poniedziałek, 25 lipca 2011

[ XV ]


I spadł zaklinany deszcz


[ Blondynka i Tajemniczy adresat liściku ]

                Już myślałam, ze ten liścik to głupi żart i padłam ofiarą jakiegoś niedorozwiniętego żartownisia. W końcu to kobiecie wypada się spóźnić parę minut. Wreszcie zdecydowałam, że nie będę tu sterczeć jak idiotka. Miałam sobie pójść, gdy zza rogu wyłonił się młody Panas.
                W sumie moje pierwsze podejrzenia padły na niego, ale czułam lekkie rozczarowanie. Czyżbym spodziewała się kogoś innego? Może gdzieś w podświadomości czaiła się wizja tajemniczego wielbiciela. Chyba lepiej, że to Patryk niż jakiś zboczeniec. Zaraz, dostałam przecież kartkę na terapii chłopaków, więc w grę wchodził tylko jeden z nich. Pomyślmy szczerze, który chciałby się ze mną umówić? Za wysokie progi Martuś, nie dla ciebie bożyszcza nastolatek.
- O, Marta. Co ty tu robisz?
- Nie żartuj – zaśmiałam się.
- Ale o co ci chodzi? Jak pięknie wyglądasz. Umówiłaś się z kimś?
On się taki urodził czy tylko udaje przygłupa? Przecież ojca ma spoko.
- Dziękuję. No z tobą wariacie – szturchnęłam go w ramię.
- Czuję się zaszczycony, że to dla mnie się tak wystroiłaś. Nie przypominam sobie, żebyśmy się umawiali… - zastanawiał się.
- Oj, przestań! Chodź, przejdźmy się – pociągnęłam go za rękę w stronę parku.


[ Druga strona ulicy. Parkowe zarośla ]

                Stał za drzewem i patrzył na to wszystko. Przecież to jakiś kiepski film. W „Modzie na sukces” takiej pechowej sytuacji chyba nie było, jaka mu się przytrafiła. Miał okazję, miał JĄ przez parę minut dla siebie. Gdyby tylko się pospieszył… A tak, to znowu ten zakichany Panas!
- Żeby mu się skurczył, o! – kopnął ze złości w pień.
                Zadrżał, gdy zobaczył, że zbliżają się w jego stronę. Wszedł w bardziej zarośnięte miejsce, nie tracąc pary z oczu. Na widok  złączonych dłoni blondynki i bruneta, w Michale aż się zagotowało. To ON miał się z nią dzisiaj tu spotkać. To ON powinien z nią spacerować. Planował ją przeprosić i wszystko wyjaśnić. A ten pajac wchodził mu w paradę.
- Bezczelny gówniarz – syknął.
                Tylko tak w sumie, o co się wściekał? Miał ja tylko przeprosić i finał. Czemu był wściekły na Patryka nie o samo zmarnowanie okazji na spotkanie z Martą, tylko o jego zachowanie wobec niej? Miał ochotę podbiec i strzelić chłopakowi w twarz. Za co? Za to, że jest tak blisko z NIĄ? Za to, że trzyma ją za rękę? Za to, że to jego Marta darzy sympatią? Przecież ONA mu się nawet nie podobała. O nie, bracie, podobała ci się, tylko ta prostytucja. Ale teraz już wiedział, że jest niewinna a on to największy debil na świecie. Chciał, żeby mu wybaczyła, żeby się do niego uśmiechnęła, spojrzała ciepło… Nie chciał żyć ze świadomością, że jest dla niej nikim…


[ Brunet. Rozmowa z mamusią ]

                Myślał, że sobie troszkę odsapnie. Michał gdzieś polazł, wszystko owiawszy tajemnicą. Kompletna cisza panowała w ich mieszkaniu. Do czasu… Okazało się, że pani Jolanta odczuła nagłą chęć porozmawiania ze swoim synem.
- Tak mamo, mamy co jeść. Nie martw się – uspokajał kobietę.
- Żebyście mi czasem nie żarli tego amerykańskiego dziadostwa! Jedzenia u mnie dość i chętnie coś wam ugotuję.
- Jak coś, to się zgłosimy.
- A Justyna umie gotować? – dopytywała.
- Przecież ona z nami nie mieszka – próbował wybrnąć z tematu brunetki.
- Wiem. Tak pytam. Swoją drogą, chyba kiedyś ty i Michał założycie swoje rodziny. Do końca życia nie będziecie mieszkać razem? – pani Jola dręczyła bruneta.
- Mamo, o co ci chodzi? Masz coś do Michała?
- Ależ oczywiście, że nie. Po prostu się martwię. Takie dwa fajne chłopaki nie mogą zostać starymi kawalerami – tłumaczyła się.
- Naprawdę za daleko wybiegasz wstecz. Jeszcze mam czas na małżeństwo.
- Och Zbysiu. Nie gniewaj się – łagodnym już tonem przemawiała do syna.
- Nie jestem zły. Tylko na mnie nie naciskaj. Wszystko w swoim czasie – Zbyszek tłumaczył rodzicielce.
- Dobrze. Koniec tematu. Pozdrów Michasia.
- Oczywiście.


[ Blondynka i Brunetka ]

                Wróciłam do domu w wyśmienitym humorze. Patryk potrafił działać cuda. Nie wiem tylko czemu do koca wypierał się tego liściku. Przecież to nic takiego. Nawet przyznam, że to był ekscytujący dreszczyk emocji. Sugerowało to, że nie będę się z nim nudzić.
                Podziwiałam go za niebywałą siłę i wieczną radość. Żadna choroba nie jest łatwa, a tym bardziej nowotwór. Często patrzyłam na niego na treningach i nie mogłam się nadziwić. Miał w sobie tyle energii. Biła od niego taka radość. Chciał żyć i korzystać z życia. Miał do tego prawo. Zasługiwał na to bardziej niż inni.
- Co tam siostra? Jak tajemniczy wielbiciel? – Justyna wpadła do mieszkania znienacka.
- A tak sobie myślę. Oj, myślałam już, że to lipa, ale jednak okazało się, że to Patryk. Ja nie wiem skąd ten pomysł. Jeszcze do tego się wypierał.
- A może to faktycznie nie on? – siostra poddała w wątpliwość moją teorię.
- Niby kto inny? To musiał być któryś z siatkarzy. Jeśli nie Panas, to dlaczego tamten nie przyszedł? Nie wiem kto inny chciałby się ze mną umówić – tłumaczyłam.
- O Boże, jak to kto inny? Każdy wchodzi w grę.
- Taa… Aha. Oni na mnie nie lecą. To z tobą Krzysiek się chciał umówić – przypomniałam.
- Jeny, Krzysiu, całkowicie o nim zapomniałam! On czeka wciąż biedny na moją odpowiedź. Muszę do niego zadzwonić – zamotała się.
- Jusia – mruknęłam.
- Co? A, no tak. Kochanie, przecież jesteś śliczną młodą dziewczyną. Oczywiście, że chcieliby się z tobą umówić – pogłaskała mnie.
- Yhy. Dziękuję za miłe słowa, ale chyba jest inaczej…
- Jak cię kopnę to zobaczysz. Spytaj się swojego Patrysia, potwierdzi moje słowa – próbowała mnie przekonać.
- Dobra, zostawmy kwestię mojego wyglądu w spokoju.


[ Brunetka. Spacer chodnikiem ]

                Dała odsapnąć siostrze. Marta mocno wszystko ostatnimi czasy przeżywała. Było to po niej widać. Niestety odbijało się to na jej zdrowiu. Justyna widziała jaka jest zmęczona i wykończona. To wszystko było zupełnie niepotrzebne. Skoro Zbyszek przyjaźni się z Michałem, to szatyn nie może być taki zły.
                Spojrzała w niebo. Powoli nadciągały szarawe chmury. Musiała się pospieszyć, jeżeli nie chciała zmoknąć. W każdej chwili mógł lunąć deszcz.
- Podwieźć panienkę gdzieś?
Podjechał do niej samochód. Przez uchyloną szybę dojrzała znajomą twarz.
- Nie trzeba.
- Nalegam. Zaraz zacznie padać. Chyba nie chcesz zmoknąć?
- Nie jestem z cukru. Od kiedy ty taki dobry? – spojrzała na chłopaka.
- Dostosował prędkość wozu do jej kroku.
- Nie wygłupiaj się. Zawiozę cię, gdzie chcesz. O, już kropi – wskazał na kropki na szybie.
- Bartman, ty uparciuchu – mruknęła, siadając na miejsce pasażera.


[ Ul. Miodowa. Mieszkanie bromancowe ]

                Siedzieli w kuchni z herbatą w kubkach.
- Mówiąc , gdzie chce, miałeś od początku na myśli swoje mieszkanie? – przyjrzała się brunetowi uważnie.
- Nic nie mówiłaś, to zawiozłem cię do siebie. Jesteś zła?
- Aha, tak się tłumacz. Niech pomyślę… Nie – posłała mu promienny uśmiech.
- Uff… Widzisz, uchroniłem cię przed ulewą – odsłonił firankę, ukazując obfite opady deszczu.
- Dziękuję ci bardzo, Zbigniewie.
- Jak miło to słyszeć. Mów mi tak więcej.
                Rozmowę przerwał im trzask drzwi. Przez mieszkanie niczym gradowa burzowa chmura przeleciał Michał Kubiak. Lekko zmoknięty, ale maksymalnie wkurzony. Po chwili równie mocno trzasnął drzwiami od swojego pokoju.
- Co mu jest? Chyba nie przez deszcz jest taki nerwowy?
- A bo ja wiem. Wypalił gdzieś przed 17 i teraz wrócił – Zbyszek wzruszył obojętnie ramionami.
- Przed 17 powiadasz? A to ciekawe… - zamyśliła się Justyna.
- Nad czym tak myślisz?
- Bo Marta umówiła się z kimś na 17. Znaczy… Dostała wczoraj liścik z miejscem i godziną, ale bez podpisu…
- I ty myślisz, że to Michał? W sumie godzina się zgadza.
- Nie wiem. Ona myśli, że to od Patryka, bo się tam pojawił. Wspominała też, że się wypierał.
- Nie podejrzewałem Miśka o takie akcje. Sama widziałaś, jaki wrócił. Ej! Może on ich zobaczył? – połączył fakty Zibi.
- Nawet logicznie to brzmi. To on cię umówił z Marta, a Patryk go uprzedził. A przecież Panas działa na niego ostatnio jak płachta na byka.
- Widzisz Jusiu, razem na to wpadliśmy. Chyba musimy częściej współpracować, bo dobrze nam idzie.  Dobrze, że na trenerze się nie odgrywa – stwierdził siatkarz.
- Chyba jest na tyle rozsądny, żeby pojąć, że Radek niczym nie zawinił. Coś ty taki chętny na wspólne działanie.
- Misiek nie jest głupi. Bo wtedy częściej cię będę widywać – wyszczerzył zęby.
- trzeba było zadzwonić, jak chciałeś się spotkać.
- Wiesz, jeszcze być mnie umówiła z jedną ze swoich super znajomych – skrzywił się na wspomnienie sytuacji z wczoraj.
- Aaa… O to ci chodzi. Hahaha. Jak wrażenia? – ciekawiła się.
- Uciekliśmy jak tylko nas odkuły. Pomógł nam pan Marek, woźny. Zatrzymał je, wypytał i wyrzucił. My się ubraliśmy i dawaj, do domu. Potem chyba z godzinę się szorowałem. I tak jak sobie przypomnę ten dotyk… Brr… - otrząsnął się.
- Ja nie wiem, jak mogłeś mnie pomylić – udawała obrażoną.
- Naprawdę myślałem, że to ty. Wiesz… Te odpięte guziki… - spojrzał lubieżnie.
- Zbyszek, bo się zawstydzę. To był taki chwyt – mruknęła.
- Ale teraz możesz powtórzyć i spokojnie dokończyć – przysiadł się bliżej niej.
- Nie wygłupiaj się Zibi – speszyła się lekko.
- Justynko, bądź miła dla Zbysia – objął ją ramieniem i próbował odpiąć jeden z guzików.
- Bartman! – trzepnęła go po łapach.
- Ała! Nie bij – zrobił smutną minę.
- Czy ty się za bardzo nie zapędzasz?
- To ty tak na mnie działasz – jego oddech omiótł jej szyję.
Wtem do kuchni wszedł drugi z siatkarzy.
- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko po wodę – mruknął na widok odskakującej od siebie pary. – Mną się nie przejmujcie.
- Misiek, gdzie ty byłeś? – zagadnął go przyjaciel.
- Zaklinać deszcz. Jak widać się udało – uśmiechnął się krzywo.


[ Zadumanie Blondynki ]

                Jakoś wszystko się wyciszyło. Nie wiedzieć czemu, Michał bardzo dawno już mnie nie obraził. Po co ja główkowałam, w końcu miałam spokój. Czasem mijałam go na korytarzu. Jego wyraz twarzy, gdy patrzył na mnie, nie wyrażał nic. Czasem jak szłam z Patrykiem, Kubiak miał w oczach coś dziwnego. Nie bardzo wiedziałam, co to było…
                Czas leciał. W końcu nadeszła zima. Śnieg pokrył chodniki i ulice. A ja zaczęłam marznąć. Nienawidzę zimy i zimna. Zawsze opatucham się wtedy jak najgrubiej, żeby ani odrobina mrozu do mnie nie dotarła. Przynajmniej teraz miałam Patryka do przytulenia. OD razu robiło się cieplej, gdy mnie obejmował. Facet zimą jest najbardziej przydatny. Jak grudzień, to święta. A jak święta to Mikołaj, Gwiazdor i cała nagonka. Ech, życie…


___________________________________________


Dla mojej doradczyni do spraw kolorów,
Anna vel. sinokoperkowy róż :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz