piątek, 4 lutego 2011

[ III ]


W pewnych kwestiach można zmienić zdanie

[ Słoneczny warszawski poranek. Blondynka i Brunetka ]

                Szłyśmy razem na uczelnię. Dzień zapowiadał się wspaniale. Dziś po wykładach miałam zajrzeć do klubu. Tak, owszem. Dostałam pracę. Zanim pierwszy raz wyjdę na scenę, musiałam się podszkolić. No ale bez przesady. Nie zrobią ze mnie z dnia na dzień super laski.
- Bo nią jesteś. Musisz to tylko wszystkim pokazać – zawyrokowały dziewczyny z ekipy.
- Eee… No nie wiem.
- Ale my wiemy. Będziesz naszą nowa gwiazdą. A my ci pomożemy.
- Aha – mruknęłam.
                Wzięłam udział w ogólnej próbie śpiewu i tańca, a potem podpatrywałam każdą z nich i próbowałam tego samego. O ile ze śpiewaniem przed 10 osobami nie miałam problemu, to obawiam się, że przy pełnej widowni bym miała. To samo z tańcem. Ja mam być ponętna i seksowna? Hahaha.
- Nie śmiej się. Masz zatańczyć i zaśpiewać tak, żeby każdy facet na sali chciał cię mieć!
- To będzie długa droga… - westchnęłam.

[ Dom jednorodzinny. Przedmieścia ]

- Ooo, Zbyszek. Dobrze, że przyjechałeś – matka uścisnęła go. – Poznaj moją koleżankę, panią Basię i jej córkę Dominikę.
- Mamo! – syknął, wywracając oczami.
Znowu to zrobiła. Znów go swatała. Spojrzał na uroczo uśmiechającą się do niego brunetkę. Niby była ładna, ale jednak go nie kręciła. Naprawdę, wolałby sobie sam wybrać dziewczynę. Do jego matki nic nie docierało. Usłyszał telefon.
- Przepraszam, moje kochanie dzwoni – wyszedł z pomieszczenia, uśmiechając się cwano. – Tak, Misiaczku? – miał nadzieję, że kobiety go usłyszały.
- Eee… Tak to jeszcze do mnie nie mówiłeś – Kubiak roześmiał się do słuchawki.
- Sorry stary, ale to na potrzeby mamusi.
- Pozdrów kobietkę ode mnie. I co? Łyknęła?
- No chyba tak. Ważne, że Dominika łyknęła.
- Aaa, czyżby to nowa córka jej kolejnej koleżanki?
- Zabawne, doprawdy. To wszystko męczące.
- Czyli jestem twoją laską? Spoko. Jakby mnie twoja matka zobaczyła… Zawał na miejscu.
- Taa. Haha. Mamo jestem gejem hahaha. Widok bezcenny, ale  nie chcę mamci na tamten świat wysyłać.
- I słusznie, bo kto nam będzie gotował?
- Och ty! Interesowny!
- Tak. A co zrobisz jak będzie chciała poznać wybrankę synka?
- O kurcze… Będę musiał byle jaką przywieźć i pokazać, bo mi żyć nie da.
- Nie byle jaką Zbychu, bo stwierdzi, że nieodpowiednia i nie odpuści!
- Ty, dobrze mówisz. No może jaka misska się zgodzi. Co myślisz?
- Oj Zbigniewie. Wyskoczysz z dość nietypową propozycją. Nie masz jakiej znajomej albo koleżanki?
- Żadna się nie nadaje. Michaś, może ty masz?
- Ja też nie. Kurcze!
- Pomyślimy o tym, jak przyjdzie czas. Na razie lecę, pa.

[ „Free Butterfly” ]

                Siedziałam za kulisami i pomagałam przygotować się dziewczynom do występu.
- Wyglądacie szałowo.
- Oj, niedługo ty też będziesz.
- Aj, tam. Może nie dożyję – zażartowałam.
- Nie wymigasz się. Nawet z grobu cię wyciągniemy.
- Wariatki.
                Wiadomo, zeszły w akompaniamencie burzliwych oklasków. Jak zawsze.
- A za tydzień, niespodzianka. Zapraszam państwa już teraz na występ nowej postaci, Green Volley.
- Kaśka, coś ty zrobimy? – dopadłam ją.
- No co? Zareklamowałam cię.
- Ale ja? Za tydzień? – panikowałam.
- Oczywiście. Nie ma co się kisić. Musisz posmakować sceny.
- No to pięknie…

[ Spożywczak. Brunetka ]

                Jak człowiek chce sobie zrobić sałatkę, to oczywiście majonez musi stać na najwyższej półce. Nieporadnie próbowała sięgnąć słoik. Nie pomogło nawet stanie na placach.
- Może ja pomogę – usłyszała męski głos.
- Byłabym wdzięczna – odwróciła się do osobnika z uśmiechem na ustach, który jej szybko znikł. – Odczep się!
- Chciałem być tylko uprzejmy.
- Już nie chcę majonezu – prychnęła, patrząc na słoik, który trzymał w rękach.
- Ja myślę, że jednak chcesz – włożył produkt do koszyka brunetki.
- I teraz pewnie byś coś za to chciał? Order Orła Białego? – patrzyła na niego z pogardą.
- Nie, nie, nie. To było bezinteresownie. Ale miałbym prośbę – nagle go oświeciło.
- Czyli jednak – wykrzywiła usta w grymasie.
- Wolałbym o tym pogadać gdzie indziej…
- Matko, a chodzi o sprawy intymne, czy co?
- Nie! W tej sferze wszystko w porządku. Po prostu… Potrzebuję dziewczyny, żeby przedstawić ja mojej mamie.
- Hahaha. Dobry bajer. Takiego nie słyszałam – śmiała się na pół marketu.
- Mówię poważnie – sprowadził ją na ziemię, poważnym tonem.
- Ale dlaczego ja? – spytała.
- No bo… Na mnie nie lecisz…? – wyznał.
- Chyba lepiej by było gdybym leciała.
- Nie. Bo nie chcesz: miliona podpisów, zdjęć, pokazać się ze mną na mieście, pochwalić koleżankom i zaciągnąć do łóżka – rzucił na jednym wydechu, gestykulując żywo.
- Spoko, spoko. Czaje baze. Bo ja normalnie jestem.
- To zgadzasz się? – wpatrywał się w nią tymi zielonymi oczyskami, wręcz błagającymi o pomoc.
- Dobra, w końcu musze się odwdzięczyć.
- To super – dostała od niego buziaka. – Chodź do kasy, zapłacę ci za zakupy, a potem odwiozę. Omówimy po drodze szczegóły.

[ Gniazdko przy Kwiatowej ]

- Gdzieś ty się podziewała? – przywitałam siostrę w drzwiach.
- No tu i tam. Nie martw się, odwiózł mnie pod sam dom.
- Kto?!
- No taki jeden brunet, silny, wysoki, zielone oczy…
- Bartman? – zawyłam.
- Uspokój się. Czytasz w myślach czy jak? No on.
- Ale ty tak z nim normalnie? – przyjrzałam się jej uważnie.
- No normalnie. Chwilowo nie chcę go zabijać. Każdemu się może odwidzieć – mruknęła.
- Tylko się nie zakochaj!
- W nim? No co ty! Mam neutralny stosunek. Niech sobie żyje. Dla mnie będzie powietrzem.
- Aha. Zobaczymy – wytknęłam jej język.
- Z takim charakterem nie ma u mnie szans – prychnęła.
- A jak go źle oceniłaś? – droczyłam się z siostrą.
- Oj Marta! Przestań filozofować. Mam mu powiedzieć, żeby Kubiaka od ciebie pozdrowił?
- Justyno! Małpo ty!  Ani się waż! – krzyknęłam.
- Wyluzuj siostra. Po co ta złość? Może by ci znowu pokazał – zaśmiała się.
- Ha ha ha! Bardzo śmieszne! – odwróciłam się i poszłam do siebie, trzasnąwszy drzwiami.
- Martusiu, No! Nie gniewaj się! – jęczała pod moim pokojem.

[ Pokój Blondynki. Łóżko. ]

                Nie wyszłam z pokoju do kolacji. Justyna po jakimś czasie odpuściła sobie  czatowanie pod drzwiami. Musiałam ochłonąć. Wybuchowość miałyśmy we krwi. Takie kłótnie były na porządku dziennym. Zawsze jakoś dochodziłyśmy do porozumienia.
                Przysiadłam na krześle w kuchni, jedząc banana. Siostra siała i opierała się o blat.
- Martuś…
- Wiem, zachowałam się jak dziecko. Spoko, nie gniewam się.
- Och, jesteś wielka. Jednak mogłam się powstrzymać – przytuliła mnie.
- Tak, tak. Teraz też, bo się zaraz udławię – uśmiechnęłam się.
- Ty to masz jednak słabość do bananów. Tamtym też byś się udławiła, bo podejrzewam, że dobrze wyposażony był – szturchnęła mnie i nagle spoważniała. – Ojej… Znowu to zrobiłam. Przepraszam, idiotka ze mnie!
Spojrzałam na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym roześmiałam się na głos.
- Taką cię kocham Justyśka.

[ Łazienka. Brunet i Szatyn. ]

                Michał golił się właśnie nad umywalką. Wtem do środka wpadł jego przyjaciel.
- O, tu jesteś. Mam nowinę.
- Jaką?
- Znalazłem dziewczynę. Nie musimy mówić mamie o nas – podszedł bliżej chłopaka i pogładził jego udo.
- Wariat. Jak to znalazłeś dziewczynę? – spojrzał na Zbyszka z połową twarzy w piance.
- Znaczy nie, że dziewczynę-partnerkę, tylko dziewczynę-dziewczynę. Zgodziła się poudawać trochę przed moją matką.
- Jak ci się udało taką znaleźć? Co za to chce?
- Oj nie doceniasz mnie Misiu. Ja pomogłem jej, teraz ona mi. Proste. Nie jest tak źle, żyją jeszcze normalne kobiety.
- Napawasz mnie pozytywną myślą. To musimy wymyśleć, jak to rozegrać.
- Wierzę w ciebie, Misiek – poklepał kumpla po ramieniu.

[ Uczelnia. Stołówka. ]

                Stałyśmy w kolejce po przydział naszej porcji obiadowej. Justyna nawijała o jakimś walniętym profesorze, a ja stałam i myślałam.
- Słuchasz ty mnie w ogóle?
- tak, tak. Teraz ja ci musze coś powiedzieć – sięgnęłam do torby po małą ulotką.
- Co to?
- Dla ciebie. Mogłabyś przyjść? – niepewnie spytałam.
- O matko, o matko! Chcę miejsce w pierwszym rzędzie! Nie mogę tego przegapić! Kochana cudownie! Tak się cieszę!
- Spokojnie. Nic takiego.
- Jak to nie? Jak to nie? Będę trzymać kciuki.
- Przyda się, bo cholernie się boję…
- Marta! Od kiedy ty klniesz? – zdziwiła się.
- Od dzisiaj! Już nad sobą nie panuje.
- Spokojnie kochanie. Będzie dobrze. Wierzę w ciebie.
- Dzięki Jusia. Odebrałabyś moją sukienkę z pralni? – wręczyłam jej kwit.

[ Narada wojenna. Salon na 4 piętrze. ]

- Najlepiej wykorzystajmy to, co mamy. Poznaliście się w sklepie. Pomogłeś jej coś ściągnąć z półki i wiadomo, zaskoczymy. Potem kawa i ciastko, a następnego dnia kolejne i kolejne. Czaisz?
- No tak – pokiwał głową brunet.
- Ja pojadę niby przypadkiem w odwiedziny do mamusi i coś o tym wspomnę. Z zachwytu sama was zaprosi na obiad – dumnie wypiął pierś.
- Musieli, ty to masz łeb.
- Wiadomo. Skończyło się ten rok studiów – wytknął mu język.
- Turystyki.
- Oj tam. Jak ci się nie podoba plan, to mogę się wycofać – złośliwie spojrzenie w kierunku towarzysza.
- Nie! Nie, nie, nie! Plan jest genialny, ty też! Jak mogę ci się odwdzięczyć?
- Hmm… No wiesz, zgromadziło mi się napięcie i może mógłbyś mi je rozładować – zaczął rozpinać rozporek.
- Michał!
- Oj no żartowałem. Mam do odebrania garnitur w pralnii… - zaczął szatyn.
- Daj adres. Masz go tu za 30 minut.


____________________________________

Witam was trójeczką :)
Mam nadzieję, że się podoba. Za wszelkie dwuznaczności nie odpowiadam ;p

Z dedykacją dla Titty :* żeby się nie smutała

W następnym odcinku akcja: pralnia ;p


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz