sobota, 26 listopada 2011

[ XXIV ]



[ Poranna niespodzianka ]

                               Lekko zdezorientowana badałam wzrokiem pomieszczanie, w którym się obudziłam. Jednak bardziej zaabsorbowało mnie to, że coś ciepłego, miłego się we mnie wtulało albo ja w to coś. Wystarczyło mi jedno  zerknięcie i cudownym trafem wróciła mi pamięć. Okręciłam się tak, żeby przyjrzeć się Michałowi. Pierwszy raz był tak blisko. Spał tak ufnie i słodko. Na ustach miał ten swój uśmieszek, który przewracał fankom w głowach. Ale teraz był zupełnie naturalny. Leciutki zarost i poczochrane włosy dodawały mu tylko uroku. Nie mogłam się powstrzymać i zanurzyłam nich dłoń. Speszona szybko ją cofnęłam i wyskoczyłam z łóżka. Stwierdziłam, że niech się chłopak wyśpi.
                Chciałam się mu jakoś za to wszystko odwdzięczyć. Chociaż troszkę. Może śniadanie zrobić? Tylko co on najbardziej lubi? Nie spytam go, bo po niespodziance. Do Zbyszka nie napiszę, bo zacznie coś podejrzewać. Hmm… Rzuciłam okiem na jego telefon. A może… Nie, to głupie! Chociaż… Przy dobrych wiatrach kobiety w życiu na oczy nie zobaczę. Także niebawem napisałam anonimowego sms-a do mamy Michała z zapytaniem, co jej syn lubi najbardziej jeść. To było szaleństwo, wiem.
                Moja radość była wielka, gdy otrzymałam odpowiedź. Natychmiast przejrzałam wszystkie szafki. Mogłam zabierać się do pracy.


[ Rodzinna wyprawka. Nowaczykowie ]

- Ale musisz już córuś dzisiaj jechać? – nagabywała ją matka.
- Obiecałam Marcie, że do niej wpadnę popołudniu.
- Ale przecież to duża dziewczyna. Poradzi sobie.
- Tato, Marta leży przeziębiona w łóżku. Zawsze wtedy lepiej mieć kogoś pod ręką – tłumaczyła brunetka.
- Skoro tak, to masz rację. Zaraz ugotuję rosołu i ci uszykuję do Martusi. Trochę słoiczków wam dam, żebyście nie głodowały potem – matka dziewczyn zniknęła w komórce.
- Coś czuję, że piechotą tego nie zabiorę…
- Tatuś cię podwiezie, prawda? – uśmiechnęła się do męża.
- Nie ma sprawy. Ale zostaw coś w domu, żebym miał co jeść – zaśmiał się.
- Straszne z was marudy. Wykapana córeczka tatusia.
- Zawsze tak na Martę mówiłaś – wytknęła jej Justyna.
- A idźcie. Dla Zbyszka też ci coś zapakuję – dorzuciła kobieta.
- Mamo… On ma swoje wałówki z domu.
- Spokojnie, Justysiu. Nie przeszkadzajmy gospodyni. Przejdziemy się na spacer.
                Szli ośnieżonym chodnikiem. Od porannego odśnieżania zdążyło już trochę napadać. Zostawili za sobą ślady butów.
- A słuchaj… Z tym Zbyszkiem, to tak na poważnie? – zagadnął mężczyzna córkę.
- Oj tato..
- No co? Muszę wiedzieć, czy zbierać na wesele – zażartował, a brunetka szturchnęła go w bok.
- Do wesela daleko. No chyba na poważnie, bo z zabaw już wyrosłam – stwierdziła.
- Obie tak szybko mi wydoroślałyście.
- Ale dalej was kochamy – przytuliła się do ojca.
- Cieszy mnie to. Wracając do Zbyszka… Wydaje się całkiem w porządku. Pierwszy raz go widziałem na żywo, więc wiesz. Co innego boisko, co innego życie.
- Tak, wiem…
- Związek z siatkarzem to nic łatwego.
- Zdaję sobie sprawę, ale postanowiłam zaryzykować.
- To czekam na wnuki – uśmiechnął się.
- Tato!


[ Kulinarna pobudka. Szatyn ]

                Leżał rozwalony na łóżku i czerpał korzyści z długiego spania. Nie chciało mu się jeszcze otwierać oczu, ale… No właśnie. Jago nos wywęszył jakiś zapach. Bardzo lubiany przez niego zapach. Myślał, że mu się tylko zdaje, bo przecież skąd ten armat u niego w domu? Rozejrzał się po sypialni i przypomniał sobie o Marcie. Tutaj jej nie było.
Kierował się nosem, aż w końcu dotarł do kuchni i nie wierzył własnym oczom. Blondynka krzątała się miedzy gazówką a stołem w fartuszku i coś mruczała pod nosem. Ale nie to go zdziwiło. Tylko to, co podrzucała na patelni i to co leżało już na jednym z talerzy. Jak to miał w zwyczaju, oparł się o framugę drzwi i przyglądał się jej z uśmiechem, zadowolony, że jeszcze go nie zauważyła. W głowie tylko kołatała mu się myśl. Skąd wiedziała? A może to przypadek?


[ Zmagania z patelnią. Blondynka ]

                W garnku miałam jeszcze trochę płynnego ciasta, a na patelni przewracałam któregoś już naleśnika. Tak, to było podobno ulubione danie Michała K. Nie wnikałam głębiej. Chciałam posprzątać trochę wokół i zaczęłam chować produkty. Oczywiście biały był proszku do pieczenia śmignął mi koło twarzy. Kichnęłam.
- Na zdrowie – usłyszałam glos siatkarza, podskoczyłam zaskoczona.
- Znowu to robisz.
- Co?
- Stoisz, nie odzywasz się i patrzysz na mnie – stwierdziłam.
- Lubię to – uśmiechnął się niewinnie.
O mało nie osunęłam się na ziemię. Ten facet nie zna umiaru.
- Zatem panie Kubiak, proszę siadać – odsunęłam mu krzesło.
- Jak oficjalnie.
- Proszę bardzo. Śniadanie specjalne – podstawiłam przed nim talerz z 4 naleśnikami i piątego zrzuciłam świeżo z patelni.
- O tak – przymknął oczy i delektował się zapachem. – Kocham ten aromat.
- Wolałabym dowiedzieć się, czy są jadalne – rzuciłam.
- Już, moment. Niech się nacieszę tą chwilą – celebrował moment spożycia.
Ja czekałam na jego werdykt. Lepiej, żeby mi się udały. Ugryzł, przeżuwał chwilę, a potem rozbrajająco się wyszczerzył.
- Znakomite, wspaniałe. Uwielbiam cię – wykrzyknął.
Spłonęłam delikatnym rumieńcem na to wyznanie. Nie spodziewałam się aż takiej reakcji. Jak widać, trafiłam w sedno.
- Dostanę jeszcze? – spytał z pełną buzią.
- Już smażę głodomorze.


[ Brunet i rodzinka ]

                Zasiedli całą rodziną do wspólnego śniadania. W końcu ich syn potem znów miał wpaść w wir meczowy. Takie okazje nie zdarzały się codziennie.
- wychowujesz to takie pół życia, a ono przy pierwszej lepszej okazji wyfruwa z gniazda – mruknęła pani Jola.
- Mamo, znów zaczynasz.
- Bo mieszkamy w tym samym mieście, a ty się zjawiasz od święta lub gdy czegoś potrzeba!
- Kochanie, spokojnie. – Leon położył rękę na ramieniu żony. – Zbyszek gra prawie cały czas w podstawowym składzie. Wraca do domu i myśli tylko o odpoczynku a nie o wędrówkach do rodziców. Siatkarz to wyczerpujący zawód. Powinnaś być z niego dumna.
- Tak, bo łaskawie postanowił wrócić do kraju.
- Mamuś – zaczął Zibi.
- No słucham.
- Tata ma całkowitą rację. Poza tym, wróciłem do kraju specjalnie dla was. Może wy tego nie odczuwacie, ale ja mam tą świadomość, która mnie pociesza, że gdyby co, mam was całkiem blisko, a nie setki kilometrów stąd. Czuję, że jestem w Polsce – oznajmił chłopak, patrząc z nadzieją na matkę.
- Dobrze. Okażę trochę serca w święta. Ten temat zamykamy na dłuższy czas – uśmiechnęła się.
- Znając ciebie, masz w zastępstwie inny – szepnął pod nosem senior Bartman.
Przesłali sobie z synem porozumiewawcze spojrzenie.
- Co tam słychać u Justyny?
Brunet westchnął głęboko.
- Przecież mówiłem wczoraj, że do niej jadę. Złożyłem jej rodzinie życzenia – tłumaczył cierpliwie.
 No tak. Pamiętam. Wleciało mi z głowy. A Michałowi też złożyłeś? – dopytywała.
- Tak. Niestety przez sms, bo nie mogłem się dodzwonić. Poza tym mieliśmy Wigilię klubową.
- Dobrze, dobrze. Ciesz się, że ten chłopak tak długo z tobą wytrzymuje.
- Mamo! Nie podważaj naszej przyjaźni.
- Po co te nerwy? Chciałam powiedzieć, że to naprawdę wspaniały facet. Gdybym była młodsza…
- To co?! – wszedł jej w słowo małżonek.
- To… - kobieta zmieszała się. – To by mi się spodobał. Naprawdę nie ma żadnej dziewczyny? Grzech i marnotrawstwo, że taka partia tak długo wolna.
- Przekażę mu, ale myślę, że się chyba sam za partnerką rozgląda.
- Mam nadzieję, że nas na wesele zaprosi.
- Jolu!
- No co?


[ Zamiana miejsc. Tajemnica Blondynki i Szatyna ]

                Nie wyobrażacie sobie, jak miło się patrzy na jedzącego z apetytem faceta. Tym bardziej, że zajada z zapałem moje danie i cały czas uśmiecha się znad talerza. Ten obrazek pozostanie mi na długo w pamięci. Cieszyłam się, iż naleśniki się udały.
- Mógłbym jeść je bez końca, ale brzuch mam już pełny – Michał rozsiadł się na krześle i gładził po brzuchu.
- Lepiej żebyś nie pęknął.
- Słusznie. Dlatego teraz możemy wyruszyć do siebie i upozorować twoją obecność – zaproponował.
- Ok. Pozbieram swoje rzeczy.
                Z małą reklamówką prowadziłam Kubiaka do przybytku mojego i siostry. Oczywiście to on niósł torbę i tylko cudem uniknęłam tego, żeby mnie tu nie wniósł na rękach. Przekonałam go, że mogę chodzić i nic mi się nie stanie.
- Witaj w domu sióstr. Już kiedyś tu gościłeś. Jak widać, nic się nie zmieniło. Chcesz herbaty czy coś? Bo jak nie, to się kładę. Jak tak, sam się obsłuż. Wierzę w twoje zdolności – mruknęłam, kierując się do sypialni.
- Spoko. Pomóc ci w czymś? – usłyszałam jego zapytanie.
Powstrzymałam się przed głupim komentarzem: „Tak, utul mnie do snu” lub „uśmiechnij się i już będzie dobrze”.
- Nie, dzięki. Przebiorę się i pójdę szybko do szpitala, zanim wróci Jusia.
- O nie. Przecież ci obiecałem, że cię tam zawiozę. W takim sanie nie będziesz chodzić na mrozie.
Tylko westchnęłam na jego bulwers i z uśmiechem stwierdziłam, że ma dobrą pamięć i nie wymiguje się z obietnic.
                W ciszy i spokoju pokonaliśmy trasę do szpitala. Siedziałam nieruchomo na siedzeniu pasażera. Patrzyłam się wprost na szybę, za którą przemijały widoki. W tej chwili myślami byłam przy Patryku. Nie wiedziałam, w jakim stanie go zastanę.
- Nie martw się. Przecież Radek powiedział, że jest już dobrze – usłyszałam spokojny męski głos siatkarza.
- Ale… Ja wiedziałam… On mi powiedział. Wiedziałam wcześniej… Mogłam dać znać jego rodzicom, coś zrobić! Czy lojalność obowiązuje w sprawach ewentualnego życia lub śmierci? – spojrzałam na niego zrozpaczona załzawionymi oczami.
- Oj spokojnie. Przecież to, co się stało, to nie twoja wina – objął mnie delikatnie.
- Mogłam im powiedzieć – powtarzałam w kółko coraz ciszej.
- To był obowiązek Patryka, nie twój. Teraz już jest po wszystkim. Nie zadręczaj się tym.
- Michał, pójdziesz ze mną? – spytałam nieśmiało.
- Jeśli sobie tego życzysz.
                Przywitaliśmy się z Radosławem i Dominiką na korytarzu. Dowiedziałam się dokładnie, co się działo z moim chłopakiem. Oczy znów mi zwilgotniały. Nie potrafiłam tego znieść na spokojnie. Przez szybę widziałam jego ciało spoczywające na łóżku.
- Jeszcze się nie obudził – poinformował trener.
- Mogę do niego wejść?
- Nie wiem. Trzeba spytać lekarza.
                W końcu ubłagałam krótkie wejście do sali siatkarza. Ubrali mnie w cały zestaw ochronnego okrycia. Ostrożnie stąpałam po płytkach. Michał przesłał mi pokrzepiający uśmiech. Usiadłam na krzesełku koło łóżka. Odważyłam się chwycić jego bladą dłoń. Trzymałam ją i głaskałam.
- Widzisz, Patryś, do czego doprowadziło to milczenie? Przecież póki jest szansa trzeba walczyć. A ty chciałeś umrzeć… I zostawić nas samych…
- Przepraszam – usłyszałam jakiś pomruk.



__________________________________________


Przetrwałam próbne matury i oto jestem :D
Z odcinkiem kulinarnym nadzwyczaj tym razem. Mam nadzieję, że smakował ;p
Z dedykacją specjalną dla Dzika Geli ;*
bo mnie zmobilizowała skutecznie ;p
No i trzymajmy kciuki za chłopaków, oby zostali na fotelu lidera do końca! :D

Pozdrawiam  luzak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz