Znów chcę
cię mieć przy sobie
[ Blondynka. Powrót nad ranem ]
Obudziłam się. Z NIM. Nim
otworzyłam oczy, jeszcze raz wciągnęłam do nozdrzy jego zapach. Chciałam, żeby
tak było zawsze, ale rzeczywistość była trudna. Chyba zwyczajnie się bałam
reakcji wszystkich i tej całej otoczki.
- Michale Kubiaku, kompletnie
straciłam dla ciebie głowę – szepnęłam, obserwując jego twarz. Aż chciało się
go dotknąć, pocałować, cokolwiek.
- Więc mnie pocałuj – mruknął
nagle, a ja drgnęłam lekko przestraszona.
- Nie śpisz już?
- Wyczułem twój pożądliwy wzrok –
uśmiechnął się Michał i lekko uchylił powieki.
- Wcale nie był pożądliwy! –
oburzyłam się.
- Całuj, moja piękna, O, tu –
wskazał na swoje usta, ale chyba nie spodziewał się mojej tak szybkiej reakcji.
Przyssałam się do jego warg, zachłannie skradając pocałunki. Nawet jego lekki,
drapiący zarost mi nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie. Zaczynałam uwielbiać
mojego siatkarza w każdym wydaniu.
- Wow – wykrztusił z siebie
Misiek, gdy skończyłam czułości.
- Która godzina? Będę musiała się
zbierać…
- Zostań jeszcze. Nie wiedziałem,
że z ciebie taka… - szatyn myślał nad określeniem, a ja tylko się słodko
uśmiechnęłam.
- Nie myśl tyle z rana Misiaku.
Niedługo szósta, muszę zdążyć zanim się Jusia obudzi.
- Wiesz, to zawsze facet zmywa
się rano – zażartował.
- A nie jestem męska ani trochę?
– stanęłam przy łóżku z założonymi rękami, patrząc na niego z góry.
- Ani odrobinę – odparł siatkarz
i pociągnął mnie na siebie. Zadowolony z siebie, ujął moją twarz i mnie
pocałował. Na chwilę znów zatonęłam w jego czułości. Jedną rękę wsunął pod moją
koszulkę i gładził mnie po plecach.
- Misiu, jest bardzo miło, ale ja
naprawdę muszę już iść – powiedziałam, patrząc w jego iskrzące się tęczówki.
- No dobra – mruknął przeciągle,
skradając mi na koniec ostatniego buziaka.
Gdy
doczłapałam na moje piętro, cichutko otworzyłam drzwi. Miałam nadzieję, że
siostra nie zauważy mojej nieobecności, bo bym musiała się gęsto tłumaczyć.
Jednak Justyna spała smacznie na środku swojego łóżka, aż miło było popatrzeć.
Dobrze, że sen jej dopisywał.
Poszłam do siebie stłamsić
pościel, by uszykować wiarygodną wersję zdarzeń. Ledwie wyszłam z łazienki, na
korytarzu zjawiła się brunetka.
- Myślałam, że zniknęłaś –
stwierdziła, ziewając przeciągle.
- W nocy wyszłam do kibelka, a ty
się tak rozwaliłaś, że poszłam do siebie. Może idź się jeszcze połóż, co?
- Sorry, jak coś. Przynajmniej
się nie kopałam przez sen.
- Oj mój Jusiaku – przytuliłam
siostrę mocno do siebie. – Możesz na mnie zawsze liczyć, wiesz?
- Wiem, wiem. Czuję się tak
fatalnie…
- Bardzo chciałabym, żeby ci
ulżyło. Jeśli mogłabym coś zrobić, to mów – powiedziałam zmartwiona.
- Gdybym wiedziała, jak sobie
pomóc… Może mi za parę dni przejdzie – brunetka odgarnęła włosy z twarzy.
- Chcesz zrezygnować z praktyk?
- Sama nie wiem. Tak łatwo nie
mogę się poddać, prawda? – spojrzała na mnie niepewnie.
- Oczywiście, moja dzielna
siostrzyczko – ucałowałam policzek Justyny.
[ Brunet zabijany wyrzutami sumienia ]
Uderzył pięścią w blat kuchennego
stołu. Niedopita, parująca kawa zakołysała się w kubku. Kolejny raz wyrzucał
sobie swoją głupotę. Przez jeden wieczór zmarnował dorobek 6 miesięcy. Tyle
mniej więcej znał się z Justyną i ten czas upłynął od ich poznania do chwili
obecnej. Od złości do miłości.
Kochał ją, nadal ją kochał i nie
zamierzał przestać. Nie dopuszczał do siebie myśli, że to ma się teraz
skończyć. Chciał walczyć, ale wiedział, że wbrew swoim zapędom musi się uzbroić
w cierpliwość.
Spacerował po płycie boiska,
obracając piłkę w dłoniach. Jego koledzy serwowali piłki na drugą stronę
siatki. Bartman po chwili zrobił to samo. Wcale mu nie ulżyło. Nie potrafił
wyrzucić z siebie pewnego uczucia. Chociaż dawał z siebie wszystko, rozpacz i
złość nadal w nim siedziały gdzieś głęboko.
Justyna pojawiła się tylko na
początku treningu i wróciła do swojego pokoju obok gabinetu trenera. Czy mógł
się jej dziwić? Pewnie nie mogła na niego patrzeć. Zacisnął wargi w wąską
kreskę i kontynuował rozciąganie.
Gdy brunet miał już za sobą
odprawę i prysznic, szedł powoli korytarzem. Jego wzrok zatrzymał się na
drzwiach, za którymi pewnie siedziała jego była już dziewczyna. Siatkarz
przystanął na chwilę. Bił się ze swoimi myślami. W momencie, gdy dłoń
przyjmującego zawisła w powietrzu, gotowa, by zapukać, ktoś otworzył drzwi z
drugiej strony.
Stali naprzeciwko siebie. On i
Ona. Patrzyli sobie w oczy pełne chwilowego zaskoczenia. Przez ułamek sekundy
Zbyszek chciał dłonią pogładzić policzek ukochanej, ale ostatecznie wcisnął
rękę do kieszeni spodni.
- Przepraszam, chciałabym
przejść. Jeśli masz jakąś sprawę, to przyjdź za tydzień. Dzisiaj już skończyłam
– powiedziała Justyna beznamiętnym tonem. Tylko na moment zatrzymała na twarzy
chłopaka wzrok, kierując go w efekcie na ścianę.
- Ja chciałem… - zaczął,
jednocześnie się przysuwając. Brunetka przeszła obok niego i zamknęła
pomieszczenie na klucz.
- To chyba może poczekać. Cześć –
pożegnała się i skierowała do wyjścia.
- Kocham cię – krzyknął Bartman.
Czekał na jakąkolwiek reakcję. Jusia zatrzymała się i spojrzała na siatkarza
zamyślonym wzrokiem.
- Widzisz, w tym tkwi różnica, że
ja kocham tylko ciebie, a ty wszystkie kobiety.
„… i znów
nie ufasz mi, i nic nie jestem wart, i nie wierzysz w żadne moje słowo…”
Nic jej nie odpowiedział, został
w swoim miejscu, by po kilku minutach ruszyć do samochodu.
[ Blondynka i nieoczekiwany prezent ]
Cieszyłam się, widząc Patryka w
lepszym zdrowiu. Ledwie tydzień temu opuścił szpital, a dzisiaj przywlekł się
na trening. Dotrzymał mi towarzystwa na treningu juniorów. Widać było, że chłopacy
darzą go wielką sympatią, a on sam tęskni za siatkówką.
- Wrócisz? – spytałam towarzysza.
- Nie wiem, czy będę mieć do
czego – mruknął brunet. – Ileż można być w drużynie młodzików? A żaden
seniorski klub mnie nie kupi…
- Czego mi się tu łamiesz? Można
grać w siatkę w różnych drużynach. Świat się nie kończy na Pluslidze –
odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Wiem, wiem… Jak przyjdzie czas,
pogadam z ojcem. Coś zaradzimy – uśmiechnął się do mnie.
- Mam nadzieję. Najpierw to się
wylecz porządnie.
- O mnie się nie martw – Patryk
objął mnie ramieniem. – Lepiej powiedz, co u ciebie.
Ledwo to powiedział, rozległ się
dźwięk przychodzącego SMS. „O której
kończysz? Czekam na ciebie ;)”. Uśmiechnęłam się do telefonu.
- Proszę, proszę. Dowiem się
czegoś od ciebie? – szturchnął mnie.
- Co? Eee… Ale nie wiem czego –
próbowałam się wymigać.
- Proszę cię. Co to za jeden?
- Nie chcę się afiszować… -
mruknęłam. Od dalszych wykrętów uratował mnie Panas.
- Dobrze panowie, koniec na
dzisiaj – zaklaskał w dłonie.
Ucałowałam policzek Patryka,
pożegnałam się ze sztabem i pognałam do wyjścia. Po drodze zgarnęłam kurtkę i
szukałam wzrokiem samochodu Kubiaka. Po chwili czarne auto mignęło światłami i
podjechało pod wejścia.
- A ty czasu wolnego masz za
dużo? – spytałam na powitanie.
- Myślałem, że ci się spodoba
takie odwiezienie…
- No już, bez nerwów –
pogłaskałam go po głowie.
- Misiaczek prosi buzi –
nadstawił usta i cóż mogłam zrobić. Przez chwilę smakowaliśmy swoich warg, ale
odskoczyliśmy od siebie przerażeni, gdy ktoś zapukał w boczną szybę. Na
zewnątrz stał kto? Oczywiście młody
Panas, którego miałam ochotę zabić. Pokazał nam kciuki uniesione w górę i sobie
poszedł.
- On jest niemożliwy – jęknęłam.
- Całkiem zabawny – odparł
Michał.
- Kiedyś tak nie uważałeś, ciekawe czemu – rzuciła
zgryźliwie, gdy wyjechaliśmy z parkingu.
- Pff…
W ten oto magiczny sposób znów
znalazłam się w mieszkaniu siatkarza. Obecnie zgrywał jeszcze obrażonego, ale
długo to nie potrwało.
- Wiesz, że mam coś dla ciebie z Bełchatowa?
– spytał nagle.
- A co takiego?
- Poczekaj – nakazał mi i poszedł
do sypialni. Potem wrócił z jakąś torebką. – Dla ciebie.
Ostrożnie zajrzałam do środka.
Kompletnie zszokowana wyciągnęłam z niej koszulkę Bartosza Kurka i to
oryginalną! Potwierdzał to szeroki uśmiech Miśka i autograf. Na materiale szło
przeczytać: „Dla uroczej i cudownej
Marty, która sprawia, że mój kumpel się uśmiecha. Bartosz Kurek.”. Cała
rozpromieniona wyściskałam mojego chłopaka.
- Jesteś fantastyczny. Przecież
nie musiałeś.
- Wiesz, on sam wymyślił tą
koszulkę. Wspomniałem, że go lubisz i… - tłumaczył szatyn.
- Jak się cieszę! Kiedyś to było
moje marzenie.
- To ja się cieszę, że mogłem je
spełnić – odparł.
- Mam nadzieję, że nie będę ci
zbyt dużo dłużna za to – zaśmiałam się.
- Eee… Nie myślałem o tym, ale
skoro sama podsuwasz, to będę skłonny skorzystać.
- To może nie było rozmowy? –
uśmiechnęłam się niewinnie.
- Chcesz się wywinąć? – siatkarz
zbliżył się do mnie z przebiegłym spojrzeniem.
- To, co, ugotuję coś i po
sprawie – zaproponowałam szybko i poszłam do kuchni.
[ Szczere chęci. Blondynka i Brunet. ]
Siatkarz siedział na stołku przy
barze. Czekał aż grupa ćwiczących na scenie dziewczyn skończy próbę. Nie w
głowie było mu podziwianie kobiecych ciał. W końcu podszedł bliżej nucącej pod
nosem blondynki.
- Możemy pogadać? – spytał
przyjmujący.
- Zbyszek? – dziewczyna spojrzała
na niego zaskoczona.
- Może w jakimś innym miejscu…
- Czy ja coś powiedziałam? –
odparła chłodno. – Nie powinnam i nie będę z tobą rozmawiać.
- Marta, poczekaj. Chociaż ty
mnie nie olewaj – Bartman przybrał zrezygnowany ton.
- Czekaj przed wyjściem za 15
minut.
Otworzył drzwi samochodu ze
strony dziewczyny. Przyjechali na obrzeża miasta. Mały bar sprawiał wrażenie
rzadko uczęszczanego. Przynajmniej Zbyszek był pewien, że nie spotkają tu
nikogo znajomego.
- Może późny obiad? – spytał, gdy
usiedli.
- Chyba nie przyjechaliśmy tu
jeść, prawda? – odparła jego towarzyszka.
- No nie, ale…
- Ok., niech będzie. Trochę
zgłodniałam. Dla mnie sok pomarańczowy i mała pizza numer 7 – rzuciła okiem w
kartę.
Po dokonaniu zamówienia siatkarz
wrócił na miejsce. Odchrząknął, próbując zwrócić uwagę Marty.
- Dawaj – zachęciła go, bawiąc
się serwetką.
- Chcę odzyskać Justynę i
naprawić tą sytuację. Wiem, nic prócz alkoholu nie mam na swoje
usprawiedliwienie. W takim stanie byłem podatny na namowy, ale to miała być
tylko zabawa. Wyglądało, jak wyglądało, ale nie posunąłbym się do zdrady –
tłumaczył.
- Zibi, gdyby to była sprawa w
sądzie, to bym jej nie wzięła, bo szanse na wygraną są nikłe – odpowiedziała
blondynka po wysłuchaniu.
- Czyli mi nie pomożesz?
- Tu nie chodzi o pomoc. Tylko to
byłoby nie fair wobec Jusi. Jak mogę ci pomóc, gdy widzę w jakim ona jest
stanie? I to przez kogo?
- Przeze mnie – przyznał brunet.
- Więc właśnie. Obiecałam jej, że
może na mnie liczyć, a nie sądzę, żeby rozumiała w tym wciskanie jej ciebie
przed oczy – mruknęła.
- Rozumiem. Mimo wszystko dzięki
– Bartman wyraźnie posmutniał.
- Ale ta sprawa nie jest też
definitywnie przegrana – odparła Marta.
- Co przez to masz na myśli? –
siatkarz podniósł na nią swój uważny wzrok.
- Spróbuj ją odzyskać sam. Nie
twierdzę, że jesteś bez winy, ale pewne rzeczy trzeba umieć wybaczać, co nie?
- Zdecydowanie.
- Więc na razie daj sobie na
wstrzymanie. Niech jej minie początkowa odraza do ciebie, a potem przystąp do
działania.
- Nie skreśliłaś mnie – bardziej
stwierdził niż spytał.
- Skreśliłam, ale może zrobisz
coś i się z tej czarnej listy wykreślisz – uśmiechnęła się do niego.
- Smacznego – usłyszeli z ust kelnera,
który przyniósł im jedzenie.
- Może wysadź mnie kawałek
wcześniej, żebym nie oberwała od Justyny – zaproponowała Nowaczykówna.
- Fakt. Nie chciałbym robić tobie
jakichś nieprzyjemności.
- Ja się wybronię. To ty musisz
mieć czystą kartę – zmierzyła go uważnie spojrzeniem. – Kolejne wyskoki nie
wchodzą w grę.
- Tak jest. Przypilnuję, żeby
widziała moje starania.
- Do zobaczenia – rzuciła
dziewczyna, opuszczając jego samochód.
________________________________________________
Hop hop, to już ja ;)
Co niektórym spodobało się wcześniejsze tempo, więc proszę bardzo, postarałam się nie zwlekać :D
Jak widać, Zbyszek żyje. Chociaż wiele z was prosiło, żeby go powiesić. Przykro mi, ale nie przewidziałam tego w tym rozdziale ;)
I brawa dla tych, którzy pytali ostatnio o to, co Bartek przygotował dla Marty :)
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz