poniedziałek, 25 czerwca 2012

[ XXXVIII ]

Znów chcę cię mieć przy sobie


[ Blondynka. Powrót nad ranem ]

Obudziłam się. Z NIM. Nim otworzyłam oczy, jeszcze raz wciągnęłam do nozdrzy jego zapach. Chciałam, żeby tak było zawsze, ale rzeczywistość była trudna. Chyba zwyczajnie się bałam reakcji wszystkich i tej całej otoczki.
- Michale Kubiaku, kompletnie straciłam dla ciebie głowę – szepnęłam, obserwując jego twarz. Aż chciało się go dotknąć, pocałować, cokolwiek.
- Więc mnie pocałuj – mruknął nagle, a ja drgnęłam lekko przestraszona.
- Nie śpisz już?
- Wyczułem twój pożądliwy wzrok – uśmiechnął się Michał i lekko uchylił powieki.
- Wcale nie był pożądliwy! – oburzyłam się.
- Całuj, moja piękna, O, tu – wskazał na swoje usta, ale chyba nie spodziewał się mojej tak szybkiej reakcji. Przyssałam się do jego warg, zachłannie skradając pocałunki. Nawet jego lekki, drapiący zarost mi nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie. Zaczynałam uwielbiać mojego siatkarza w każdym wydaniu.
- Wow – wykrztusił z siebie Misiek, gdy skończyłam czułości.
- Która godzina? Będę musiała się zbierać…
- Zostań jeszcze. Nie wiedziałem, że z ciebie taka… - szatyn myślał nad określeniem, a ja tylko się słodko uśmiechnęłam.
- Nie myśl tyle z rana Misiaku. Niedługo szósta, muszę zdążyć zanim się Jusia obudzi.
- Wiesz, to zawsze facet zmywa się rano – zażartował.
- A nie jestem męska ani trochę? – stanęłam przy łóżku z założonymi rękami, patrząc na niego z góry.
- Ani odrobinę – odparł siatkarz i pociągnął mnie na siebie. Zadowolony z siebie, ujął moją twarz i mnie pocałował. Na chwilę znów zatonęłam w jego czułości. Jedną rękę wsunął pod moją koszulkę i gładził mnie po plecach.
- Misiu, jest bardzo miło, ale ja naprawdę muszę już iść – powiedziałam, patrząc w jego iskrzące się tęczówki.
- No dobra – mruknął przeciągle, skradając mi na koniec ostatniego buziaka.
                Gdy doczłapałam na moje piętro, cichutko otworzyłam drzwi. Miałam nadzieję, że siostra nie zauważy mojej nieobecności, bo bym musiała się gęsto tłumaczyć. Jednak Justyna spała smacznie na środku swojego łóżka, aż miło było popatrzeć. Dobrze, że sen jej dopisywał.
Poszłam do siebie stłamsić pościel, by uszykować wiarygodną wersję zdarzeń. Ledwie wyszłam z łazienki, na korytarzu zjawiła się brunetka.
- Myślałam, że zniknęłaś – stwierdziła, ziewając przeciągle.
- W nocy wyszłam do kibelka, a ty się tak rozwaliłaś, że poszłam do siebie. Może idź się jeszcze połóż, co?
- Sorry, jak coś. Przynajmniej się nie kopałam przez sen.
- Oj mój Jusiaku – przytuliłam siostrę mocno do siebie. – Możesz na mnie zawsze liczyć, wiesz?
- Wiem, wiem. Czuję się tak fatalnie…
- Bardzo chciałabym, żeby ci ulżyło. Jeśli mogłabym coś zrobić, to mów – powiedziałam zmartwiona.
- Gdybym wiedziała, jak sobie pomóc… Może mi za parę dni przejdzie – brunetka odgarnęła włosy z twarzy.
- Chcesz zrezygnować z praktyk?
- Sama nie wiem. Tak łatwo nie mogę się poddać, prawda? – spojrzała na mnie niepewnie.
- Oczywiście, moja dzielna siostrzyczko – ucałowałam policzek Justyny.


[ Brunet zabijany wyrzutami sumienia ]

Uderzył pięścią w blat kuchennego stołu. Niedopita, parująca kawa zakołysała się w kubku. Kolejny raz wyrzucał sobie swoją głupotę. Przez jeden wieczór zmarnował dorobek 6 miesięcy. Tyle mniej więcej znał się z Justyną i ten czas upłynął od ich poznania do chwili obecnej. Od złości do miłości.
Kochał ją, nadal ją kochał i nie zamierzał przestać. Nie dopuszczał do siebie myśli, że to ma się teraz skończyć. Chciał walczyć, ale wiedział, że wbrew swoim zapędom musi się uzbroić w cierpliwość.
Spacerował po płycie boiska, obracając piłkę w dłoniach. Jego koledzy serwowali piłki na drugą stronę siatki. Bartman po chwili zrobił to samo. Wcale mu nie ulżyło. Nie potrafił wyrzucić z siebie pewnego uczucia. Chociaż dawał z siebie wszystko, rozpacz i złość nadal w nim siedziały gdzieś głęboko.
Justyna pojawiła się tylko na początku treningu i wróciła do swojego pokoju obok gabinetu trenera. Czy mógł się jej dziwić? Pewnie nie mogła na niego patrzeć. Zacisnął wargi w wąską kreskę i kontynuował rozciąganie.
Gdy brunet miał już za sobą odprawę i prysznic, szedł powoli korytarzem. Jego wzrok zatrzymał się na drzwiach, za którymi pewnie siedziała jego była już dziewczyna. Siatkarz przystanął na chwilę. Bił się ze swoimi myślami. W momencie, gdy dłoń przyjmującego zawisła w powietrzu, gotowa, by zapukać, ktoś otworzył drzwi z drugiej strony.
Stali naprzeciwko siebie. On i Ona. Patrzyli sobie w oczy pełne chwilowego zaskoczenia. Przez ułamek sekundy Zbyszek chciał dłonią pogładzić policzek ukochanej, ale ostatecznie wcisnął rękę do kieszeni spodni.
- Przepraszam, chciałabym przejść. Jeśli masz jakąś sprawę, to przyjdź za tydzień. Dzisiaj już skończyłam – powiedziała Justyna beznamiętnym tonem. Tylko na moment zatrzymała na twarzy chłopaka wzrok, kierując go w efekcie na ścianę.
- Ja chciałem… - zaczął, jednocześnie się przysuwając. Brunetka przeszła obok niego i zamknęła pomieszczenie na klucz.
- To chyba może poczekać. Cześć – pożegnała się i skierowała do wyjścia.
- Kocham cię – krzyknął Bartman. Czekał na jakąkolwiek reakcję. Jusia zatrzymała się i spojrzała na siatkarza zamyślonym wzrokiem.
- Widzisz, w tym tkwi różnica, że ja kocham tylko ciebie, a ty wszystkie kobiety.

„… i znów nie ufasz mi, i nic nie jestem wart, i nie wierzysz w żadne moje słowo…”

Nic jej nie odpowiedział, został w swoim miejscu, by po kilku minutach ruszyć do samochodu.


[ Blondynka i nieoczekiwany prezent ]

Cieszyłam się, widząc Patryka w lepszym zdrowiu. Ledwie tydzień temu opuścił szpital, a dzisiaj przywlekł się na trening. Dotrzymał mi towarzystwa na treningu juniorów. Widać było, że chłopacy darzą go wielką sympatią, a on sam tęskni za siatkówką.
- Wrócisz? – spytałam towarzysza.
- Nie wiem, czy będę mieć do czego – mruknął brunet. – Ileż można być w drużynie młodzików? A żaden seniorski klub mnie nie kupi…
- Czego mi się tu łamiesz? Można grać w siatkę w różnych drużynach. Świat się nie kończy na Pluslidze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Wiem, wiem… Jak przyjdzie czas, pogadam z ojcem. Coś zaradzimy – uśmiechnął się do mnie.
- Mam nadzieję. Najpierw to się wylecz porządnie.
- O mnie się nie martw – Patryk objął mnie ramieniem. – Lepiej powiedz, co u ciebie.
Ledwo to powiedział, rozległ się dźwięk przychodzącego SMS. „O której kończysz? Czekam na ciebie ;)”. Uśmiechnęłam się do telefonu.
- Proszę, proszę. Dowiem się czegoś od ciebie? – szturchnął mnie.
- Co? Eee… Ale nie wiem czego – próbowałam się wymigać.
- Proszę cię. Co to za jeden?
- Nie chcę się afiszować… - mruknęłam. Od dalszych wykrętów uratował mnie Panas.
- Dobrze panowie, koniec na dzisiaj – zaklaskał w dłonie.
Ucałowałam policzek Patryka, pożegnałam się ze sztabem i pognałam do wyjścia. Po drodze zgarnęłam kurtkę i szukałam wzrokiem samochodu Kubiaka. Po chwili czarne auto mignęło światłami i podjechało pod wejścia.
- A ty czasu wolnego masz za dużo? – spytałam na powitanie.
- Myślałem, że ci się spodoba takie odwiezienie…
- No już, bez nerwów – pogłaskałam go po głowie.
- Misiaczek prosi buzi – nadstawił usta i cóż mogłam zrobić. Przez chwilę smakowaliśmy swoich warg, ale odskoczyliśmy od siebie przerażeni, gdy ktoś zapukał w boczną szybę. Na zewnątrz stał kto? Oczywiście  młody Panas, którego miałam ochotę zabić. Pokazał nam kciuki uniesione w górę i sobie poszedł.
- On jest niemożliwy – jęknęłam.
- Całkiem zabawny – odparł Michał.
- Kiedyś tak  nie uważałeś, ciekawe czemu – rzuciła zgryźliwie, gdy wyjechaliśmy z parkingu.
- Pff…
W ten oto magiczny sposób znów znalazłam się w mieszkaniu siatkarza. Obecnie zgrywał jeszcze obrażonego, ale długo to nie potrwało.
- Wiesz, że mam coś dla ciebie z Bełchatowa? – spytał nagle.
- A co takiego?
- Poczekaj – nakazał mi i poszedł do sypialni. Potem wrócił z jakąś torebką. – Dla ciebie.
Ostrożnie zajrzałam do środka. Kompletnie zszokowana wyciągnęłam z niej koszulkę Bartosza Kurka i to oryginalną! Potwierdzał to szeroki uśmiech Miśka i autograf. Na materiale szło przeczytać: „Dla uroczej i cudownej Marty, która sprawia, że mój kumpel się uśmiecha. Bartosz Kurek.”. Cała rozpromieniona wyściskałam mojego chłopaka.
- Jesteś fantastyczny. Przecież nie musiałeś.
- Wiesz, on sam wymyślił tą koszulkę. Wspomniałem, że go lubisz i… - tłumaczył szatyn.
- Jak się cieszę! Kiedyś to było moje marzenie.
- To ja się cieszę, że mogłem je spełnić – odparł.
- Mam nadzieję, że nie będę ci zbyt dużo dłużna za to – zaśmiałam się.
- Eee… Nie myślałem o tym, ale skoro sama podsuwasz, to będę skłonny skorzystać.
- To może nie było rozmowy? – uśmiechnęłam się niewinnie.
- Chcesz się wywinąć? – siatkarz zbliżył się do mnie z przebiegłym spojrzeniem.
- To, co, ugotuję coś i po sprawie – zaproponowałam szybko i poszłam do kuchni.


[ Szczere chęci. Blondynka i Brunet. ]

Siatkarz siedział na stołku przy barze. Czekał aż grupa ćwiczących na scenie dziewczyn skończy próbę. Nie w głowie było mu podziwianie kobiecych ciał. W końcu podszedł bliżej nucącej pod nosem blondynki.
- Możemy pogadać? – spytał przyjmujący.
- Zbyszek? – dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
- Może w jakimś innym miejscu…
- Czy ja coś powiedziałam? – odparła chłodno. – Nie powinnam i nie będę z tobą rozmawiać.
- Marta, poczekaj. Chociaż ty mnie nie olewaj – Bartman przybrał zrezygnowany ton.
- Czekaj przed wyjściem za 15 minut.
Otworzył drzwi samochodu ze strony dziewczyny. Przyjechali na obrzeża miasta. Mały bar sprawiał wrażenie rzadko uczęszczanego. Przynajmniej Zbyszek był pewien, że nie spotkają tu nikogo znajomego.
- Może późny obiad? – spytał, gdy usiedli.
- Chyba nie przyjechaliśmy tu jeść, prawda? – odparła jego towarzyszka.
- No nie, ale…
- Ok., niech będzie. Trochę zgłodniałam. Dla mnie sok pomarańczowy i mała pizza numer 7 – rzuciła okiem w kartę.
Po dokonaniu zamówienia siatkarz wrócił na miejsce. Odchrząknął, próbując zwrócić uwagę Marty.
- Dawaj – zachęciła go, bawiąc się serwetką.
- Chcę odzyskać Justynę i naprawić tą sytuację. Wiem, nic prócz alkoholu nie mam na swoje usprawiedliwienie. W takim stanie byłem podatny na namowy, ale to miała być tylko zabawa. Wyglądało, jak wyglądało, ale nie posunąłbym się do zdrady – tłumaczył.
- Zibi, gdyby to była sprawa w sądzie, to bym jej nie wzięła, bo szanse na wygraną są nikłe – odpowiedziała blondynka po wysłuchaniu.
- Czyli mi nie pomożesz?
- Tu nie chodzi o pomoc. Tylko to byłoby nie fair wobec Jusi. Jak mogę ci pomóc, gdy widzę w jakim ona jest stanie? I to przez kogo?
- Przeze mnie – przyznał brunet.
- Więc właśnie. Obiecałam jej, że może na mnie liczyć, a nie sądzę, żeby rozumiała w tym wciskanie jej ciebie przed oczy – mruknęła.
- Rozumiem. Mimo wszystko dzięki – Bartman wyraźnie posmutniał.
- Ale ta sprawa nie jest też definitywnie przegrana – odparła Marta.
- Co przez to masz na myśli? – siatkarz podniósł na nią swój uważny wzrok.
- Spróbuj ją odzyskać sam. Nie twierdzę, że jesteś bez winy, ale pewne rzeczy trzeba umieć wybaczać, co nie?
- Zdecydowanie.
- Więc na razie daj sobie na wstrzymanie. Niech jej minie początkowa odraza do ciebie, a potem przystąp do działania.
- Nie skreśliłaś mnie – bardziej stwierdził niż spytał.
- Skreśliłam, ale może zrobisz coś i się z tej czarnej listy wykreślisz – uśmiechnęła się do niego.
- Smacznego – usłyszeli z ust kelnera, który przyniósł im jedzenie.

- Może wysadź mnie kawałek wcześniej, żebym nie oberwała od Justyny – zaproponowała Nowaczykówna.
- Fakt. Nie chciałbym robić tobie jakichś nieprzyjemności.
- Ja się wybronię. To ty musisz mieć czystą kartę – zmierzyła go uważnie spojrzeniem. – Kolejne wyskoki nie wchodzą w grę.
- Tak jest. Przypilnuję, żeby widziała moje starania.
- Do zobaczenia – rzuciła dziewczyna, opuszczając jego samochód.


________________________________________________


Hop hop, to już ja ;)
Co niektórym spodobało się wcześniejsze tempo, więc proszę bardzo, postarałam się nie zwlekać :D

Jak widać, Zbyszek żyje. Chociaż wiele z was prosiło, żeby go powiesić. Przykro mi, ale nie przewidziałam tego w tym rozdziale ;)

I brawa dla tych, którzy pytali ostatnio o to, co Bartek przygotował dla Marty :)

Pozdrawiam