sobota, 15 stycznia 2011

[ I ]


Nić porozumienia

                Zniecierpliwiona czekałam na chodniku na siostrę. Ile można siedzieć w sklepie z bielizną? I tak stanika i majtek spod ubrań nie widać, więc o co tyle zachodu? Małpa… ale to moja kochana siostra.
                Spytacie „od kiedy”? Kochałam ją od urodzenia, ale po tym numerze z warkoczami nasze stosunki zamroziły się na 10 lat. 10 lat dogryzania, dokuczania, uprzykrzania sobie życia. Wszystko robione tak, by sprzeciwić się tej drugiej. Ciekawie było…

                Zmiana wszystkiego zaczęła się od kłopotów Justyny z matmą. I to mnie przypadło zaszczytne stanowisko korepetytora. Mimo wielu wojen, rodzice nie ustąpili. Pamiętam, jak przyszła do mnie pierwszy raz. Speszona, przestraszona, niepewna. Aż taki kolczasty mur wyhodowałam wokół siebie? Najpierw postarałam się udowodnić swoją nieszkodliwość dla otoczenia, dopiero potem usiadła. Było ciężko… I z naszą komunikacją i z wbicie jej czegoś do głowy. Jednak te dwie rzeczy szły w parze. Z każdą kolejną lekcją topniał lód między nami.
                Kiedyś zasiedziałam się z moją gitarą i zapomniałam o naszej nauce. Justyna weszła w połowie utworu, przerwałam.
- Masz ładny głos, graj dalej – poprosiła i przyjęła pozycję słuchacza. Zdziwiłam się, lekko zestresowałam. Nigdy przy nikim nie demonstrowałam swoich umiejętności muzycznych.
- Zabierzmy się do nauki – odłożyłam gitarę.
- Dlaczego nigdy nie pokazałaś swojego talentu? – drążyła temat.
- A komu niby i gdzie?
- No nam w domu, w szkole na konkursie.
- Tak, tak… Żebyś mnie wyśmiała, a w szkole wygwizdali…
- Dlaczego?
Ona udaje, czy naprawdę jest taka głupia?
- Jakbyś zauważyła, to nie pałasz do mnie sympatią, a ja nie cieszę się aprobatą wśród uczniów. Na czym ostatnio skończyłyśmy? – przeglądałam podręcznik. Ona milczała. Odpowiadała tylko na pytania co do matmy. Nie poruszyła innego tematu. Po godzinie wyszła. Czyli wszystko po staremu…
                Rewolucja nadeszła następnego dnia. Najpierw Justyna przyszła do mnie do pokoju i kazała się ubrać w jej rzeczy, które przyniosła. Potem wymalowała nas obie.
- Od dzisiaj biorę cię pod moje skrzydła. Wszystko się zmieni, zobaczysz.
                Z takim przesłaniem ruszyłyśmy do szkoły. Miny przechodniów bezcenne. Brunetka złapała mnie za rękę i szłyśmy jak dwie najlepsze przyjaciółki. Tak było przez cały dzień. Wszędzie razem, poza lekcjami. Ludzie zaczęli się do mnie uśmiechać i być mili. Zupełnie jakby moja siostra rzuciła na nich zaklęcie, jkaby miała taką moc nad tłumem.
- I jak ci się podobało? – spytała w drodze powrotnej.
- Było… lepiej. Dlaczego to zrobiłaś?
- Nowaczykówny powinny się trzymać razem – uścisnęła mocniej moją dłoń.
- Dziękuję – szepnęłam.
- Oj Martuś – przytuliła mnie znienacka. – Tyle lat spędziłyśmy na wojnie ze sobą. Nie chcę, żeby tak było zawsze.
- Ja też nie. Przepraszam za te włosy.
- Hahaha. Już dawno mi odrosły, ale polubiłam krótkie dzięki tobie. Wybaczam ci – uśmiechnęła się.

                Tak oto ujawniła się nasza siostrzana więź i miłość.


[ Droga. 30 km od Warszawy ]

- Zbysiu, całym szacunkiem dla twoich umiejętności, ale nie chciałbym, żeby moje auto ucierpiało.
- Ani jednej ryski nie będzie. Spokojnie.
- Ufam ci. Dzwoniłeś, że przyjeżdżamy?
- Zrobimy mamusi niespodziankę. Ona cię uwielbia.
- Serio?
- No. Ostatnio wspominała, że dawno cię nie widziała. Także Michu, szykuj się na porcję uścisków i całusów. Jak dopadnie ciebie, to mi da spokój.
- Się tak nie ciesz, bo jej przypomnę, że ty nadal kawaler i znów zaprosi swoje koleżanki córkami – roześmiał się.
- Ani mi się waż! Nie mam zamiaru oglądać tych babsztyli sikających w majtki.
- Oj Zibi, jaki ty silny, męski, przystojny i w ogóle – zapiszczał jego towarzysz.
- Jesteś wredny, wiesz?
- Wiem. Uczyłem się od ciebie.
- Jestem dumny z takiego ucznia.


[ Blondynka ]

                Zdążyłam powspominać tą całą historię, a ona jeszcze nie wylazła. Marta, spokojnie, tylko się nie denerwuj. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Nie chcesz kolejnej awantury z siostrą, prawda? Więc zachowaj spokój. Jeżeli chciałam pogadać z kimś na poziomie to musiałam sama z sobą. Takie życie…
                Jakiś samochód zatrzymał się obok mnie. Kierowca opuścił szybę i rozpoznałam tego szatyna.
- Złotko, ile za numerek? – spytał z bezczelnym uśmiechem.
Normalnie miałam mu ochotę przywalić i oszpecić tą buźkę, ale się powstrzymałam.
- Nie stać cię chłopcze.
- Oj, na pewno jakoś się dogadamy.
- Nie sądzę. Twój status społeczny jest poniżej moich standardów – prychnęłam lekceważąco.
- Aaa… Czyli dajesz starym dziadygom z 9 zerami na koncie?
- Licz się ze słowami!
- Żaden z tych staruszków nie zrobi ci tak dobrze jak ja, maleńka.
- Phi… Wiele byś nie zwojował swoim Tomcio-paluchem.
- Cooo? Skąd możesz wiedzieć, że mam małego? – oburzył się.
- Bo zawsze ci, co się przechwalają, nic w gaciach nie mają.
- Chcesz się przekonać? – zaczął grzebać w rozporku.
Zaraz, zaraz… On chce mi pokazać?! Martuś, musisz to zobaczyć!
Podeszłam bliżej. Odchylił trochę fotel i opuścił spodnie. Zaczął zsuwać majtki. Moje zainteresowanie wzrosło. Z wrażenia wsadziłam głowę przez okno do środka.
- Chcesz się z nim zapoznać? – wychrypiał.
Nagle coś mnie szarpnęło do tyłu…


[ W tym samym czasie. Sklep obok. ]

                Spacerował między regałami. Tyle fajnych skąpych komplecików i stroi, a on nie ma ich komu kupić. Jakie to żałosne. Pozostało mu jedynie wybranie czegoś dla siebie. Stwierdził, że w ciemno nie kupi i musi przymierzyć. Wszedł do pierwszej lepszej kabiny, lecz…


[ Przymierzalnia ]

                Stwierdziła, że potrzebuje nowego stanika. Zatem przymierzała po kolei. Właśnie podziwiała na sobie koronkowy model, gdy ktoś bezczelnie do niej wszedł.
- O przepraszam – usłyszała od zmieszanego bruneta, lecz po chwili stał i patrzył bez skrępowania. – Bardzo ładny. Mi się podoba. Masz jeszcze jakiś do przymierzenia?
- Niewyżyty gwiazdorzyna! Wypad zboczeńcu! – zaczęła się ubierać, a on dalej stał i patrzył. Walnęła go torebką, aż wypadł z kabiny. Brunetka wyleciała ze sklepu jak burza. Na dworze zauważyła siostrę z głową w jakimś samochodzie. Ją też musiała uratować…
- Zwiewamy!


[ Ta sama droga. Kawałek dalej ]

- Co się stało? – spytałam.
 A nic. Wlezie taki komuś do kabiny i się lampi jak na swoje. Siatkówka spada na psy – warknęła.
- A który?
- Nonowy super nabytek Politechniki. Zbigniew Cham. Ale zaraz, przepraszam bardzo, co ty wyczyniałaś w tym samochodzie? Czy to nie był Kubiak?
- No to on…
- Ojejciu. Psyjaciele dwaj się na zakupy wybrali. Jakie to słodkie – zapiszczała. – Nadal nie rozumiem, po co tam łeb wsadzałaś.
- Oj no.. Bo coś oglądałam… - mruknęłam. Szłyśmy w zawrotnym tempie, prawie biegłyśmy, cały czas klucząc uliczkami.
- Powiedz, że mi się zdawało, że widziałam jakoby miał spuszczone spodnie!
- No ten… No… Chyba miał…
- Nie no, nie no. Proszę mi powiedzieć, co się tam zdarzyło! Ale już! – tupnęła nogą.
- Zaczęło się od tego, że wziął mnie za cichodajkę. Dogryzaliśmy sobie i stanęło na tym, że chciał mi udowodnić, że nie ma małego. No i mi pokazał…
- Marta! Pokazać ci kawałek ptaka i od razu głupiejesz! Jakbym przypadkowo nie interweniowała, to byś mu tam obciągnęła!
- Oj Jusia no… To była jego inicjatywa.
- Tak, tak. A ty nie musiałaś go słuchać. Tak nie można.
- Dobrze, już dobrze. Obiecuję poprawę.
- A tak z ciekawości… Dużego miał? – powaliła mnie pytaniem.


[ Samochód Michała K. ]

                Szatyn pospiesznie przywrócił się do porządku. I słusznie, bo po chwili ze sklepu wypadł jego kumpel.
- Powiedzieć kobiecie komplement, a ta od razu od zboczeńców wyzywa – mruknął brunet.
- Proszę, powiedz, że ta burza, która wypadła ze sklepu i pociągnęła za sobą taką blondynkę to nie twoja sprawka!
- No chyba moja, a co?
- Ty idioto! Ja tu zagajam i już, już miała mi dobrze zrobić, a przez ciebie gówno z tego wyszło! – warknął.
- Misiu, Misiaczku, nie denerwuj się. Chodź, zamienimy się miejscami. Nie możesz w takim stanie prowadzić – zatroszczył się o przyjaciela.
- Taka szansa… Taka okazja… Może je dogonimy? – spytał z nadzieją.
- Nie ma szans. Pognały jak torpeda, a poza tym już ich nie widać. Już dobrze, spokojnie. Zajedziemy do domu to ja ci obciągnę – roześmiał się.
- Psychol!

[ 3 piętro. Blok. Ulica Kwiatowa. ]

- La donna e mobile qual piuma al vento muta d'accento e di pensiero* - śpiewałam sobie przy zmywaniu naczyń.
- Zamknij paszczę, bo znów sąsiedzi przyjdą ze skargą – krzyknęła Justyna z salonu.
- Oj, bo oni się nie znają na sztuce – prychnęłam.
- Sztuka sztuką, ale ogłuchnąć nie chcą.
- Słyszałam to! Od mojego śpiewu jeszcze nikt nie ogłuchł!
- Jeszcze…
- To też słyszałam! Za karę zmywasz przez następny tydzień – rzuciłam ścierką i poszłam do siebie.
Po chwili przydreptała za mną brunetka.
- Skarbie, masz ładny głos a śpiewasz tylko przy garach.
- Bo tak mi najlepiej wychodzi! Nie przymilaj się, zmywanie cię nie ominie – warknęłam.
- Mogę zmywać przez dwa tygodnie. Troszczę się o ciebie. Marnujesz talent!
- E tam. Docenią mnie po śmierci. Ja się nie nadaję do występów.
- Przestań bredzić! Jusia cie wypromuje – przytuliła mnie z całych sił.
- Kochana jesteś. Jak coś wymyślisz, daj znać.
- Nie bój żaby!


* utwór Luciano Pavarotti'ego

__________________________________


Pojawił się 1 odcinek. Także wiecie, przestraszyła się tą liczbą gróźb molestowaniem. Dziewczyny, spokojnie ;p

Z dedykacją dla Lil i Karoli :*
bo się nie dałam oszukać ;p

Pozdrawiam