piątek, 29 kwietnia 2011

[ VIII ]


Zapomnieć nie jest łatwo

[ Poranek (niby)pary. Bartmanowe łoże. ]

                Słońce oświetlało całe pomieszczenie. Na szczęście w domu nie czuć było zimnego wiatru, który hulał na dworze. Z pewnością zimna nie było też miedzy dwójką, która leżała w łóżku okryta kołdrą.
                Brunet obudził się pierwszy. Z początku lekko zaskoczony pozycją, potem obrzucił Justynę ciepłym uśmiechem. Spała w jego ramionach, spokojna, cicha, wtulona jak najmocniej. Lekko ucałował czoło dziewczyny. Wstrzymał oddech, gdy się poruszyła. Otworzyła oczy i spojrzała z przerażeniem. W ułamku sekundy odskoczyła od niego i próbowała ukryć zażenowanie.
- Dzień dobry – zagadnął.
- Dla kogo dobry, to dobry. Mnie się zaczął potwornie – mruknęła.
- Źle się spało? – spytał z satysfakcją.
- Wybornie – wysyczała i poszła się ubrać do łazienki.
- Mówił ci ktoś, że jesteś piękna jak się złościsz? – krzyknął za nią.
Na chwilę uchyliły się drzwi, by potem powędrował z nich ręcznik w kierunku bruneta.


[ Bezczynność Blondynki. Klub. ]

                Nie miałam co ze sobą zrobić, to poszłam do klubu. Ułożę sobie nowy układ przynajmniej. Moje występy zaczęły być regularne, 2 razy w tygodniu. Maciek mówił, że klienci się o mnie dopytują. To miłe, że im się podobam. Dzięki temu miałam ochotę dalej tam pracować.
                Mała sala prób była wolna, więc ustawiłam się przed lustrem. Z odtwarzacza obok leciała muzyka. Na rozgrzewkę tańczyłam cokolwiek, totalna improwizacja. Potem się porozciągałam i mogłam przystąpić do pracy nad układem. Tak, zaczęłam ambitniejsze występy z tańcem.
- Hej młoda! – na salę wpadła Ania. – Co tam tańcujesz?
- Stara. Na razie taniec połamaniec, a ma wyjść układ na wtorek – westchnęłam.
- Nie narzekaj, ty zawsze wymyślasz coś ekstra sama. Wtrącać się nie będę, ale chętnie popatrzę – uśmiechnięta rozsiadła się na ławce.


[ Powrót wielkiej aktorki. ]

                Jakimś cudem udało im się wyrwać z rąk pani Bartman. Wizyta i tak się przeciągnęła, więc nie było mowy o kolejnym dniu. Gdy już wszyscy się wyściskali i wycałowali, para wsiadła do samochodu i odjechała.
- Dziękuję. Plan się udał. Oczarowałaś ich totalnie – siatkarz podsumował zadowolony.
- Nie ma sprawy. Pomogłam, to się cieszę. Czyli sprawa zakończona? – spytała z nadzieją.
- Chcesz porzucić Zbysia ot, tak? – posmutniał.
- Mi chodzi o udawanie przed twoimi rodzicami. Jak chcesz to się odezwij czasem, może odpiszę. Poza tym, będę na meczu.
- Odezwę się na bank. Na naszym meczu? – zdumiał się.
- Tak, dzisiaj na Ursynowie – mrugnęła i wysiadła, bowiem byli już na miejscu.
- Do zobaczenia piękna – krzyknął przez okno.
- Och Zbyszek – westchnęła sama do siebie. – Ty stary bajerancie…
                Zdziwiła się, gdy w domu nie zastała siostry. Miała nadzieję, że jest w klubie i wszystko w porządku. Czekała na powrót Marty jak na szpilkach. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby okazało się, że pod jej nieobecność blondynce coś się stało. Odetchnęła usłyszawszy zgrzyt zamka.
- O, Jusia? Raczyłaś wrócić z warszawskiego tournée i zawitać w te skromne progi? – dogryzła jej.
- Tak, otóż to. Wybacz kochanie, jego matka wymyśliła nocowanie a Zbyszek vel. Ciepłe Kluski nie potrafi się jej sprzeciwić – zaśmiała się brunetka.
- Serio Taki maminsynek z niego? Nie wygląda.
- No tak. Sama miałam niezły szok. Jego matka to równa kobitka. Widać, kto tam rządzi. No ale już to odbębniłam i spokój.
- Czyli teraz znajdziesz trochę czasu dla mnie? – blondynka dociekała.
- Przecież zawsze mam dla ciebie czas.
- Ale ostatnio tylko Zbyszek i Zbyszek – mruczała.
- Oj ty wariatko moja. Pójdziemy na mecz, to ci się odmieni – stwierdziła entuzjastycznie Justyna.
- Może jakimś cudem ten bufon nie zagra…
- Martuś… O co chodzi?
- A bo wczoraj po raz kolejny pokazał swoją dupkowatość…
- Dlatego zastałam zbity wazon, rozszarpaną poduszkę i rozlane mleko? – dziewczyna uważnie przyjrzała się siostrze.
- Och no… Tak… Wybacz, miałam posprzątać.
- Chyba nieźle byłaś wkurzona.
- Bo on wygaduje o mnie takie rzeczy za sam jest dziwkarz, o! – głos coraz bardziej zaczynał jej drżeć.
- Chodź tu do mnie. Nie przejmuj się nim – przytuliły się do siebie i trwały tak dłuższą chwilę.


[ Przygotowania przedmeczowe. Blondynka i Brnetka. ]

                Nie rozpoznałam i zgodziłam się pójść. W końcu od dawna byłybyśmy umówione. Z racji nijakiego humoru nie stroiłam się specjalnie. Ulubione trampki, wygodne dżinsy i kolorowa bluza. Justyna ubrała się o wiele bardziej kobieco. Z naszej dwójki, to ona przyciągała wzrok facetów.
- Justyno, czyżby to dla warszawskiego osobnika Z.B. się tak wystroiłaś? – spytałam ją przed halą.
- Co? Oszalałaś? Ja dla siebie się zawsze ubieram. Poza tym może jakiegoś wyhaczę.
- Tak się tłumacz. Masz wolne pole do popisu. Ja dzisiaj nie będę ci przeszkadzać.
- Oj kochana, ale i tak dywan twoich lśniących włosów przyciąga uwagę – uśmiechnęła się do mnie.
- To je obetnę.
- Marta! Zabraniam ci! – oburzyła się.
- Przerabiałyśmy to już. Dobra, wchodzimy, bo nam miejsca zajmą.
- Spokojnie, przepchniemy się. W końcu obie mamy czym oddychać.
- Wariatka.


[ Politechnika Warszawska. Szatnia zespołu. ]

- I mówię ci, fenomenalnie poszło. Jakbyśmy faktycznie byli parą. Nie wiem czy aby za bardzo jej nie polubili – Zbyszek zwierzał się Miśkowi.
- No ale sam widzisz, plan był dobry. Coś tam wymyślimy jak ją będą chcieli jeszcze raz zobaczyć.
- Dzięki Misiek. A wiesz, że Justyna będzie na meczu? – ekscytował się brunet.
- Zbysiu? Czy ty się aby nie zakochałeś, co? – szatyn spojrzał na przyjaciela.
- No co ty. Ona chyba jest niedostępna. Zanim się facet do niej dostanie, trochę czasu minie. Zresztą mam wrażenie, że nie lubi mnie zbytnio.
- Od kiedy ty tak filozofujesz?
- Bo mi się trafiła trudna kobieta. Sam nie wiem, czy się w to angażować… Jakby się udało, to miałbym stały związek. W końcu zawsze mi przeszkadzały te romanse… Nie wiem.
- No nie poznaję się. Gadasz od rzeczy. Wiesz, masz czas. Jak zdecydujesz, to wystartujesz do niej.
- Masz rację, czas pokaże. A teraz skupmy się i wygrajmy ten mecz. W końcu musze się dobrze zaprezentować – mrugnął do Kubiaka.
- Zbysiu, Zbysiu. Nigdy nie odpuścisz.
                Na rozgrzewce skupili się na ćwiczeniach, lecz brunetowi nie przeszkodziło to przeczesywaniu trybun wzrokiem. W końcu zobaczył przy wejściu znajomą postać. Wraz z siostrą przeciskały się w stronę swoich miejsc. Justyna wyglądała ślicznie.
- Skoro ubrała się ładnie na nasz mecz i wiedziała, że ją zobaczę, to chyba mam szansę…
- Co tam mruczysz? – szatyn rozciągał się obok niego.
- Popatrz – szturchnął kumpla i pokazał na trybuny.
Po chwili uśmiechnął się promiennie w tamtą stronę.


[ Trybuny. Sektor zielonych szalików. Dwie niewiasty. ]

                Atmosfera jak zwykle była gorąca. Miejscowi kibice dopisali. Odetchnęłam z ulgą, gdy klapnęłam na moje miejsce. A mówiłam, żeby się pospieszyć, to obyłoby się bez tłoku.
- Już wiem, czemu czułam się obserwowana – usłyszałam moją siostrę.
                Spojrzałam na nią. Szczerzyła się i machała do kogoś. Na boisku stał równie wyszczerzony Zbigniew Bartman. Oho, wyczuwam zalążki romansu. Czyli jednak woli kobiety. Ech… I odebrał mi jedno przezwisko na Kubiaka. Już nie wyzwę go od gejów. Tak a propos, to ta pokraka stała obok i też się gapiła. Zasłoniłam się włosami i spuściłam głowę. A moja Justysia wdzięczyła się jak głupia.
- Jeszcze cycki im pokaż.
- Oj nie złość się. Przecież muszę im odmachać.
- tak, a ktoś tu ich nie lubił, a bynajmniej zarzekał się, że Bartmana nie cierpi. Kubiaka powinnaś nie trawić ze względu na mnie. A rób co chcesz…
- Martusiu, po co te nerwy? A ty co za modły odprawiasz? – podniosła pasmo moich włosów.
- Przeczekuje Az ten homofon przestanie się tu gapić. Nie przyszłam tu dla niego.
- Ależ ja to wiem. Więc już się nie wygłupiaj, tylko ładnie usiądź, bo ich trener zawołał. Zresztą wiesz, telewizja może nas pokazać – pociągnęła mnie do góry.
                No więc zarzuciłam kłaczyskami moimi jak w reklamie szamponu. I co? Oczywiście Kubiak musiał się spojrzeć. Czy ja widzę w nim zamyślenie? Chyba mam omamy. Posłałam mu urocze diabelskie spojrzenie i zajęłam się obserwacją meczu.
                Jak szło się domyślić, bromance w przyjęciu. Reszta składu tez taka jak zawsze. Miałam nadzieję, że wygrają, bo przyszłam tu zobaczyć dobrą siatkówkę a nie poklepywanie piłki jak baby. Jeśli chodzi o emocje meczowe, to miałam ich nadmiar. Musiałam się wyżyć, krzyczeć, skakać, tupać. Wiadomo, moje włosy ze mną. Nikt się jeszcze nie skarżył, więc ok. Gorzej by było, jakbym miała warkocz albo kitkę, wtedy by bolało siedzących obok.
- Siostra, spokojnie. Mają czas, wygrają to – uspokajała mnie Jusia.
- Ech, bo zwalają końcówkę po dobrym całym secie.
- Prowadzą w setach. Jak nie w tym, to w następnym wygrają.
- Albo totalnie zawalą i będą męczyć w ti-breaku… Taa…
- Po co od razu takie czarne myśli? Trzeba wierzyć – uśmiechnęła się.
- na razie to ci powiem, że Zbyszek na MVP pracuje. Dobry mecz ma, jak dawniej nie grał zbytnio – rzuciłam uwagą na zbadanie jej reakcji.
- Oj no, nie zaprzeczę, że mu wychodzi. Kto by pomyślał, że w nim taka moc drzemie.
- Widać po nim, że jest impulsywny. Zresztą jakie ma mięśnie, musi walić – zauważyłam.
- Powinien, powinien. Napakowany jest, więc niech gra. Ale zaobserwowałam, że jak idzie Zbyszkowi to Michałowi też. Normalnie jak bliźniaki.
- Solidarność plemników czy czegoś tam, co mają. Dla drużyny, to dobrze.
- Kubiak ma boski uśmiech – wtrąciła ni z gruszki ni z pietruszki.
- Eee…. Ale w głowie ma nasrane – podsumowałam.
- Oj, bo trzeba mu było powiedzieć, że dziwką nie jesteś i tyle.
- Ja go nie będę z błędu wyprowadzać – uparłam się.
- To nie chcę więcej słyszeć, że się myli co do ciebie – pogroziła mi.
- Szkoda naszego czasu na rozmowę o nim. Patrz, 3 set.
- Mam nadzieję, że ostatni.
                Oczywiście chłopacy nie byliby sobą, gdyby nie podnieśli nam ciśnienia i przełoili 3 seta. Bulwersu jak mój, świat nie widział, ale przynajmniej miałam poparcie wszystkich kibiców Politechniki. Cóż, nawet Justyna nie przebierała w słowach.
- Och, nareszcie. Już myślałam, że mi siostrę podmienili – zaśmiałam się po jej wiązance do Bartmana.
- Bo widocznie klepie piłkę, tak jak w łóżku i dlatego nie ma kobiety.
- Uuu…
- Przerośnięte ego. Wbrew wszystkim teoriom. Jak jest taki macho, to na bank ma małego! – rzuciła zgryźliwie.
- No rozkręcasz się. A tak a propos… To nie w nocy jakiego ma? – podpytałam.
- Eee… No nie udało mi się kurczę… Ale za to ma cudowne, wygodne ramiona. Mmm… Ups! Powiedziałam to! – zatkała sobie ręką usta.
- Następnym razem zaliczycie kolejną bazę, nie martw się – poklepałam ją po plecach.
- Marta! Nie będzie żadnego następnego razu!
- Siostra, bo ci zmarszczki wyskoczą. Kolejne – uchyliłam się przed jej ciosem.
Jak to my, potem wybuchłyśmy śmiechem.




_________________________________________________


Zdziwione, że tak szybko?
Martusia ma czas dobroci dla czytelniczek ;p

Korzystajcie dziewczynki ^^
I co powiecie na taki rozdział? :)

Następny też szybciej, z pewnej okazji ;p

Pozdrawiam