piątek, 29 lipca 2011

[ XVI ]


Być blisko siebie

[ Blondynka i Brunetka. Uroki pracy ]

                Chłopacy latali po boisku jak pomyleni. Trener w przypływie świątecznej dobroci zrobił wspólny mikołajkowy trening. Poziomem umysłowym seniorzy od juniorów nie odstawali zbytnio. Mieli takie same głupie pomysły. Stałam z Justyną koło Radka i patrzyłam z politowaniem na tą dzieciarnię. No bo wymyślili sobie, że zagrają w… Uwaga! Panie i panowie, szczyt pomysłowości! W kuto! Tak, nie przesłyszeliście się. Dzieci z 1 klasy podstawówki. Ale cóż…
- To teraz ci, co przegrają, nie dostaną prezentu, co? – zaśmiał się Panas.
- Chyba by się popłakali – stwierdziła Justyna.
- No dobra, będę dzisiaj dobry. Tylko wiecie, dać im palec…
- A ugryzą ci całą rękę i wyplują obrączkę – mruknęłam.
- Martuś, ty to masz powiedzenia – zaśmiał się trener.
- Ona zawsze – przytaknęła Jusia. – Nie w humorze dzisiaj jesteś?
- Nie no, skąd.
- Proszę cię, oszczędź mi tego tonu. Lepiej powiedz, o co ci chodzi?
- A nic. Tak po prostu reaguję na świąteczną atmosferę. Jakoś nie mam dzisiaj humoru. Taki dzień – wzruszyła ramionami.
- Zaraz ci go Patryk poprawi – szepnęła mi do ucha.
- Oj tam.
- Radek, szykował coś Patryk dla Marty na Mikołajki? – spytała mężczyznę, bez ceregieli.
- Coś kombinował, ale pojęcia nie mam co – uśmiechnął się.
- Się dowiesz – zawisła na moim ramieniu.
Zmierzyłam ją tylko wzrokiem i nic więcej nie powiedziałam. Spojrzałam też na Panasa seniora. Stał wyraźnie z siebie zadowolony i uśmiechał się pod nosem/ Co ja tu robię wśród tych spiskowców?


[ Szatyn i jego zmartwienia ]

                W sumie to dzisiaj mógł do niej podejść. Tak „na Mikołaja” by ją przeprosił, ale nie miał tyle odwagi. Bo albo stała obok Justyny, albo obok trenera albo sobie przesyłała migi z Patrykiem. Widział, że była nie w sosie, więc to nie był dobry dzień. Wolał się nie zbliżać, żeby nie było.
                Przewidywał, że Zbyszek pewnie będzie coś chciał robić z Justyną, więc postanowił spędzić Mikołajki samotnie. Miał w zanadrzu jeszcze jedno lokum. Z racji, że woleli mieszkać z Zibim razem, to stało puste. Czas najwyższy zrobić tam trochę porządku. Umeblowane było i w ogóle, ale z racji niezamieszkania „trochę” się zaniedbało.
                Michał zaraz po treningu pojechał tam. Otworzył drzwi i od razu przywitał go mały pajączek.
- A ty co tu robisz kolego? Nie wiesz, że to mieszkanie już ma właściciela? – pstryknął go delikatnie.
Ręką zgarnął pajęczynę nad drzwiami. Nie było tak źle pod względnych oględzinach. Jakby nagle potrzebował lokum, to akurat. Nie chciał nikomu wynajmować mieszkania. Ono czekało na niego, być może na niego i jego rodzinę…
- Taa… Jak się dorobisz żony i dzieci to proszę bardzo – zaśmiał się.


[ Blondynka i Brunet. Mikołajkowo ]

                Ależ oczywiście, że młody Panas coś kombinował. Raczył mnie powiadomić, że ma dla mnie niespodziankę. Byle mnie nie wywlekł na dwór, bo zimno, to super.
- Mogę spytać, czy to przeżyję? – mruknęłam.
- Z pewnością. Nie ryzykowałbym twojego życia – uśmiechnął się.
- Aha… - odwróciłam głowę do okna.
Za szybą samochodu mijał zimowy krajobraz. Swoją drogą przerażały mnie te wszystkie mijane zaspy.
- Ale jedź ostrożnie, ok.?
- Oczywiście. Przecież nigdzie się nam nie spieszy, prawda?
- To ty musisz wiedzieć. Nie wiem, gdzie mnie wywozisz.
- Zaraz się dowiesz.
Skręcił w jeden ze zjazdów. Prosto w leśną drogę. Ahaaa. Ok. Przyjrzałam się chłopakowi uważnie. Nie wyglądał na zboczeńca ani pedofila. Ania na takiego, co wywozi dziewczyny do lasu. Ale kto go tam wie. Na filmach też faceci na takich nie wyglądają, a co się nie dzieje.
- To dobra droga?
- Pewnie. Już jesteśmy na miejscu.
Ścieżka prowadziła do większych rozmiarów polanki. Latem musiało tu być pięknie. Właśnie, LATEM! A teraz mamy ZIMĘ. Wizualnie ok., ale jak mam być szczera, to wolałam przytulne wnętrze samochodu.
- Chodź! – zachęcał mnie.
- Ale gdzie? Po co?
- No wyskakuj – otworzył mi drzwi.
- Wiesz, że nie lubię zimna?
- Wiem. Spokojnie, nie będzie zimno – zapewniał.
                Raz kozie śmierć i poszłam. Jednak miałam czuja. Delikatny skręt w prawo i moim oczom ukazał się prześliczny domek. Cały z drewna, stylizowany na góralski, taka leśniczówka.
- I jak?
- Ale że niby masz klucze? To twoje? – pytałam zaskoczona.
- Tak, mam. Moje? No powiedzmy – uśmiechnął się rozbrajająco i weszliśmy do środka.
Wszędzie pachniało drewnem i żywicą. Jakby nie patrzeć LAS. Ja przechadzałam się wszędzie i badałam teren. Świetna miejscówka.
- Chodź, mój zmarzluchu! – zawołał mnie Patryk.
Wpadłam do saloniku i aż jęknęłam z zachwytu. On rozpalił kominek! Ognie tańczyły wokół drewna, Aż trzaskały iskry. Po prostu bomba!
- Wiesz co? Tym mnie kupiłeś – przytuliłam się do niego.
- Wiedziałem – zaśmiał się.
- To będą moje najlepsze Mikołajki.
- Moje też – cmoknął mnie.


[ Brunet bajeruje Brunetkę ]

- Jusia – jęknął Zbyszek.
- Słucham – spojrzała na niego.
Siedzieli w kawiarni przy gorącej czekoladzie. Siatkarzowi udało się wyciągnąć dziewczynę po treningu.
- Bo wiesz… Dzisiaj Mikołajki…
- No i?
- Może spędzimy je razem? – powiedział jednym tchem.
- Hę? Dobrze się czujesz?
- No proooooszę! Marty i tak nie ma, co będziesz sama siedzieć? Misiek też gdzieś zniknął. Nie chcę być sam – zawodził.
- O matko, jaki ty biedny i samotny jesteś – pogłaskała go po głowie.
- Noo…
- Jakby nie Patryk, to bym pomyślała, że ich razem wywiało.
- A ja nie, bo na razie nie pałają do siebie sympatią – stwierdził Zbyszek.
- Na razie. A poza tym, to tylko ci się zdaje – uśmiechnęła się tajemniczo.
- Ale nie zmieniajmy tematu! To jak? Jedziemy do mnie?
- Jakiś ty szybki…
- Oj no, tam będzie przytulniej – poruszył brwiami.
- I w co ja się pakuję?
- Zbysio ładnie prosi – zrobił słodką minkę.
- To prowadź do swoich włości – zaśmiała się na klatce schodowej.
- Zapraszam, zapraszam – otworzył szeroko drzwi.
- Jakiś ty gościnny.
- Ja zawsze.
- To co proponujesz? – spytała.
- Proponuję skorzystać z naszego mini-barku i się rozgrzać – przyniósł dwa kieliszki do wina.
- Chcesz mnie upić? Znowu?
- Teraz mam czyste intencje – bronił się.
- Aha. To wtedy nie miałeś?
- No… Może coś mi chodziło po głowie – uśmiechnął się przebiegle.
- O ty! – rzuciła w niego poduszką.
- Przecież nic ci nie zrobiłem!
- Ale chciałeś!
                Że było wesoło, to wiadomo. Czy kiedyś ze Zbyszkiem Bartmanem nie było? To on na wszelkich wyjazdach, zgrupowaniach zapewniał dobrą zabawę. Rzekłoby się: jest Zibi, jest impreza. Ale w siatkarskiej ekipie pełno takich wariatów.
- Nie uważasz, że za długo u ciebie przesiaduję? I nie za często? – spytała.
- No co ty kochanie, mi to nie przeszkadza – objął ją ramieniem.
- Eee kochanie? Czy ty się czasem nie za bardzo spoufalasz? – spojrzała na jego rękę.
- Jusiaczku no, chyba mogę c mówić kochanie?
- Zastanowię się…
- Daj, daj, daj, nie odmawiaj, daj, daj co masz najlepszego – zaczął śpiewać.
- Zbyszek, proszę cię. Nic ci nie dam i nie budź całego bloku – szturchnęła go.
- Przecież ja mam talent!
- Jakiś na pewno – mruknęła pod nosem. – Dobra, zawodzący kocurze, ja się będę zbierać.
- Już? No ej, zostań – pociągnął ją z powrotem na kanapę.
- Nie wygłupiaj się. Późno jest.
- No to zostań na noc – zaproponował.
- A Michał?
- Pisał, że nie wróci na noc. Zresztą mamy osobne łóżka – zaśmiał się.
- Przecież was nie podejrzewałam o romans!
- Więc proszę cię, zostań – powiedział, patrząc jej uważnie w oczy.
Doszła do wniosku, że nie potrafi mu odmówić. Miał w sobie coś takiego… I nie miało tu znaczenia wypite wino. Te oczy… Nigdy dotąd nie przyglądała się im z tej odległości. Mało znała ludzi z zielonymi oczami. W sumie to chyba nie miały jakiegoś określonego koloru. Zorientowała się, że patrzy tak na niego od kilku minut.
- No nie wiem…
- Ale ja wiem. Chodź, dam ci coś do spania.
- A mogę sobie sama coś wybrać? – uśmiechnęła się przebiegle.


[ W ciepłym domku przy kominku ]

                Strasznie mi się podobało. Mogłabym tu zamieszkać. Ten klimat… Wpatrywałam się w kominek. Cisz i spokój. Patryk pichcił coś w kuchni. No byłam w szoku, bo kłęby dymu nie buchały. Tak się chłopak starał, ja nie wiem. Nie wymagam takich rzeczy przecież.
- Chodź do mnie – usłyszałam jego wołanie.
Odłożyłam koc na bok i poczłapałam do kuchni.
- Co tu się stało? – spytałam, widząc go całego w cukrze pudrze.
- Chowałem do szafy mąkę i mi inna torebka spadła na głowę.
Stał taki bezradny na środku pomieszczenia. Podeszłam do niego i starłam trochę proszku palcem a potem oblizałam.
- Mmm… Ale jesteś teraz słodki – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ja zawsze jestem, ale teraz szczególnie.
Obrzucałam go spojrzeniem. Po głowie chodziła mi pewna myśl.
- Co chcesz zrobić? – patrzył na mnie niepewnie.
- Zjeść takiego słodziaka – wymruczałam i wspięłam się na palce, by go pocałować.
Oblizałam wargi, patrząc mu w oczy.
- Jeszcze tu, tu i tu jestem brudny – wyszczerzony pokazywał miejsca na swojej twarzy.
Pocałowałam i wylizałam gdzie się dało, a potem wysłałam go do łazienki.


[ Radość o poranku. Brunetka i Brunet ]

                Obudziła się w jego ramionach. Nie pierwszy raz, ale zawsze czuła się niepowtarzalnie w takiej chwili. Człowiek nie chciał się budzić i przeciągał ten moment w nieskończoność. Powoli dopuszczała do siebie myśli o pozytywach chłopaka. W końcu nie mógł być zły, skoro jej nie wykorzystał, ani nie przeleciał i nie zostawił. Ciągle go do niej ciągnęło. A może to odwrotnie? Może ona lgnie do niego?
                Pragnienie zmusiło ją do wyjścia do kuchni. Nalała sobie soku z lodówki i oparła się o stół. Koszula Zbyszka sięgała jej do połowy ud. Podwinęła sobie rękawy i zapięła na kilka ostatnich guzików.
- Myślałem, że uciekłaś, ranny ptaszku – usłyszała głos siatkarza koło ucha.
Lekko się wystraszyła, a ze szklanki wyciekło kilka kropel na jej szyję. Chciała je zetrzeć, ale brunet ą powstrzymał.
- Ja to zrobię – pochylił głowę i zlizał spływający sok.
Justyna tylko głośno westchnęła. Droczył się z nią. Jednej kropli pozwolił spłynąć w dekolt. Również ją wytropił językiem.
- Dobrze smakujesz – wymruczał.
- Nie posuwasz się zbyt daleko? – zmierzyła go spojrzeniem.
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać – jęknął.
- jaka ja niezdarna – udała, że trzęsą się jej ręce i kolejna porcja płynu spływała po jej ciele.
Czekała na reakcję Zbyszka. Chłopak natychmiast doskoczył do niej i rozpiął guziki koszuli brunetki. Lekko pochylił ją do tyłu, trzymając w pasie, by mieć pole do popisu.
- Przyznaj, że to cię kręci?
- Masz fajny języczek – zaśmiała się.
Nie odpowiedział nic, tylko ją pocałował. Teraz jego język szalał w jej ustach. Rękami masował jej plecy pod koszulą, która niebawem zrzucił. Tymczasem Jusia oplotła go w pasie nogami i wkradła się rączkami pod bluzkę. Ona też powędrowała na podłogę.  Odnalazł zapięcie od stanika i zdjął go z niej.
- Chcesz to zrobić tutaj? – wydyszała.
W odpowiedzi ułożył ją delikatnie na kuchennym stole i spojrzał pożądliwie na półnagie ciało dziewczyny. Była tylko jego. Tu i teraz. Jeszcze w to nie wierzył, ale nie wiara była tu istotna. Chodziło o czyn.
- Jesteś piękna – wyszeptał, na co ona oblała się rumieńcem. Jednak to nie przeszkodziło jej w ściągnięciu mu nogami spodni razem z bokserkami. Uśmiechnął się na to pod nosem i pochylił się, by obsypać ciało brunetki pocałunkami. Gdy byli już kompletnie nadzy i rozpaleni wzajemnymi pieszczotami, Zbyszek zarzucił sobie nogi Justyny na ramiona i uczynił stół świadkiem ich miłosnego uniesienia.

________________________________________


Witam imieninowo :) A u bohaterów mikołajkowo dziś :)
Chyba obie pary mogą je zaliczyć do udanych :D
A ja odwdzięczyłam się Jusi za prezent cudowny ;*
wiem, że czekałaś na szesnastkę ;p
Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz