteczki. Siostrzane pogaduszki. ]

                Miałam nadzieję, że nikt nie zauważył, iż Michał wciągnął mnie do kuchni i potem z niej razem wyszliśmy. Będą sobie wyobrażać, Bóg wie co, a to tylko zwykłe wręczenie prezentu. Znaczy się… Nie całkiem zwykle, bo… Nie powiem, wzruszył mnie tym, co powiedział. Czyli jednak nie jest taki zły. Bo gdzie znajdziesz faceta, który umie się przyznać do błędu i przeprasza? Powiedzmy, że zmazał swoje winy.
- Mam o nic nie pytać? – rzuciła moja siostra, gdy wróciłam do stolika.
- Nie, czemu? – odparłam zdumiona.
- Jeśli  myślisz, że nic nie widziałam, to się grubo mylisz – odparła zadowolona z siebie. – Czyli mogę pytać?
- Skoro musisz – mruknęłam.
- Co tam ro.. – zaczęła, ale urwała, bo oczy jej się zaświeciły na widok mojej błyskotki. – Wooooow!
- Prezent – sprostowałam.
- No, no. „M” jak Michał – brunetka poruszyła brwiami.
- Jusia! To jest „M” jak Marta – syknęłam.
- A sobie interpretuj jak chcesz, ale ja ci mówię, że to dwuznaczne jest.
- Czy ty wszędzie szukasz podtekstu?
- No ba. Ale jednak coś musiało się dziać, bo Klaudia wyleciała stamtąd jak oparzona. Co najdziwniejsze, uśmiechała się – Justyna roztrząsała wszystko.
- Klaudia to jego kuzynka – oznajmiłam.
- Aaa! To wszystko wyjaśnia. Było buzi-buzi? – świdrowała mnie spojrzeniem.
- Jusia! Przecież mam Patryka – oburzyłam się.
- Oj tam, nie mydl mi oczu. Pic na wodę.
- W policzek – wyznałam jak najciszej i poczułam rumieńce.
- Oooj, jakie to słodkie. Martusia się zawstydziła – pastwiła się nade mną moja własna rodzona.
- Proszę cię, skończ.
- No nie denerwuj się tak. To wszystko normalne reakcje. Ale co się stało, że sobie nie skaczecie do gardeł? Tylko ten prezent?
- Nie. Przeprosił mnie za wszystko wcześniejsze…
- Ooo… No to szacuj i brawa dla niego. Zrehabilitował się, nie prawdaż?
- Niech będzie, że tak – uśmiechnęłam się lekko.


[ Szatyn i Szatynka ]

                Długo nie wytrzymała w milczeniu, gdy wrócił na miejsce.
- Przepraszam. Wojtaszek wylał swoją kawę i chciałam wytrzeć.
- Spoko. Co miałem zrobić, to zrobiłem.
- Na pewno nie jesteś zły? W niczym nie przeszkodziłam? – przyjrzała się kuzynowi uważnie.
- Czy wyglądam na złego? – uśmiechnął się do dziewczyny. – Nic więcej, by się nie stało. I tak dużo dostałem – chwycił się za policzek.
- Aha. Czyli wszystko poszło jak trzeba? – podpytywała.
- Nawet lepiej. Teraz będzie już dobrze.
- A ona nie jest z synem trenera?
- Nie wspominaj mi o nim. Zresztą, co on ma do naszego pogodzenia? – mruknął.
- Jak uważasz Michałku – zaśmiała się.
- Wiesz, że Marta myślała, że jesteś moją dziewczyną?
- Co ty gadasz? Aż o taki fatalny gust mnie posądza? – szatynka udała obrzydzenie.
- Ej, ej! Se uwożej mała – pogroził jej.
- Mała to jest twoja… Wiesz co – wytknęła siatkarzowi język.
- Phi! Chciałabyś, żeby twój facet miał taką jak ja – odgryzł się.
- Z takim robaczkiem to tylko na ryby a nie do kobiety – zachichotała i uciekła do chłopaków.
- Przecież nie jesteś taki mały, prawda? – spojrzał w dół.


[ Rodzinne święta. Dom Nowaczyków. ]

                Po licznych wrażeniach wigilii klubowej, nadszedł czas na tą właściwą. Dotarłyśmy do rodziców bez problemów. A teraz siedziałyśmy elegancko wystrojone przy stole i posyłałyśmy im uśmiechy.
- To jak tam dziewczynki wam idzie na studiach?
- Dobrze tato, jeszcze nas nie wyrzucili – zaśmiała się Justyna.
- Słyszałam, że macie ciekawe praktyki – mama uśmiechnęła się znacząco.
- Tak, bardzo. Jakoś nam się udało – odparłam.
- Uwielbiacie siatkówkę, to idealne miejsce dla was. Jak się dogadujecie z siatkarzami?
- Oj mamo, to normalni ludzie jak my tylko troszkę więksi. Mamy bardzo dobry kontakt, niektórzy szczególnie – spojrzałam znacząco na siostrę.
- Justyno, chcesz nam coś powiedzieć?
Z opresji wybawił szczęściarę dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę – zerwała się z miejsca.
Zastanawiałam się, kto o tej porze może do nas przyjść.
- Zbyszek?! – krzyk siostry powiedział mi wszystko.
- Nie wpuścisz mnie? Przyjechałem ci złożyć życzenia i twojej rodzinie – rozpoznałam znajomy głos.
Po chwili ich dwójka weszła do jadalni.
- Dobry wieczór – rodzice uważnie przyglądali się siatkarzowi.
- Mamo, tato… To jest… - zawahała się.
- Zbyszek, jej chłopak – przerwał jej i ucałował dłoń mamy a potem uścisnął rękę z ojcem.
- Justynko, nic nie mówiłaś, że masz chłopaka i to jakiego – nasza matka nie kryła entuzjazmu.
- Nie było okazji… - wybąkała.
- Także ja tu z życzeniami przyjechałem. Zdrowych, spokojnych i zawsze rodzinnych świąt jak dzisiaj. Pociechy z córek – uśmiechnął się do nas. – No a wam dziewczynki ukończenia studiów i praktyk, a potem dobrej pracy. Mam nadzieję, że u nas – wyszczerzył się.
- Zastanowimy się. Jak tylko zostaniesz w Warszawie, to czemu nie.
- Ty jak zawsze miła, Martuś- podszedł i uściskał mnie.
- Przyjechałeś sam? – spytałam cicho.
- Sam. Myślałem, że się pogodziliście – spojrzał zdziwiony.
- No tak, ale wiesz… Trudno mi się przyzwyczaić – mruknęłam.
- Córeczko, może zaproś Zbyszka na kawę i ciasto? – rodzicielka szturchnęła Jusię.
- Ale on się spieszy, prawda? – znacząco spojrzała na chłopaka.
- A gdzie tam. Chętnie zostanę. Ma pani jakieś zdjęcia Justyny z dzieciństwa?
Dusiłam się przy stole ze śmiechu. Siostra słała mi gromy wzrokiem, a ja po prostu nie wyrabiałam. Zbyszek jest udany jednym słowem.
- Marto, telefon do ciebie. Chyba ze szpitala – oznajmił tato.
- Co? – zerwałam się z miejsca.


____________________________________________


Helo :)
Rozdział z dedykacją dla moich czytelniczek studentek :)
A zwłaszcza dla tych, które zmieniają miejsce zamieszkania :)
trzymam kciuki, żeby wszystko się udało.
Jusia i Titta wam wyprosiły rozdział :)

No i wreszcie te prezenty, co nie? Tak na mnie wyzywaliście pod ostatnim rozdziałem. Teraz przepraszajcie ;p Czyż nie warto było czekać? ^^

wtorek, 20 września 2011

[ XX ]



[ Wielkie szykowanie. Klubowa Wigilia ]

                Dogadałam się z partnerkami chłopaków i tak oto stałam nad piekarnikiem i pilnowałam piekących się ryb. Już się przyzwyczaiłam, że w tym domu ja gotuję bardziej skomplikowane rzeczy. Na dodatek Zbyszek tak się przymilił mojej siostrze, a ona mi, że zgodziłam się zrobić jakieś danie za romance. A co tam, dobry uczynek zrobię. Śledzie w śmietanie już się chłodziły w lodówce.
- Jesteś prawdziwą czarodziejką zapachów – brunetka stanęła w kuchni i pociągnęła nosem.
- To tylko przyprawy, żadnej magii.
- Już nie umniejszaj swoich zdolności.
- Coś jeszcze mam ugotować, że jesteś taka miła? – spytałam podejrzliwie.
- O ty! Ja zawsze jestem dla ciebie miła – oburzyła się.
- No już dobrze, tylko żartowałam – uspokoiłam ją.
- Aaa… Mogę cię o coś spytać? – spoważniała.
Jak zwykle w najodpowiedniejszym momencie ktoś się do nas przywlekł.
- Pójdę otworzyć – chciałam wyjść, ale chwyciła mnie za rękę.
- Poczekaj, odpowiedz. Łączy cię coś ze Zbyszkiem? – wypaliła a mnie zamurowało.
- Nie masz gorączki? Skąd ten pomysł? Oczywiście, że nie.
Śmiać mi się chciało, gdy za drzwiami zobaczyłam właśnie wspomnianego bruneta.
- Chodź Zibi, wyjaśnij swojej kobiecie, że mnie z tobą nic nie łączy – wciągnęłam go do mieszkania.
- Ale o co chodzi? Przyjechałem po śledzie.
- No oskarżono nas o romans – odparłam rozbawiona.
- Aaa, no tak, przecież to trwa już 5 lat – zawtórował mi.
- Przestańcie. Chciałam się tylko dowiedzieć – wzruszyła ramionami.
- Kochanie, nie po to o ciebie zabiegałem – cmoknął ją w czoło. – Sama na to wpadłaś?
- Dowiedziałam się, że się spotykacie no i wiesz…
- Chyba już wiem, o co chodzi. Zamówiłem na wasz adres prezent dla Michała za Marty zgodą – wyjaśnił.
- I stąd te spotkania?
- Tak. Czysto gwiazdkowe – uśmiechnęliśmy się.
- Chcesz kwit od przesyłki? – zaproponowałam.
- Daj spokój, wierzę wam.


[ Miodowa. Męskie przygotowania. ]

                Zespół najpierw miał poranny trening, a dopiero popołudniu miała się odbyć wieczerza. Obżarstwo zaczynał się więc dzień wcześniej. Siatkarze nie mogli się doczekać. Łasuchy były z nich ogromne.
- Zbyszek, a co my przyniesiemy? – skapnął się Kubiak.
- Spokojnie, wykazałem się sprytem i moim wdziękiem. Marta coś dla nas przygotowała. Stoi w lodówce, nawet nie zaglądałem – brunet otrzepywał swój garnitur.
                Michałowi na dźwięk imienia blondynki w mig uleciał cały humor. Po tej wypowiedzi przyjaciela stwierdził, że coś jest na rzeczy. Spojrzał na wisiorek spoczywający w pudełku. Tak się starał, tak się cieszył… Ale zaraz. Powinno mu przeszkadzać tylko to, że Zibi oszukuje Justynę, a nie to, że jest z Martą. Młodsza siostra Nowaczyk często gościła w jego myślach. Miał ją tylko przeprosić, a chyba wiązał z tym jakieś głębsze nadzieje.
- Co się tak zamyśliłeś? – zajrzał do niego Bartman.
-Powiedz mi coś, ale szczerze – zaczął niepewnie Michał.
- To dla Marty? Fiu, fiu, ale się szarpnąłeś stary – poklepał kumpla po ramieniu i zagwizdał na widok błyskotki.
- Łączy cię coś więcej z Martą?
- Eee… Że co?? – brunet wybałuszył oczy.
- Pytam się tylko. Odpowiedz.
- No wiesz… Jest siostrą mojej dziewczyny… Jakieś koleżeńskie stosunki mamy- odparł ostrożnie.
- A spotykacie się?
- Jak jestem u Justyny to chyba naturalne.
Czyżby chodziło mu o to, co brunetce? Skąd u nich identyczne podejrzenia… Nie mógł mu teraz tego wyjaśnić. Przecież popsuł by niespodziankę.
- Nie o to mi chodzi. Wiem, że tu była pod moją nieobecność – szatyn postawił wszystko na jedną kartę.
- Masz rację, ale musisz poczekać na wyjaśnienia. To tylko tak dziwnie wygląda. Jestem fair wobex Jusi. A ty co? Zazdrosny o jej siostrę jesteś? – obrócił kota ogonem.
- Czysto przyjacielsko pytałem – mruknął Michał.


[ Babskie szykowanie. Brunetka i Blondynka ]

- Jusia! Wiesz, że nie lubię sukienek – protestowała.
- Wiem, ale ten jeden raz zrób wyjątek. To jest Wigilia! Ja też idę w sukience – wskazała na swoją kreację.
- Ale twoja jest dłuższa i w stonowanym kolorze – mruknęłam.
Spojrzałam na jej: beżową, z falbankami, za kolana i na moją: morelową, z koronką na plecach i ciut przed kolana. Jedyne co miała fajne to lekkie pufki na ramionach.
- Nie marudź. To boski ciuch, markowy i z wybiegu. Kumpela mi opyliła za grosze, bo ponoć projektantowi się nie spodobała po uszyciu. Na ciebie pasuje akurat, więc nie wiem w czym problem – spojrzała na mnie.
- Nie lubię się stroić…
- Czasem trzeba. Siadaj, zrobię ci loki i makijaż – poklepała krzesło.
- Tylko żebym nie wyglądała sztucznie!
- Będziesz tap madl natural – zaśmiała się.
                Potem ja, wedle życzenia, wyprostowałam jej włosy. Malować musiała się sama, bo ja w tym wprawy nie mam. Jusia, jak to Jusia, w każdym wydaniu wyglądała oszałamiająco. Prezentowała się przede mną i czekała na opinię.
- Przecież wiesz, że wspaniale – uśmiechnęłam się.
- Ale ty zawsze szczera jesteś. Dobra, chodź, pomogę ci wskoczyć w twoje cudo.
- Aż tak nieporadna nie jestem – mruknęłam.
Zsunęłam materiał i próbowałam go naciągnąć w dół.
- Ej! Bo podrzesz ją. Tak ma być, nic dłuższa – brunetka trzepnęła mnie po łapach.
- No dobra – jęknęłam.
- Przecież wyglądasz pięknie – odwróciła mnie do lustra. – Dobrze ci w tym kolorze. No to niejednego dzisiaj uwiedziesz.
- Przestań. Nie mam takiego zamiaru – przyglądałam się swojemu odbiciu.
- Oj mój loczku – uścisnęłyśmy się.
- Marta… Czyli ty nic ze Zbyszkiem nie tego – zagadnęła mnie niepewnie.
- Przecież Zbyszek ci już powiedział. Co się tak uparłaś? Dobrze wiesz, że bym ci tego nie zrobiła.
- No przepraszam… Tak jakoś, wybacz.
- Zresztą, bruneci nie są w moim typie – oznajmiłam.
- A szatyni tak? – dogryzła mi.
- A idź ty! – tupnęłam.
- Jesteś słodka, gdy się złościsz – wytargała mnie za policzki.
                Dotarłyśmy punktualnie i od razu szukałyśmy prowizorycznej kuchni. Trafiłyśmy bezbłędnie po damskich rozmowach.
- Cześć – przywitałam się.
- Eee… Marta? – spytała zdziwiona dziewczyna Krzyśka.
- Tak, to ja. Nie wiem skąd ta wątpliwość. Przywiozłam danie główne, pieczonego karpia.
Postawiłam naczynie żaroodporne na stole.
- Wyglądasz fantastycznie – zaczęły mnie okręcać wokoło.
- To nie widziałyście jeszcze mojej siostry – wyciągnęłam Justynę na środek i teraz się nią zajęły.
- Uff – odetchnęłam.
- My się chyba nie znamy – zaczepiła mnie jakaś szatynka.
- Chyba tak, nie kojarzę cię. Z którym siatkarzem przyszłaś?
- Z Michałem. Jestem Klaudia – wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Z Kubiakiem?! – byłam w szoku.
- No tak. To coś dziwnego? – przyjrzała mi się.
- Nie, nie. Skąd. Och, wybacz. Marta, odbywam tu staż – przedstawiłam się.
- M jak Marta – wyszeptała z szelmowskim uśmiechem.
- Słucham?
- Nic, nic. To z którym siatkarzem dogadujesz się najlepiej? – zagadnęła.
- Aaa… Z Patrykiem Panasem. Można chyba powiedzieć, że jesteśmy parą. Aczkolwiek  to bardzo luźny związek – uśmiechnęłam się.
- Rozumiem. Ciężko się z nimi pracuje?
- Wiesz, tylu chłopa i ja z moją siostrą to dość osobliwa sytuacja. Testosteron wisi w powietrzu, ale jak widać żyjemy.
- No faktycznie. Chodź, spytamy się, co możemy zrobić – ruszyła w środek babińca.
- Oj dziewczynki, jesteście kochane – przyjęła naszą propozycję pani Panas.
- Czekamy na polecenia.
- Klaudia, ty mi pomożesz tu wykładać wszystko na talerze, a Martusia niech pozbiera zamówienia na kawę i herbatę. Panowie już pewnie siedzą za stołem w sali naprzeciwko.
No i cóż mogłam zrobić? Musiałam do nich iść. Jusia posłała mi pokrzepiający uśmiech.
- To będzie wielkie wejście – szepnęła mi do ucha.
- Oj cicho.
- Założę się, że nie jeden będzie cię rozbierał wzrokiem.
- Justyno!
- Idź już, bo nam poschną z pragnienia.
                Ostrożnie uchyliłam drzwi. Od razu doleciał do mnie gwar męskich rozmów. Weszłam do środka i rozejrzałam się po Sali. Chłopcy stali lub siedzieli i w grupkach raczyli się opowieściami. Jak przystało na kulturalną dziewczynę, podeszłam najpierw do trenera.
- Dzień dobry ponownie Radosławie. Kawka czy herbatka? – spytałam z uśmiechem.
- Matko, Marta, ledwo cię poznałem. Parę godzin temu wyglądałaś całkiem inaczej. Kawa jak najbardziej.
- Dobrze. Muszę zebrać resztę zamówień.
- Idź, idź. Kompletnie rozum dla ciebie stracą – zaśmiał się mężczyzna.
- Martuś – rzucił się na mnie Patryk. – Jak ślicznie wyglądasz.
- Oj normalnie. Też się cieszę, że cię widzę – poklepałam go po ramienia i cmoknęłam w policzek.
Chyba ta reakcja bruneta zwróciła uwagę pozostałych, bo w pomieszczeniu zapanowała chwilowa cisza. Wszyscy patrzyli się na mnie, a ja czułam, że się rumienię.
- Witaj piękna szwagierko – Zbyszek wybawił mnie z tej niezręcznej sytuacji.
- Proszę cię, oszczędź mi – mruknęłam.
- Taka prawda. Chłopcy, chcecie, żeby Marta przychodziła tak na treningi? – spytał ogółu.
- Pewnie! – rozległy się gwizdy i wesołe okrzyki.
- Zapomnijcie. Zrobiłam wyjątek tylko na dzisiaj. A teraz panowie, proszę współpracować. Kto chce kawę? – policzyłam podniesione ręce. – A kto herbatę?
Wszystko sobie zsumowałam. Już miałam pędzić do kuchni, ale mnie zatrzymali.
- No przywitaj się z nami.
I tak musiałam każdego z osobna uścisnąć tudzież cmoknąć w policzek. Szczerzyli się przy tym niemiłosiernie. Tylko patafianowaty szatyn siedział zamyślony.
- Cześć – rzuciłam do niego i poszłam.
Niech se nie myśli. I tak byłam dla niego nad wyraz miła. Mam wielkie serce i odpuszczę na czas Wigilii.


[ Czas właściwy. Godzina 0. Opłatek ]

                Tak, opłatka nam nie oszczędzili. Totalne zamieszanie powstało podczas życzeń każdy z każdym. Mimo wszystko szczęka bolała mnie od uśmiechu. Oni byli tacy rozbrajający. Tylu oryginalnych życzeń w życiu nie słyszałam. Koledzy Patryka z drużyny oczywiście sypali aluzjami co do naszego związku. Jakiś ślub, jakieś dzieci, ja nie wiem, o co im chodzi. Siostra też mi niestworzone rzeczy opowiadała, całą litanię, ale ja się jej odpłaciłam. Ona i Bartman się uparli na połączenie mnie i Kubiaka, ale niech sobie gadają. Co do Michała właśnie… Uraczyłam go standardową śpiewką, a on jakby zapomniał języka w gębie i wydusił: „nawzajem”. Spoko. Lepsze to niż darcie kotów i psucie imprezy. Najwięcej czasu poświęciłam Patrykowi. To były trudne życzenia. Miałam łzy w oczach, za to on zarażał uśmiechem.
- Patryś… 1000 razy zdrowia, bo bez tego…
- Kochanie, nie płacz. Nie ma nad czym. Dziękuję, że się martwisz. Nic złego się nie stanie – przytulił mnie.
I tak trwając chwilę w uścisku szeptaliśmy sobie resztę życzeń.
                Tradycyjnie zebrałam cały kosz pochwał moich potraw. Zibi zdołał się przyznać, że śledzie to nie jego robota. Klaudia pierwsza to poddała w wątpliwość no i się wygadał. Intrygowała mnie ta dziewczyna. Była miła, sympatyczna, uśmiechnięta. Siedziała zadowolona u boku Michała. A on ani słówkiem wcześniej o niej nie pisnął.
- Czyżbyś była zazdrosna? – szepnęła mi na ucho siostra.
- O czym ty mówisz?
- Przecież widzę jak skanujesz towarzyszkę Kubiaka. Chciałabyś być na jej miejscu, co?
- Ani mi się śni! Mam mojego faceta obok – uśmiechnęłam się czule do Patryka.
- Ja wiem, że to nic poważnego.
- Żebyś się nie zdziwiła. On mnie potrzebuje a ja jego.
- No to chyba już możemy sobie wręczyć prezenty? – poderwał się od stołu Krzysiek.


____________________________________________


Nie ma co się rozpisywać :) Chyba jeszcze mnie trzyma od niedzieli,
dlatego zdecydowałam się dodać :)
Oby podobny sukces odnieśli w Pucharze Świata i byśmy mogli być spokojni o ten Londyn. Wiadomo :)
Brąz jak złoto :) I niech nikt nie loto ;p
Wreszcie ta Wigilia ^^ ale prezenty dopiero w następnym ;D
a będzie ciekawie ;p
Pozdrawiam