piątek, 11 listopada 2011

[ XXIII ]



[ Bardzo ważny telefon ]

- Słucham? – spytał lekko drżący głos.
- Tu Michał Kubiak. Trenerze, znalazłem Martę w kiepskim stanie, ale już okej. Powiedziała mi jaka jest sytuacja. Bardzo ci współczuję…
- Och, to dobrze. Martwiłem się. Aaa.. Już wiesz… Sytuacja jest ciężka.
- Co z Patrykiem? Marta o niego wypytuje.
- Przeżył operację. Na razie jest stabilny, ale nie wiadomo, co dalej…
- Przekażę jej. Jak się czujesz? Coś przywieźć? Czegoś potrzeba? – spytał zmartwiony siatkarz.
- Dzięki Michaś, ale nie trzeba. Jak coś to zadzwonię. Do usłyszenia.
- Trzymaj się. Do widzenia.


[ Dobre wieści. Blondynka i Szatyn ]

                Czekałam w napięciu na powrót przyjmującego. Trochę rozejrzałam się po pokoju.
- Już. Patryk żyje. Operacja się udała, ale nic więcej nie wiadomo – oznajmił mi.
- Uff… To dobrze – kolejne łzy potoczyły się po moich policzkach.
- Nie płacz. Będzie dobrze – niezdarnie mnie objął.
- Nie gryzę. Przytul mnie mocno – szepnęłam.
Wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam. Dzieliła nas tylko kołdra. On gładził mnie po nagich plecach swoją dłonią. To mnie uspokajało. Był taki delikatny. Czułam szybkie bicie jego serca. Teraz wiedziałam, że w żadnym wypadku nie jest zły. I nagle.. przypomniały mi się słowa Patryka. Nowa fala łez mną wstrząsnęła.
- Cii, nie płacz Martuś – wyszeptał mi do ucha.
Siedzieliśmy tak przytuleni, a ja cieszyłam myśli jego zdrobnieniem mojego imienia. Teraz nie mogłam myśleć o zbyt wielu rzeczach.
- Dziękuję – wydusiłam i spojrzałam mu w oczy.
Niby były takie same. Niebieskie jak moje. A jednak miały w sobie coś wyjątkowego.
- Nie ma za co – uśmiechnął się tak, że musiałam się odpłacić tym samym.
- Gdzie jest mój telefon?
- Na szafce. Przejrzałem ci kieszenie, zanim wrzuciłem twoje spodnie do pralki.
- Muszę uspokoić Justynę, bo pewnie się martwi. Słuchaj… - zwróciłam się do niego nieśmiało.
- Tak?
- Bo… Chciałabym, żeby to zostało między nami…
- Ale co? – odparł zdziwiony.
- To, co miało dzisiaj miejsce. Powiedzmy, że oficjalna wersja brzmi.. Faktycznie źle się czułam i pojechałam na Kwiatową. Tam też się kuruję…
- Spoko. Wstydzisz się mnie?
- No co ty. Tylko wiesz… Jakoś tak… Chyba lepiej, żeby nie wiedzieli.
- Rozumiem. Tez lubię ci dogryzać – wyszczerzył się.
- Nie burzmy ich światopoglądu.


[ Rozmyślania Brunetki o Blondynce ]

                Leżała na łóżku w swoim dawnym pokoju. Niby to samo miasto, a jednak czuła się tu jak na swojej planecie. Brakowało tylko towarzyszki przygód. Marta zniknęła i jeszcze nie wróciła. W dodatku nie dała znaku życia. Martwiła się o siostrę. Ostatnimi czasy były sobie bliskie jak nigdy.
                Jakby na zawołanie telefon Justyny zaczął wibrować. Spojrzała z nadzieją na wyświetlacz. Nie myliła się.
- Kochanie, co z tobą?
- Spokojnie, jeszcze żyję – usłyszała śmiech siostry.
- Znikłaś nam.
- Patryk trafił do szpitala. Z tego wszystkiego ja się źle poczułam i leżę u nas w mieszkaniu.
- Oj, coś poważnego z nim? No i z tobą też? Przyjadę zaraz – zaoferowała brunetka.
- Z nim… Długa historia. Walczy o życie. A ja? Zwykłe wyziębienie. Lekarz mnie zbadał, wszystko ok. Nie fatyguj się, poradzę sobie. Ty zażywaj magii świąt.
- Dobra. Ale jutro po południu się u ciebie melduję i bez sprzeciwu – zastrzegła.
- Oj no, jak musisz – mruknęła blondynka.
- Aha. To tak miło się siostrę zbywa – ironizowała Jusia.
- Nie graj mi na uczuciach, bo na dzisiaj mam dość…
- Odpoczywaj tam moja choruszko.


[ Niespodziewana współpraca Blondynki i Szatyna ]

                Do jutrzejszego popołudnia musiałam się znaleźć w łóżku przy kwiatowej. Delikatnie zasugerowałam to Michałowi, a ten oczywiście uparł się, że mnie przewiezie.
- A podrzucisz mnie do szpitala?
- W takim stanie chcesz jechać do siedliska zarazków? – spojrzał na mnie zdumiony.
- Muszę zobaczyć się z Patrykiem.
- Ale to jutro i pod warunkiem, że będziesz się dobrze czuła.
- No dobra… - mruknęłam.
- A teraz się szykuj do spania moja panno – pogroził mi palcem.
- To pan Michał wychodzi z pokoju, a ja się ubieram.
- Co powiesz na ciepłe kakao? – usłyszałam jego krzyk z kuchni.
- Ja bardzo chętnie.
                Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam komicznie w jego granatowej koszulce i białych spodenkach. Przesznurowałam je jak najmocniej, żeby nie spadły.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki wielkolud – zaśmiałam się, gdy weszłam do kuchni.
- I tak ci dałem najmniejsze jakie miałem.
- Spoko, do spania mogą być.
- Nigdy bym nie pomyślał, że jakaś dziewczyna będzie nosić moje rzeczy – uśmiechnął się.
Gdy on nalewał mleka do kubków, ja powąchałam nowe ubranie.
- Co robisz? – spytał mieszając kakao.
- Pachnie tobą – zawyrokowałam.
- W sensie?
- No każdy ma swój zapach. Twoje rzeczy pachną tobą.
- Potrafisz tak wszystko wyczuć? A ładny ten mój zapach?
- Mam dobrego nosa. Bardzo ładny – odwróciłam wzrok.
Natychmiast przypomniały mi się słowa Patryka. Może i miał rację, ale ja nie mogę go nikim zastąpić.
- Co się stało? – usłyszałam zatroskany głos szatyna.
- Nic. Tak sobie myślałam. Pyszne – zanurzyłam usta w napoju.
- Chociaż to umiem zrobić.
- To kto gotuje u ciebie i Zbyszka? – spytałam.
- Odgrzewać zapasy od naszych mam też umiem – wyszczerzył się.
- Aaa… Rozumiem.


[ Syn i rodzice ]

                Odkąd przywieźli go z Sali operacyjnej, czekali, aż się obudzi. Lekarze zapewniali ich, ze operacja się udała. Oni chcieli tylko, żeby na nich popatrzył i uścisnął dłoń. Mieli jednego syna i wiązali z nim tyle nadziei. Patryk nie mógł umrzeć. Musiał żyć. Dla nich.
- Radek, chodź! Zobacz! – Dominika pokazywała na łóżko, na którym leżał brunet.
- Co?
- On chyba poruszył ręką.
- Kochanie, mówisz tak co chwilę.
- Ale teraz mam rację. No zobacz! – szarpnęła męża za rękę.
I faktycznie. Za szybą, leżący na łóżku siatkarz, poruszał delikatnie dłonią. Rodzice nie mogli opanować wzruszenia. Natychmiast pojawiła się pielęgniarka i weszła do Sali. Odczyty były w normie, a chłopak po prostu zaczął się wybudzać. Zaraz zjawili się lekarze i reszta personelu medycznego. Wszyscy czekali na tą chwilę, ale nikt nie spodziewał się, że nadejdzie tak szybko.
- Mogą państwo wejść – wpuszczono Panasów do środka.
Drżącą ręką pani Dominika głaskała syna po twarzy. Mówiła do niego czule. Radosław stał za nią i trzymał dłoń na ramieniu. W każdej trudnej chwili trwali razem przy synu. Spodziewali się, co ich czeka. Skoro raz to przeszli, to czemu nie drugi.
                Niebawem Patryk zamrugał powiekami i potoczył wzrokiem po wszystkich w pomieszczeniu.
- Udało się? – spytał nieśmiało.
- Oczywiście, że tak, synku – pani Dominika przytuliła go delikatnie.
- To dobrze – uśmiechnął się niemrawo a cały personel wybuchł śmiechem.
- Dziękuję. Uratowaliście nam syna – Radek zaczął wszystkich ściskać.
- Przed nami jeszcze długa droga, ale w końcu spełniliśmy jedno z najważniejszych założeń, by w nią wyruszyć – oznajmił ordynator. – Pacjent żyje.
Sala ponownie zatrzęsła się od śmiechu.


[ Wieczorne przyjemności ]

                Michał, jako gospodarz dżentelmen, ustąpił mi pierwszeństwa w korzystaniu z łazienki. Dostałam wszystko, czego mi było trzeba. Gdy z mokrymi włosami, opadającymi na ramiona i plecy, wyszłam z łazienki, on czekał, oglądając telewizor.
- Już – powiedziałam tylko i czmychnęłam do sypialni.
Przebrałam się z powrotem w jego rzeczy i położyłam w łóżku. Co chwila przewracałam się z boku na bok i nijak nie mogłam zasnąć. Z nudów wsłuchiwałam się w wodę cieknącą z prysznica w łazience. Wcale nie pomagało to w uśnięciu. W końcu wstałam i wzięłam się za zabawę gwiazdkowym prezentem siatkarza. Samochody lubiłam zawsze, a najbardziej te zdalnie sterowane. Tak mnie pochłonęło ta zajęcie , że nie usłyszałam , kiedy woda przestała lecieć. Odwróciłam się, a w progu stał oparty ramieniem Michał Kubiak i przyglądał mi się z rozbawieniem. Krótkie włosy lekko sterczały mi na głowie, zapewne jeszcze mokre. Na sobie miał granatową bokserkę i szorty pod kolor. Było na co popatrzeć. Toteż zaliczyłam chwilową zawiechę, a on dalej stał i się uśmiechał.
- Przepraszam, wiem, nie powinnam tego tykać bez pytania. Zważywszy, że to prezent no i na jego cenę – mruknęłam i odwróciłam wzrok.
Odłożyłam samochodzik na miejsce i usiadłam na łóżku.
- Nic się nie stało – usłyszałam z jego ust. – Tak ładnie się bawiłaś.
- Proszę cię…
- Powiem Radkowi, to ci kupi.
- Daruj sobie – burknęłam.
- No i o co się złościsz. Tylko żartowałem – spojrzał w moją stronę.
Ja położyłam się ponownie, plecami do niego i nakryłam kołdrą po szyję. Usłyszałam tylko cichy śmiech siatkarza.
- Dobranoc.
                Leżałam tak w ciemności wpatrzona w sufit. Nie mogłam zasnąć. Nie ułatwiało mi tego to, że w tym samym pokoju śpi facet. Do tego w mojej głowie huczało tysiąc niespokojnych myśli.
- Michał? – spytałam cicho, nie wiedząc czy śpi.
- Tak? – usłyszałam niespodziewanie odpowiedź.
- Dziękuję ci za wszystko.
- A co cię tak teraz naszło? Nie ma za co.
- Nie wiem. Oj jest. Może kiedyś ci się odwdzięczę.
- Oj Martuś – zaśmiał się, a mi serce zabiło szybciej. – Nic nie musisz robić.
Bosz… Dlaczego on teraz musiał być taki szalenie pociągający i czuły? Musiałam opanować emocje. Przecież to tylko Kubiak! Sytuacja strasznie się skomplikowała, gdy przestał być głupim bucem.
- Masz jakąś ciekawą metodę na bezsenność? – spytałam głupio.
- Zawsze mogę zrobić ci striptiz – po raz kolejny się zaśmiał.
Coraz bardziej podobał mi się jego śmiech…
- Może lepiej nie… - mruknęłam.
- Czemu? Nie podobam ci się? – wypalił oburzony.
- To nie tak, Michał… - zaczęłam.
Kompletnie nie wiedziałam, jak z tego pytania wybrnąć. Tak, Michale, podobasz mi się, a na tą chwilę jesteś cholernie seksowny i najchętniej wskoczyłabym z tobą do łóżka i nie trzymała rąk przy sobie. Nie, tak mu nie powiem.
- Wiem, wolisz młodego Panasa – odparł jakby smutnym tonem.
- Nie przypominaj mi. Nie chcę o tym teraz myśleć.
Nagle deszcz zaczął dzwonić zawzięcie o szyby a ja automatycznie posmutniałam.
- Zamknąłeś wszystkie okna? – spytałam.
Chyba słusznie, bo wyskoczył jak z procy posprawdzać mieszkanie.
- Uff… Dzięki – poświata księżyca oświetlała jego sylwetkę, gdy wracał do sypialni.
- Michał?
- Co?
- Przytulisz mnie? – nie mogłam się powstrzymać.
- Słucham? Na pewno o to ci chodziło? – spytał z powątpiewaniem.
- Tak. Mógłbyś? No chyba, że nie chcesz…
- Nie, to nie to. Mam tam przyjść?
- A co? Umiesz przytulać na odległość? – mruknęłam.
Stanął przy moim łóżku i niezdarnie pochylił się nade mną.
- Lepiej się połóż obok – rzuciłam, zrobiwszy mu miejsce.
Ostrożnie zajął połowę łóżka i wyciągnął ręce w moją stronę. Przysunęłam się lekko. W końcu wtulona w niego, wdychałam jego zapach. To też zaczynałam lubić. No i ramiona , którymi mnie oplatał bez najmniejszych problemów, które były tak silne i delikatne zarazem. Nie prosiłam, żeby został, po prostu usnęłam w jego objęciach.


___________________________________________________


A ja znów tradycyjnie się ociągam. Wybaczcie albo mnie porzućcie  sceptyczny
Jeśli jednak, to czytacie, to zostaliście ze mną i mam nadzieję, że dwudziestka trójka wam się podobała ;)
Kolejne odcinki się piszą, więc bez obaw. A jak widać Patryk przeżył, no i Marta też ;p
A stronę opowiadania na facebook-u dodałam w linkach ;)
Usatysfakcjonowane?

Pozdrawiam  hahaha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz