piątek, 29 lipca 2011

[ XVI ]


Być blisko siebie

[ Blondynka i Brunetka. Uroki pracy ]

                Chłopacy latali po boisku jak pomyleni. Trener w przypływie świątecznej dobroci zrobił wspólny mikołajkowy trening. Poziomem umysłowym seniorzy od juniorów nie odstawali zbytnio. Mieli takie same głupie pomysły. Stałam z Justyną koło Radka i patrzyłam z politowaniem na tą dzieciarnię. No bo wymyślili sobie, że zagrają w… Uwaga! Panie i panowie, szczyt pomysłowości! W kuto! Tak, nie przesłyszeliście się. Dzieci z 1 klasy podstawówki. Ale cóż…
- To teraz ci, co przegrają, nie dostaną prezentu, co? – zaśmiał się Panas.
- Chyba by się popłakali – stwierdziła Justyna.
- No dobra, będę dzisiaj dobry. Tylko wiecie, dać im palec…
- A ugryzą ci całą rękę i wyplują obrączkę – mruknęłam.
- Martuś, ty to masz powiedzenia – zaśmiał się trener.
- Ona zawsze – przytaknęła Jusia. – Nie w humorze dzisiaj jesteś?
- Nie no, skąd.
- Proszę cię, oszczędź mi tego tonu. Lepiej powiedz, o co ci chodzi?
- A nic. Tak po prostu reaguję na świąteczną atmosferę. Jakoś nie mam dzisiaj humoru. Taki dzień – wzruszyła ramionami.
- Zaraz ci go Patryk poprawi – szepnęła mi do ucha.
- Oj tam.
- Radek, szykował coś Patryk dla Marty na Mikołajki? – spytała mężczyznę, bez ceregieli.
- Coś kombinował, ale pojęcia nie mam co – uśmiechnął się.
- Się dowiesz – zawisła na moim ramieniu.
Zmierzyłam ją tylko wzrokiem i nic więcej nie powiedziałam. Spojrzałam też na Panasa seniora. Stał wyraźnie z siebie zadowolony i uśmiechał się pod nosem/ Co ja tu robię wśród tych spiskowców?


[ Szatyn i jego zmartwienia ]

                W sumie to dzisiaj mógł do niej podejść. Tak „na Mikołaja” by ją przeprosił, ale nie miał tyle odwagi. Bo albo stała obok Justyny, albo obok trenera albo sobie przesyłała migi z Patrykiem. Widział, że była nie w sosie, więc to nie był dobry dzień. Wolał się nie zbliżać, żeby nie było.
                Przewidywał, że Zbyszek pewnie będzie coś chciał robić z Justyną, więc postanowił spędzić Mikołajki samotnie. Miał w zanadrzu jeszcze jedno lokum. Z racji, że woleli mieszkać z Zibim razem, to stało puste. Czas najwyższy zrobić tam trochę porządku. Umeblowane było i w ogóle, ale z racji niezamieszkania „trochę” się zaniedbało.
                Michał zaraz po treningu pojechał tam. Otworzył drzwi i od razu przywitał go mały pajączek.
- A ty co tu robisz kolego? Nie wiesz, że to mieszkanie już ma właściciela? – pstryknął go delikatnie.
Ręką zgarnął pajęczynę nad drzwiami. Nie było tak źle pod względnych oględzinach. Jakby nagle potrzebował lokum, to akurat. Nie chciał nikomu wynajmować mieszkania. Ono czekało na niego, być może na niego i jego rodzinę…
- Taa… Jak się dorobisz żony i dzieci to proszę bardzo – zaśmiał się.


[ Blondynka i Brunet. Mikołajkowo ]

                Ależ oczywiście, że młody Panas coś kombinował. Raczył mnie powiadomić, że ma dla mnie niespodziankę. Byle mnie nie wywlekł na dwór, bo zimno, to super.
- Mogę spytać, czy to przeżyję? – mruknęłam.
- Z pewnością. Nie ryzykowałbym twojego życia – uśmiechnął się.
- Aha… - odwróciłam głowę do okna.
Za szybą samochodu mijał zimowy krajobraz. Swoją drogą przerażały mnie te wszystkie mijane zaspy.
- Ale jedź ostrożnie, ok.?
- Oczywiście. Przecież nigdzie się nam nie spieszy, prawda?
- To ty musisz wiedzieć. Nie wiem, gdzie mnie wywozisz.
- Zaraz się dowiesz.
Skręcił w jeden ze zjazdów. Prosto w leśną drogę. Ahaaa. Ok. Przyjrzałam się chłopakowi uważnie. Nie wyglądał na zboczeńca ani pedofila. Ania na takiego, co wywozi dziewczyny do lasu. Ale kto go tam wie. Na filmach też faceci na takich nie wyglądają, a co się nie dzieje.
- To dobra droga?
- Pewnie. Już jesteśmy na miejscu.
Ścieżka prowadziła do większych rozmiarów polanki. Latem musiało tu być pięknie. Właśnie, LATEM! A teraz mamy ZIMĘ. Wizualnie ok., ale jak mam być szczera, to wolałam przytulne wnętrze samochodu.
- Chodź! – zachęcał mnie.
- Ale gdzie? Po co?
- No wyskakuj – otworzył mi drzwi.
- Wiesz, że nie lubię zimna?
- Wiem. Spokojnie, nie będzie zimno – zapewniał.
                Raz kozie śmierć i poszłam. Jednak miałam czuja. Delikatny skręt w prawo i moim oczom ukazał się prześliczny domek. Cały z drewna, stylizowany na góralski, taka leśniczówka.
- I jak?
- Ale że niby masz klucze? To twoje? – pytałam zaskoczona.
- Tak, mam. Moje? No powiedzmy – uśmiechnął się rozbrajająco i weszliśmy do środka.
Wszędzie pachniało drewnem i żywicą. Jakby nie patrzeć LAS. Ja przechadzałam się wszędzie i badałam teren. Świetna miejscówka.
- Chodź, mój zmarzluchu! – zawołał mnie Patryk.
Wpadłam do saloniku i aż jęknęłam z zachwytu. On rozpalił kominek! Ognie tańczyły wokół drewna, Aż trzaskały iskry. Po prostu bomba!
- Wiesz co? Tym mnie kupiłeś – przytuliłam się do niego.
- Wiedziałem – zaśmiał się.
- To będą moje najlepsze Mikołajki.
- Moje też – cmoknął mnie.


[ Brunet bajeruje Brunetkę ]

- Jusia – jęknął Zbyszek.
- Słucham – spojrzała na niego.
Siedzieli w kawiarni przy gorącej czekoladzie. Siatkarzowi udało się wyciągnąć dziewczynę po treningu.
- Bo wiesz… Dzisiaj Mikołajki…
- No i?
- Może spędzimy je razem? – powiedział jednym tchem.
- Hę? Dobrze się czujesz?
- No proooooszę! Marty i tak nie ma, co będziesz sama siedzieć? Misiek też gdzieś zniknął. Nie chcę być sam – zawodził.
- O matko, jaki ty biedny i samotny jesteś – pogłaskała go po głowie.
- Noo…
- Jakby nie Patryk, to bym pomyślała, że ich razem wywiało.
- A ja nie, bo na razie nie pałają do siebie sympatią – stwierdził Zbyszek.
- Na razie. A poza tym, to tylko ci się zdaje – uśmiechnęła się tajemniczo.
- Ale nie zmieniajmy tematu! To jak? Jedziemy do mnie?
- Jakiś ty szybki…
- Oj no, tam będzie przytulniej – poruszył brwiami.
- I w co ja się pakuję?
- Zbysio ładnie prosi – zrobił słodką minkę.
- To prowadź do swoich włości – zaśmiała się na klatce schodowej.
- Zapraszam, zapraszam – otworzył szeroko drzwi.
- Jakiś ty gościnny.
- Ja zawsze.
- To co proponujesz? – spytała.
- Proponuję skorzystać z naszego mini-barku i się rozgrzać – przyniósł dwa kieliszki do wina.
- Chcesz mnie upić? Znowu?
- Teraz mam czyste intencje – bronił się.
- Aha. To wtedy nie miałeś?
- No… Może coś mi chodziło po głowie – uśmiechnął się przebiegle.
- O ty! – rzuciła w niego poduszką.
- Przecież nic ci nie zrobiłem!
- Ale chciałeś!
                Że było wesoło, to wiadomo. Czy kiedyś ze Zbyszkiem Bartmanem nie było? To on na wszelkich wyjazdach, zgrupowaniach zapewniał dobrą zabawę. Rzekłoby się: jest Zibi, jest impreza. Ale w siatkarskiej ekipie pełno takich wariatów.
- Nie uważasz, że za długo u ciebie przesiaduję? I nie za często? – spytała.
- No co ty kochanie, mi to nie przeszkadza – objął ją ramieniem.
- Eee kochanie? Czy ty się czasem nie za bardzo spoufalasz? – spojrzała na jego rękę.
- Jusiaczku no, chyba mogę c mówić kochanie?
- Zastanowię się…
- Daj, daj, daj, nie odmawiaj, daj, daj co masz najlepszego – zaczął śpiewać.
- Zbyszek, proszę cię. Nic ci nie dam i nie budź całego bloku – szturchnęła go.
- Przecież ja mam talent!
- Jakiś na pewno – mruknęła pod nosem. – Dobra, zawodzący kocurze, ja się będę zbierać.
- Już? No ej, zostań – pociągnął ją z powrotem na kanapę.
- Nie wygłupiaj się. Późno jest.
- No to zostań na noc – zaproponował.
- A Michał?
- Pisał, że nie wróci na noc. Zresztą mamy osobne łóżka – zaśmiał się.
- Przecież was nie podejrzewałam o romans!
- Więc proszę cię, zostań – powiedział, patrząc jej uważnie w oczy.
Doszła do wniosku, że nie potrafi mu odmówić. Miał w sobie coś takiego… I nie miało tu znaczenia wypite wino. Te oczy… Nigdy dotąd nie przyglądała się im z tej odległości. Mało znała ludzi z zielonymi oczami. W sumie to chyba nie miały jakiegoś określonego koloru. Zorientowała się, że patrzy tak na niego od kilku minut.
- No nie wiem…
- Ale ja wiem. Chodź, dam ci coś do spania.
- A mogę sobie sama coś wybrać? – uśmiechnęła się przebiegle.


[ W ciepłym domku przy kominku ]

                Strasznie mi się podobało. Mogłabym tu zamieszkać. Ten klimat… Wpatrywałam się w kominek. Cisz i spokój. Patryk pichcił coś w kuchni. No byłam w szoku, bo kłęby dymu nie buchały. Tak się chłopak starał, ja nie wiem. Nie wymagam takich rzeczy przecież.
- Chodź do mnie – usłyszałam jego wołanie.
Odłożyłam koc na bok i poczłapałam do kuchni.
- Co tu się stało? – spytałam, widząc go całego w cukrze pudrze.
- Chowałem do szafy mąkę i mi inna torebka spadła na głowę.
Stał taki bezradny na środku pomieszczenia. Podeszłam do niego i starłam trochę proszku palcem a potem oblizałam.
- Mmm… Ale jesteś teraz słodki – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ja zawsze jestem, ale teraz szczególnie.
Obrzucałam go spojrzeniem. Po głowie chodziła mi pewna myśl.
- Co chcesz zrobić? – patrzył na mnie niepewnie.
- Zjeść takiego słodziaka – wymruczałam i wspięłam się na palce, by go pocałować.
Oblizałam wargi, patrząc mu w oczy.
- Jeszcze tu, tu i tu jestem brudny – wyszczerzony pokazywał miejsca na swojej twarzy.
Pocałowałam i wylizałam gdzie się dało, a potem wysłałam go do łazienki.


[ Radość o poranku. Brunetka i Brunet ]

                Obudziła się w jego ramionach. Nie pierwszy raz, ale zawsze czuła się niepowtarzalnie w takiej chwili. Człowiek nie chciał się budzić i przeciągał ten moment w nieskończoność. Powoli dopuszczała do siebie myśli o pozytywach chłopaka. W końcu nie mógł być zły, skoro jej nie wykorzystał, ani nie przeleciał i nie zostawił. Ciągle go do niej ciągnęło. A może to odwrotnie? Może ona lgnie do niego?
                Pragnienie zmusiło ją do wyjścia do kuchni. Nalała sobie soku z lodówki i oparła się o stół. Koszula Zbyszka sięgała jej do połowy ud. Podwinęła sobie rękawy i zapięła na kilka ostatnich guzików.
- Myślałem, że uciekłaś, ranny ptaszku – usłyszała głos siatkarza koło ucha.
Lekko się wystraszyła, a ze szklanki wyciekło kilka kropel na jej szyję. Chciała je zetrzeć, ale brunet ą powstrzymał.
- Ja to zrobię – pochylił głowę i zlizał spływający sok.
Justyna tylko głośno westchnęła. Droczył się z nią. Jednej kropli pozwolił spłynąć w dekolt. Również ją wytropił językiem.
- Dobrze smakujesz – wymruczał.
- Nie posuwasz się zbyt daleko? – zmierzyła go spojrzeniem.
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać – jęknął.
- jaka ja niezdarna – udała, że trzęsą się jej ręce i kolejna porcja płynu spływała po jej ciele.
Czekała na reakcję Zbyszka. Chłopak natychmiast doskoczył do niej i rozpiął guziki koszuli brunetki. Lekko pochylił ją do tyłu, trzymając w pasie, by mieć pole do popisu.
- Przyznaj, że to cię kręci?
- Masz fajny języczek – zaśmiała się.
Nie odpowiedział nic, tylko ją pocałował. Teraz jego język szalał w jej ustach. Rękami masował jej plecy pod koszulą, która niebawem zrzucił. Tymczasem Jusia oplotła go w pasie nogami i wkradła się rączkami pod bluzkę. Ona też powędrowała na podłogę.  Odnalazł zapięcie od stanika i zdjął go z niej.
- Chcesz to zrobić tutaj? – wydyszała.
W odpowiedzi ułożył ją delikatnie na kuchennym stole i spojrzał pożądliwie na półnagie ciało dziewczyny. Była tylko jego. Tu i teraz. Jeszcze w to nie wierzył, ale nie wiara była tu istotna. Chodziło o czyn.
- Jesteś piękna – wyszeptał, na co ona oblała się rumieńcem. Jednak to nie przeszkodziło jej w ściągnięciu mu nogami spodni razem z bokserkami. Uśmiechnął się na to pod nosem i pochylił się, by obsypać ciało brunetki pocałunkami. Gdy byli już kompletnie nadzy i rozpaleni wzajemnymi pieszczotami, Zbyszek zarzucił sobie nogi Justyny na ramiona i uczynił stół świadkiem ich miłosnego uniesienia.

________________________________________


Witam imieninowo :) A u bohaterów mikołajkowo dziś :)
Chyba obie pary mogą je zaliczyć do udanych :D
A ja odwdzięczyłam się Jusi za prezent cudowny ;*
wiem, że czekałaś na szesnastkę ;p
Pozdrawiam :)

poniedziałek, 25 lipca 2011

[ XV ]


I spadł zaklinany deszcz


[ Blondynka i Tajemniczy adresat liściku ]

                Już myślałam, ze ten liścik to głupi żart i padłam ofiarą jakiegoś niedorozwiniętego żartownisia. W końcu to kobiecie wypada się spóźnić parę minut. Wreszcie zdecydowałam, że nie będę tu sterczeć jak idiotka. Miałam sobie pójść, gdy zza rogu wyłonił się młody Panas.
                W sumie moje pierwsze podejrzenia padły na niego, ale czułam lekkie rozczarowanie. Czyżbym spodziewała się kogoś innego? Może gdzieś w podświadomości czaiła się wizja tajemniczego wielbiciela. Chyba lepiej, że to Patryk niż jakiś zboczeniec. Zaraz, dostałam przecież kartkę na terapii chłopaków, więc w grę wchodził tylko jeden z nich. Pomyślmy szczerze, który chciałby się ze mną umówić? Za wysokie progi Martuś, nie dla ciebie bożyszcza nastolatek.
- O, Marta. Co ty tu robisz?
- Nie żartuj – zaśmiałam się.
- Ale o co ci chodzi? Jak pięknie wyglądasz. Umówiłaś się z kimś?
On się taki urodził czy tylko udaje przygłupa? Przecież ojca ma spoko.
- Dziękuję. No z tobą wariacie – szturchnęłam go w ramię.
- Czuję się zaszczycony, że to dla mnie się tak wystroiłaś. Nie przypominam sobie, żebyśmy się umawiali… - zastanawiał się.
- Oj, przestań! Chodź, przejdźmy się – pociągnęłam go za rękę w stronę parku.


[ Druga strona ulicy. Parkowe zarośla ]

                Stał za drzewem i patrzył na to wszystko. Przecież to jakiś kiepski film. W „Modzie na sukces” takiej pechowej sytuacji chyba nie było, jaka mu się przytrafiła. Miał okazję, miał JĄ przez parę minut dla siebie. Gdyby tylko się pospieszył… A tak, to znowu ten zakichany Panas!
- Żeby mu się skurczył, o! – kopnął ze złości w pień.
                Zadrżał, gdy zobaczył, że zbliżają się w jego stronę. Wszedł w bardziej zarośnięte miejsce, nie tracąc pary z oczu. Na widok  złączonych dłoni blondynki i bruneta, w Michale aż się zagotowało. To ON miał się z nią dzisiaj tu spotkać. To ON powinien z nią spacerować. Planował ją przeprosić i wszystko wyjaśnić. A ten pajac wchodził mu w paradę.
- Bezczelny gówniarz – syknął.
                Tylko tak w sumie, o co się wściekał? Miał ja tylko przeprosić i finał. Czemu był wściekły na Patryka nie o samo zmarnowanie okazji na spotkanie z Martą, tylko o jego zachowanie wobec niej? Miał ochotę podbiec i strzelić chłopakowi w twarz. Za co? Za to, że jest tak blisko z NIĄ? Za to, że trzyma ją za rękę? Za to, że to jego Marta darzy sympatią? Przecież ONA mu się nawet nie podobała. O nie, bracie, podobała ci się, tylko ta prostytucja. Ale teraz już wiedział, że jest niewinna a on to największy debil na świecie. Chciał, żeby mu wybaczyła, żeby się do niego uśmiechnęła, spojrzała ciepło… Nie chciał żyć ze świadomością, że jest dla niej nikim…


[ Brunet. Rozmowa z mamusią ]

                Myślał, że sobie troszkę odsapnie. Michał gdzieś polazł, wszystko owiawszy tajemnicą. Kompletna cisza panowała w ich mieszkaniu. Do czasu… Okazało się, że pani Jolanta odczuła nagłą chęć porozmawiania ze swoim synem.
- Tak mamo, mamy co jeść. Nie martw się – uspokajał kobietę.
- Żebyście mi czasem nie żarli tego amerykańskiego dziadostwa! Jedzenia u mnie dość i chętnie coś wam ugotuję.
- Jak coś, to się zgłosimy.
- A Justyna umie gotować? – dopytywała.
- Przecież ona z nami nie mieszka – próbował wybrnąć z tematu brunetki.
- Wiem. Tak pytam. Swoją drogą, chyba kiedyś ty i Michał założycie swoje rodziny. Do końca życia nie będziecie mieszkać razem? – pani Jola dręczyła bruneta.
- Mamo, o co ci chodzi? Masz coś do Michała?
- Ależ oczywiście, że nie. Po prostu się martwię. Takie dwa fajne chłopaki nie mogą zostać starymi kawalerami – tłumaczyła się.
- Naprawdę za daleko wybiegasz wstecz. Jeszcze mam czas na małżeństwo.
- Och Zbysiu. Nie gniewaj się – łagodnym już tonem przemawiała do syna.
- Nie jestem zły. Tylko na mnie nie naciskaj. Wszystko w swoim czasie – Zbyszek tłumaczył rodzicielce.
- Dobrze. Koniec tematu. Pozdrów Michasia.
- Oczywiście.


[ Blondynka i Brunetka ]

                Wróciłam do domu w wyśmienitym humorze. Patryk potrafił działać cuda. Nie wiem tylko czemu do koca wypierał się tego liściku. Przecież to nic takiego. Nawet przyznam, że to był ekscytujący dreszczyk emocji. Sugerowało to, że nie będę się z nim nudzić.
                Podziwiałam go za niebywałą siłę i wieczną radość. Żadna choroba nie jest łatwa, a tym bardziej nowotwór. Często patrzyłam na niego na treningach i nie mogłam się nadziwić. Miał w sobie tyle energii. Biła od niego taka radość. Chciał żyć i korzystać z życia. Miał do tego prawo. Zasługiwał na to bardziej niż inni.
- Co tam siostra? Jak tajemniczy wielbiciel? – Justyna wpadła do mieszkania znienacka.
- A tak sobie myślę. Oj, myślałam już, że to lipa, ale jednak okazało się, że to Patryk. Ja nie wiem skąd ten pomysł. Jeszcze do tego się wypierał.
- A może to faktycznie nie on? – siostra poddała w wątpliwość moją teorię.
- Niby kto inny? To musiał być któryś z siatkarzy. Jeśli nie Panas, to dlaczego tamten nie przyszedł? Nie wiem kto inny chciałby się ze mną umówić – tłumaczyłam.
- O Boże, jak to kto inny? Każdy wchodzi w grę.
- Taa… Aha. Oni na mnie nie lecą. To z tobą Krzysiek się chciał umówić – przypomniałam.
- Jeny, Krzysiu, całkowicie o nim zapomniałam! On czeka wciąż biedny na moją odpowiedź. Muszę do niego zadzwonić – zamotała się.
- Jusia – mruknęłam.
- Co? A, no tak. Kochanie, przecież jesteś śliczną młodą dziewczyną. Oczywiście, że chcieliby się z tobą umówić – pogłaskała mnie.
- Yhy. Dziękuję za miłe słowa, ale chyba jest inaczej…
- Jak cię kopnę to zobaczysz. Spytaj się swojego Patrysia, potwierdzi moje słowa – próbowała mnie przekonać.
- Dobra, zostawmy kwestię mojego wyglądu w spokoju.


[ Brunetka. Spacer chodnikiem ]

                Dała odsapnąć siostrze. Marta mocno wszystko ostatnimi czasy przeżywała. Było to po niej widać. Niestety odbijało się to na jej zdrowiu. Justyna widziała jaka jest zmęczona i wykończona. To wszystko było zupełnie niepotrzebne. Skoro Zbyszek przyjaźni się z Michałem, to szatyn nie może być taki zły.
                Spojrzała w niebo. Powoli nadciągały szarawe chmury. Musiała się pospieszyć, jeżeli nie chciała zmoknąć. W każdej chwili mógł lunąć deszcz.
- Podwieźć panienkę gdzieś?
Podjechał do niej samochód. Przez uchyloną szybę dojrzała znajomą twarz.
- Nie trzeba.
- Nalegam. Zaraz zacznie padać. Chyba nie chcesz zmoknąć?
- Nie jestem z cukru. Od kiedy ty taki dobry? – spojrzała na chłopaka.
- Dostosował prędkość wozu do jej kroku.
- Nie wygłupiaj się. Zawiozę cię, gdzie chcesz. O, już kropi – wskazał na kropki na szybie.
- Bartman, ty uparciuchu – mruknęła, siadając na miejsce pasażera.


[ Ul. Miodowa. Mieszkanie bromancowe ]

                Siedzieli w kuchni z herbatą w kubkach.
- Mówiąc , gdzie chce, miałeś od początku na myśli swoje mieszkanie? – przyjrzała się brunetowi uważnie.
- Nic nie mówiłaś, to zawiozłem cię do siebie. Jesteś zła?
- Aha, tak się tłumacz. Niech pomyślę… Nie – posłała mu promienny uśmiech.
- Uff… Widzisz, uchroniłem cię przed ulewą – odsłonił firankę, ukazując obfite opady deszczu.
- Dziękuję ci bardzo, Zbigniewie.
- Jak miło to słyszeć. Mów mi tak więcej.
                Rozmowę przerwał im trzask drzwi. Przez mieszkanie niczym gradowa burzowa chmura przeleciał Michał Kubiak. Lekko zmoknięty, ale maksymalnie wkurzony. Po chwili równie mocno trzasnął drzwiami od swojego pokoju.
- Co mu jest? Chyba nie przez deszcz jest taki nerwowy?
- A bo ja wiem. Wypalił gdzieś przed 17 i teraz wrócił – Zbyszek wzruszył obojętnie ramionami.
- Przed 17 powiadasz? A to ciekawe… - zamyśliła się Justyna.
- Nad czym tak myślisz?
- Bo Marta umówiła się z kimś na 17. Znaczy… Dostała wczoraj liścik z miejscem i godziną, ale bez podpisu…
- I ty myślisz, że to Michał? W sumie godzina się zgadza.
- Nie wiem. Ona myśli, że to od Patryka, bo się tam pojawił. Wspominała też, że się wypierał.
- Nie podejrzewałem Miśka o takie akcje. Sama widziałaś, jaki wrócił. Ej! Może on ich zobaczył? – połączył fakty Zibi.
- Nawet logicznie to brzmi. To on cię umówił z Marta, a Patryk go uprzedził. A przecież Panas działa na niego ostatnio jak płachta na byka.
- Widzisz Jusiu, razem na to wpadliśmy. Chyba musimy częściej współpracować, bo dobrze nam idzie.  Dobrze, że na trenerze się nie odgrywa – stwierdził siatkarz.
- Chyba jest na tyle rozsądny, żeby pojąć, że Radek niczym nie zawinił. Coś ty taki chętny na wspólne działanie.
- Misiek nie jest głupi. Bo wtedy częściej cię będę widywać – wyszczerzył zęby.
- trzeba było zadzwonić, jak chciałeś się spotkać.
- Wiesz, jeszcze być mnie umówiła z jedną ze swoich super znajomych – skrzywił się na wspomnienie sytuacji z wczoraj.
- Aaa… O to ci chodzi. Hahaha. Jak wrażenia? – ciekawiła się.
- Uciekliśmy jak tylko nas odkuły. Pomógł nam pan Marek, woźny. Zatrzymał je, wypytał i wyrzucił. My się ubraliśmy i dawaj, do domu. Potem chyba z godzinę się szorowałem. I tak jak sobie przypomnę ten dotyk… Brr… - otrząsnął się.
- Ja nie wiem, jak mogłeś mnie pomylić – udawała obrażoną.
- Naprawdę myślałem, że to ty. Wiesz… Te odpięte guziki… - spojrzał lubieżnie.
- Zbyszek, bo się zawstydzę. To był taki chwyt – mruknęła.
- Ale teraz możesz powtórzyć i spokojnie dokończyć – przysiadł się bliżej niej.
- Nie wygłupiaj się Zibi – speszyła się lekko.
- Justynko, bądź miła dla Zbysia – objął ją ramieniem i próbował odpiąć jeden z guzików.
- Bartman! – trzepnęła go po łapach.
- Ała! Nie bij – zrobił smutną minę.
- Czy ty się za bardzo nie zapędzasz?
- To ty tak na mnie działasz – jego oddech omiótł jej szyję.
Wtem do kuchni wszedł drugi z siatkarzy.
- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko po wodę – mruknął na widok odskakującej od siebie pary. – Mną się nie przejmujcie.
- Misiek, gdzie ty byłeś? – zagadnął go przyjaciel.
- Zaklinać deszcz. Jak widać się udało – uśmiechnął się krzywo.


[ Zadumanie Blondynki ]

                Jakoś wszystko się wyciszyło. Nie wiedzieć czemu, Michał bardzo dawno już mnie nie obraził. Po co ja główkowałam, w końcu miałam spokój. Czasem mijałam go na korytarzu. Jego wyraz twarzy, gdy patrzył na mnie, nie wyrażał nic. Czasem jak szłam z Patrykiem, Kubiak miał w oczach coś dziwnego. Nie bardzo wiedziałam, co to było…
                Czas leciał. W końcu nadeszła zima. Śnieg pokrył chodniki i ulice. A ja zaczęłam marznąć. Nienawidzę zimy i zimna. Zawsze opatucham się wtedy jak najgrubiej, żeby ani odrobina mrozu do mnie nie dotarła. Przynajmniej teraz miałam Patryka do przytulenia. OD razu robiło się cieplej, gdy mnie obejmował. Facet zimą jest najbardziej przydatny. Jak grudzień, to święta. A jak święta to Mikołaj, Gwiazdor i cała nagonka. Ech, życie…


___________________________________________


Dla mojej doradczyni do spraw kolorów,
Anna vel. sinokoperkowy róż :*