środa, 30 marca 2011

[ VI ]


Od przysługi wszystko się zaczyna

[ Brunet. Jego wygodne łóżko. ]

                Medytacje przerwał mu sms.
„Hej kochanie, zlotałabym cię na sianie.
Hej ogierze, wzięłabym cię w plenerze.
Hej karaluszku, dosiadłabym cię w łóżku.
Hej Zbigniewie, będzie nam jak w niebie.”
                Spojrzał na nadawcę. Justyna? TA Justynka? Ona pisze do niego TAKIE rzeczy? Osz ta… Aż mu się gorąco zrobiło. Toż to dwuznaczna propozycja. Ależ nie! Całkiem jednoznaczna. I co miał myśleć? Najważniejsze, co z tym fantem zrobić? Pociągała go jej niedostępność, obojętność wobec jego osoby, traktowanie go jak normalnego faceta. Taki przecież był. Nie myślał o nich jako o parze, ale chyba najwyższy czas. To chyba pora na plan „mamuśka”.


[ Parkowa alejka. Szatyn. ]

                Mieli się dzisiaj razem przejść piechotą na trening. Jednak Zbyszek jak zwykle wstał za późno. Nie chciało mu się czekać aż kumpel się ogarnie. Potem i tak wylądowaliby w samochodzie. Ech ten Zbigniew…
- Poczekaj! – dobiegł go krzyk z tyłu.
- Co ty tu robisz? – zdziwił się na widok zdyszanego Bartmana.
- Gonię cię. Przecież ustaliliśmy, że idziemy razem, no nie?
- Jestem pełen podziwu dla tempa twojego rannego szykowania – zaśmiał się.
- Tak pędziłeś, to co miałem zrobić? Zafundowałeś mi rozgrzewkę.
- Na złe ci nie wyjdzie. Żyjesz? – spojrzał rozbawiony na towarzysza obok.
- Już ze mną ok. Co tam nawijałeś wczoraj mojej matce?
- No nic konkretnego, a co?
- Myślę, że już czas zacząć naszą akcję. Super dogaduję się z Justyną, więc pasuje – rozmarzył się brunet.
- Z tą wybuchową dziewczyną? Proszę, proszę… - poklepał kolegę po ramieniu. Przechodzili obok jakichś klubów. Po chodniku walały się plakaty. Michał przyjrzał się reklamie na drzwiach i lekceważąco uśmiechnął. – Nie to, co siostrzyczka. Ona już porządna nie jest.
- Ech Misiek, co ty o niej wiesz? Nic.
- Ale…
- Nie oskarżaj nikogo bezpodstawnie mój drogi.


[ Poranek. Kwiatowa. Śniadanie sióstr. ]

- Moja droga, nie możemy tak balować po każdym twoim występie, bo ja nie mam mocnej głowy – ziewnęła Justyna.
- Spokojnie, tylko po pierwszym. Potem będziemy grzeczne, no nie? – wyszczerzyłam się.
- Oczywiście. O, mój telefon. Wiadomość. Od Bartmana? – spojrzała na mnie zdziwiona. Zachowałam poker face.
- „Bardzo onieśmiela mnie propozycja twa
możemy umówić się na małe riki-tiki-tak.
Śniłem o twym ciele przez całą noc
Chętnie wskoczyłbym z tobą pod koc.”
Zakrztusiłam się jedzonymi płatkami i oplułam pół stołu. Ogarnął mnie paniczny śmiech.
- No zabawne strasznie. Co ten głupek mi tu wypisuje? Marta?! Czy ty coś o tym wiesz? – spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ja? Nic. A czemu?
- Bo ja mu nic nie proponowałam, a z racji, że nie pamiętam wieczoru… Zajrzyjmy do wysłanych.
Zaczęłam delikatnie i nieznacznie wycofywać się z kuchni. Szybko zabrałam płaszcz i torbę i wymknęłam się z domu.
- Maaartaaa! – na schodach dobiegł mnie wściekły krzyk siostry.
- Uuups…


[ Szatnia. Hala na Ursynowie. ]

- Hej chłopaki. Jak zwykle razem. Zibi, a ty co taki rumiany? – zagadnął ich Damian.
- Bo on sobie już po drodze rozgrzewkę zrobił – zaśmiał się Michał.
- Od kiedy tak się palisz do rozgrzewki, co? Nigdy pilny nie byłeś – dopytywał Nowak.
- Coś trzeba reprezentować sobą na boisku. Skoro dobrą prezencję mam od urodzenia, to potrenuję formę – napuszył się brunet i zaczął przebierać.
- Ale nie na wszystkie ta twoja prezencja działa – dogryzł mu przyjaciel.
- Co? Jakaś mu odmówiła? – zainteresowali się wszyscy zgromadzeni z Wojtaszkiem na czele.
- No ba. I to kilka razy.
- Uuu…
- Ty się Kubiak nie wymądrzaj, bo lepszy nie byłeś. Tak samo oberwałeś jak ja – Bartman pokazał mu język.
- Oj tam, ale mimo wszystko jest różnica….
- Taka, że ja do Justyny mam numer i piszemy gorące smsy – zakasował wszystkich.
- Nie będę się z puszczalskimi zadawał! – odburknął Michał.
- Ja ci mówiłem, nie widziałeś, to nie gadaj głupot.
- Chłopcy, spokojnie. Kobiety zawsze stwarzają kłopoty, normalnie. A teraz chodźmy na trening.


[ Uczelnia. Przerwa obiadowa. ]

                Siedziałyśmy przy stoliku, jedząc własne kanapki. Spojrzawszy na jadłospis, wolałyśmy nie narażać naszego zdrowia i życia.
- Justynko, już się nie gniewasz? – spytałam ostrożnie.
- No zastanowię się. Ale talent to ty masz. Do tego co nie trzeba. Długo myślałaś nad tą rymowanką? Ja myślę, że on to całą noc ripostę układał.
- 5 minut mi to zajęło. Wiem, że zdolna jestem. Chciałam, żeby zabawnie było.
- Oj Martuśka… I co ja mam co zrobić? No nic nie mogę. Za bardzo mnie to wszystko bawi. Jakoś przeżyję jego końskie zaloty. Oho! Dzwoni.
Odeszła od stolika i wyszła na korytarz.


[ Szare ściany korytarza. Rozmowa kontrolowana. ]

- Słucham?
- Jak miło usłyszeć twój głos. Martwiłem się, bo nic nie odpisałaś.
- Nie wiedziałam co. Rymy mi się skończyły – wybrnęła.
- Bo tak sobie pomyślałem, że czy nie moglibyśmy niebawem pojechać do mojej mamy? Znaczy… Znasz plan i wiesz co i jak. Chciałbym to już wcielić w życie – tłumaczył się.
- Tak, tak. Rozumiem. Spoko, bez obaw. Daj znać jak będziesz miał konkretny termin.
- Ok. Aaa… Co z twoją propozycją? – zagadnął niby mimochodem.
- Wieeesz… Wczoraj z siostrą za dużo wypiłyśmy i nie byłam świadoma, gdy to pisałam – teraz to ona próbowała opanować sytuację.
- Rozumiem. Może wtedy pisała twoja podświadomość? – wyraźnie nie tracił nadziei i humoru.
- Nie wiem, nie znam się na tym. Nie rób sobie zbytniej nadziei, bo jak zaczniesz się do mnie dobierać, to wiesz, co ci grozi – zniżyła głos.
- Yyy… Tak, wiem. Wolałabym tego uniknąć…
- Spokojnie. Bezpodstawnie nikogo nie atakuję. Ja taka łagodna dla otoczenia – wyjaśniła ze śmiechem.
- Bardzo – zawtórował jej chłopak.
- Dobra, ja muszę kończyć. Dzwoń jak coś. Pa.
- Ja też. Pewnie, że tak. Do usłyszenia.


[ Warszawskie przedmieścia. Wejście do domu. ]

                Przyjechał tu z misją. Oczywiście nie bezinteresownie. Powie, co ma a przy okazji załapie się nie pyszny domowy obiadek. Zbyszek niech się żywi w knajpach, jak chce, ale szatyn wolał mamusine wyroby.
- Dzień dobry Michałku. Wejdź. Sam jesteś? – przywitał go miły damski głos.
- Tak pani Jolu. Dzisiaj sam. Pozwoliłem sobie wpaść w odwiedziny.
- Ależ wspaniale. Chodź do kuchni, zrobiłam pyszne gołąbki. Spróbujesz?
- Oooch, cudowny zapach. Dobrze pani wie, że nie potrafię pani odmówić – rozsiadł się za stołem.
- Sama przyjemność gotowania dla kogoś, kto wszystko zjada – uraczyła go pełnym talerzem.
- Nie wiem, jak to wcisnę.
- Sobie spokojnie jedz. W międzyczasie pogadamy – uśmiechnęła się przebiegle. – Co tam u was słychać? Jak mój Zbysiunio? Nie schudł?
- Oj no, normalnie. Jak to u siatkarzy, Treningi i odpoczynek. Pani syn ma się wyśmienicie. Mamy jeszcze trochę zapasów od ostatniej wizyty tutaj. Dobrze wygląda – opowiadał między kęsami.
- Jacy wy musicie być przemęczeni. Sami tam mieszkacie. Przydałaby się wam kobieca ręka. A właśnie, nie macie żadnych dziewczyn?
- Proszę pani, trudno znaleźć dobrą kandydatkę, ale Zbyszek to ostatnio z kimś się spotyka chyba. Tajemnicze wyjścia, prezenty, rozmowy.
- Naprawdę? Widziałeś go z nią? – zaciekawiła się kobieta.
- Tak, tak. Niesttey chyba ją ukrywa i nie udało mi się ich przyłapać. Ale myślę, że na pewno jacyś ludzie ich widzieli…
- I mogli do mnie przyjść i podszepnąć słówko. Ja, jako troskliwa matka, mogę go zaprosić z wybranką na obiad, nieprawdaż? Co myślisz Michałku? – skierowała uwagę na chłopaka.
- Idealnie pani Jolu, ale z pani kombinatorka – pogroził palcem.
- W życiu trzeba sobie radzić – uśmiechnęła się zadowolona.


[ Sala wykładowa. Ostatnia godzina zajęć. ]

                Ogólnie rzecz biorąc to zbijałyśmy już z Justyną bąki. Tak nam się nie chciało tu siedzieć, ale mus to mus. Coś tam zapisałyśmy, resztę pożyczy się od kogoś życzliwego. Co się będziemy produkować. Trzeba korzystać z życia.
- To co robimy wieczorem?
- A ty nie masz występu? – spojrzała na mnie.
- Jutro kochana. Więc po zajęciach na mecz a potem do klubu. Chyba, że nie chcesz iść…
- Oj kochanie, oczywiście, że chcę. Ale to dopiero jutro. A dziś? Hmm… Może… - zaczęła, ale rozdzwonił się jej telefon. Wyszła na korytarz.


[ Korytarzowe Brunetki z Brunetem rozmowy. ]

- Zbyszek, nie możesz dzwonić do mnie w trakcie zajęć.
- Przepraszam, nie wiedziałem, kiedy kończysz. Możesz rozmawiać?
- No jak już odebrałam to mów.
- Wszystko zadziałało i dzisiaj dzwoniła do mnie mama z zaproszeniem na obiad. Odpowiada ci dzisiaj?
Na chwilę ją zamurowało. Była zaskoczona, że to już dzisiaj, teraz.
- Ale jak to?
- No jeżeli się zgodzisz, to przyjadę po ciebie i jedziemy do mojego domu rodzinnego – wytłumaczył ze spokojem.
- Aha. Moment. Muszę to ogarnąć. Dobra, ok. Przyjedź za pół godziny – zdecydowała i pożegnali się.
                Chwilę potrwało zanim wróciła na salę. Będzie się musiała psychicznie przygotować do swojej roli. Nie może wyjść na pustą idiotyczną fankę Zbyszka. Trzeba mamusi sobą zaimponować. Aż sama sobie się teraz dziwiła, że zgodziła się ratować skórę brunetowi. Przecież go nie lubiła, miała o nim złe zdanie. A tu proszę, okazuje mu trochę miłosierdzia. W końcu mogła trafić gorzej i udawać ukochaną jakiegoś niedorobionego… Podsumowując, Bartman nie był taki zły, no nie?


__________________________________________


Także, dwa tygodnie i jestem :)
Nie mogłam was trzymać w niepewności, co też moja bohaterka wykombinowała ;p
Nie wiem, czy spełniłam wasze oczekiwania, w każdym bądź razie dawno to pisałam. Obecnie jestem na 11 odcinku, więc spokojna wasza ^^ będzie się działo.

Z dedykacją dla mojej Justyśki :* 
która dzisiaj na bulwersie prawie cały dzień ;p

Ale cii... To przez wieczorne starcie jej ulubionej Warszawy z "jeszcze bardziej ulubioną" Skrą :D

Już dobrze, nie denerwuj się ;p

Pozdrawiam :)