Niezwykle
ciekawe spotkania
[ Droga do ul. Kwiatowej. Blondynka i Brunetka. ]
- Czyli zostaje sama? – mruknęłam.
- Przepraszam Martuś, ale obiecałam. Zbyszkowi, że mu pomogę. Wypadło akurat na dzisiaj.
- Och… No dobra. Poradzę sobie.
- Wiesz, mogę powiedzieć Zibiemu, żeby przysłał do ciebie Michała. W końcu on też zostaje sam.
- Justyno!!!
- No co? Zaśmiała się. – Byście mieli okazję wyjaśnić to nieporozumienie.
- Taa… Dla mnie wyzywanie mnie od dziwkopodobnych nie jest nieporozumieniem tylko poważną obrazą. Niech się do mnie ten palant na krok nie zbliża!
- Ale to będziesz go musiała na meczu strawić – rzuciła mi złośliwe spojrzenie.
- Postaram się go unikać wzrokiem. Zakichaniec dobrze gra chociaż. I tu się kończą dobre rzeczy, które mogę o nim powiedzieć. Sportowcem jest świetnym, ale człowiekiem upośledzonym.
- Martuś, skąd w tobie tyle jadu?
- Wystarczy, że o nim wspomniałaś. Nikt mnie tak w życiu nie zranił, nikt, rozumiesz?!
- Spokojnie kochana, już dobrze – przytuliła mnie do siebie.
- Więc bardzo dobrze będzie mi samej i przy tym zostańmy.
- Dobrze siostrzyczko. Trzymaj kciuki za mój talent aktorski – przesłała mi buziaki, dojrzawszy bruneta opartego o samochód nieopodal.
- Leć zakochańcu – uśmiechnęłam się do siebie.
- Marta!
- Też cię kocham.
- Przepraszam Martuś, ale obiecałam. Zbyszkowi, że mu pomogę. Wypadło akurat na dzisiaj.
- Och… No dobra. Poradzę sobie.
- Wiesz, mogę powiedzieć Zibiemu, żeby przysłał do ciebie Michała. W końcu on też zostaje sam.
- Justyno!!!
- No co? Zaśmiała się. – Byście mieli okazję wyjaśnić to nieporozumienie.
- Taa… Dla mnie wyzywanie mnie od dziwkopodobnych nie jest nieporozumieniem tylko poważną obrazą. Niech się do mnie ten palant na krok nie zbliża!
- Ale to będziesz go musiała na meczu strawić – rzuciła mi złośliwe spojrzenie.
- Postaram się go unikać wzrokiem. Zakichaniec dobrze gra chociaż. I tu się kończą dobre rzeczy, które mogę o nim powiedzieć. Sportowcem jest świetnym, ale człowiekiem upośledzonym.
- Martuś, skąd w tobie tyle jadu?
- Wystarczy, że o nim wspomniałaś. Nikt mnie tak w życiu nie zranił, nikt, rozumiesz?!
- Spokojnie kochana, już dobrze – przytuliła mnie do siebie.
- Więc bardzo dobrze będzie mi samej i przy tym zostańmy.
- Dobrze siostrzyczko. Trzymaj kciuki za mój talent aktorski – przesłała mi buziaki, dojrzawszy bruneta opartego o samochód nieopodal.
- Leć zakochańcu – uśmiechnęłam się do siebie.
- Marta!
- Też cię kocham.
[W akcji. Kryptonim „Mamcia”.]
Czyli
to wszystko prawda. Siedzą razem w samochodzie. Ich celem są obrzeża Warszawy.
Zgodziła się, dotrzymała słowa. Był wdzięczny i także oszołomiony tym, jak
zaczęła się do niego odnosić. W sumie pomoże to w odgrywaniu pary. Lepiej, że
nie są skłóceni. Nie może sobie pozwolić, żeby coś nie wyszło.
- Jesteś pewna? – spojrzał na towarzyszkę, gdy zatrzymali
się pod jednym z domów.
- Teraz już za późno. Zróbmy to i miejmy to z głowy – niespodziewanie uścisnęła jego dłoń.
- Teraz już za późno. Zróbmy to i miejmy to z głowy – niespodziewanie uścisnęła jego dłoń.
Tak,
ona Justyna Nowaczyk pomagała Zbyszkowi Bartmanowi. Ale przecież nie raz już
rozmyślała o tej kwestii i dochodziła zawsze do wniosku, że to działa na plus.
Jeden wieczór i się od niej odczepi.
- Gotowa? – przyjrzał się jej uważnie.
- Oczywiście. W końcu to mi na studiach mówią, ze powinnam zostać aktorką.
- Dobrze, dobrze. Gwiazdo ty – zaśmiał się.
- Ej! Ty sobie uważaj, bo zawsze się mogę rozmyślić. Rozwalę ci ten plan i co?
- Nie zrobiłabyś tego…
- Mamusia się poczuje zraniona i w obowiązku, żeby ci znaleźć kogoś, przy kim się ustatkujesz – wyszczerzyła się brunetka.
- Justyna noo… Już będę grzeczny, tylko to zróbmy.
- Ok., ale się pilnuj.
- Oczywiście. W końcu to mi na studiach mówią, ze powinnam zostać aktorką.
- Dobrze, dobrze. Gwiazdo ty – zaśmiał się.
- Ej! Ty sobie uważaj, bo zawsze się mogę rozmyślić. Rozwalę ci ten plan i co?
- Nie zrobiłabyś tego…
- Mamusia się poczuje zraniona i w obowiązku, żeby ci znaleźć kogoś, przy kim się ustatkujesz – wyszczerzyła się brunetka.
- Justyna noo… Już będę grzeczny, tylko to zróbmy.
- Ok., ale się pilnuj.
Zanim
przeszli od furtki do drzwi, w progu powitała ich już pani Jolanta. W końcu
przyjechał jej ukochany synek i to z wybranką. Taką okazję należało uczcić. Od
samego rana kobieta obmyślała plan działania. W efekcie czekały ich same
przysmaki.
- Witajcie kochani.
- Cześć mamo. Pozwól, moja dziewczyna Justyna – wszyscy zaśmiali się na ten rym.
- Dzień dobry pani, dziękuję za zaproszenie – przywitała się grzecznie brunetka.
- Ależ to mój obowiązek. No cóż, skoro od obcych się dowiaduję, że mój syn kogoś ma – zgromiła Zbyszka wzrokiem. Tak, jednym z tych morderczych.
- Taaak? Pozwól, że pokieruje się instynktem. Od kiedy Michał jest obcy? – spojrzał przebiegle.
- Oj, siedź cicho, bo nie jesteś niewinny – mruknęła i weszli do środka. – Kochanie, wygrzebałeś się już? Bo oni już przyjechali – krzyknęła.
- Ależ oczywiście, idę. Dzień dobry.
- Cześć mamo. Pozwól, moja dziewczyna Justyna – wszyscy zaśmiali się na ten rym.
- Dzień dobry pani, dziękuję za zaproszenie – przywitała się grzecznie brunetka.
- Ależ to mój obowiązek. No cóż, skoro od obcych się dowiaduję, że mój syn kogoś ma – zgromiła Zbyszka wzrokiem. Tak, jednym z tych morderczych.
- Taaak? Pozwól, że pokieruje się instynktem. Od kiedy Michał jest obcy? – spojrzał przebiegle.
- Oj, siedź cicho, bo nie jesteś niewinny – mruknęła i weszli do środka. – Kochanie, wygrzebałeś się już? Bo oni już przyjechali – krzyknęła.
- Ależ oczywiście, idę. Dzień dobry.
Mężczyzna z bujną fryzurą przyprószoną siwizną i twarzą
zmienioną przez czas, aczkolwiek nader sympatyczną, pojawił się w korytarzu.
- Dobrze cię widzieć tato. W formie jak zawsze – uścisnęli
się.
- Synu, widzę, że wreszcie pojąłeś jaki Bóg nam zrobił prezent, tworząc kobiety. Cóż to za anielice przywiozłeś?
- Oj bez przesady. Po prostu Justyna – chciała podać mężczyźnie rękę, lecz ten szarmancko ucałował jej dłoń.
- Dobrze, że po mnie gust odziedziczył.
- Faktycznie, bo z moim cos musiało być nie tak, gdy cię poznałam – zażartowała mama Zbyszka.
- A tam, i tak bym cię zdobył. Musiałem, bo byłaś jedyną, która mnie nie chciała – wspomniał młode lata.
- Ech Leonku, a skończyło się jak widać. Zapraszam do stołu.
- Synu, widzę, że wreszcie pojąłeś jaki Bóg nam zrobił prezent, tworząc kobiety. Cóż to za anielice przywiozłeś?
- Oj bez przesady. Po prostu Justyna – chciała podać mężczyźnie rękę, lecz ten szarmancko ucałował jej dłoń.
- Dobrze, że po mnie gust odziedziczył.
- Faktycznie, bo z moim cos musiało być nie tak, gdy cię poznałam – zażartowała mama Zbyszka.
- A tam, i tak bym cię zdobył. Musiałem, bo byłaś jedyną, która mnie nie chciała – wspomniał młode lata.
- Ech Leonku, a skończyło się jak widać. Zapraszam do stołu.
[Rozmyślania pseudo prostytutki.]
Byłam
ciekawa jak tam Jusi idzie. Zawsze porywała się na takie szalone akcje a potem
triumfowała. Wiedziałam, że jej się uda. Pewnie wróci późno albo jutro. I co ja
mam do tego czasu z sobą począć? Dzisiaj występowała Kasia. Hmm… Skoro jestem
dziwka wg niektórych, to powinnam iść pod latarnię, nieprawdaż? Aż mi się
zagotowało na jego wspomnienie. Idiota jeden. Pewnie, bo ludziom można ubliżać
i osądzać nie znając ich. To im wszystkim najlepiej wychodzi.
Żeby
się uspokoić i wyciszyć, wyszłam na wieczorny spacer. To zawsze działało kojąco.
Słuchawki w uszach i byłam tylko ja i muzyka. Zachodzące słońce oświetlało mi
twarz a wiatr rozwiewał włosy. Uwielbiałam to uczucie. Od razu było mi lepiej.
Przystanęłam na chwilę, by delektować się chwilą. Oparłam się o drzewo.
Przymknęłam oczy. I nagle coś mi przysłoniło słońce. Zabiję!
[Parkowa alejka. Misio wędrowniczek.]
Zbigniew
realizował dzisiaj swój plan, a on tłukł się bez celu po mieszkaniu. W końcu
wyszedł na dwór. Wypad do klubu odpadał, nie jego klimat. Sam ze sobą nie
pogada ani nie obejrzy filmu. Pozostał mu spacer ze swoimi myślami. Pogoda była
sprzyjająca, śliczne jesienne popołudnie.
Wtedy
zobaczył niesamowite zjawisko. Niczym nimfa czy królowa elfów, stała na środku
ścieżki. Wyglądała tak jakby była częścią całej przyrody. Wszystko dookoła
kręciło się wokół niej. Wiatr dmuchał we włosy, słońce ogrzewało twarz. Nie
widział jej dobrze, lecz oczu nie mógł oderwać. Zobaczył jak przystaje pod
drzewem. Rozsiewała wokół siebie taki blask, że nie sposób było przejść
obojętnie.
Zdecydował
się podejść bliżej. Z każdym kolejnym krokiem jej sylwetka była wyraźniejsza. I
wtedy ją poznał. Te blond włosy, tą twarz. Jego nimfa to zwykła puszczalska?
Niemożliwe… Gdy patrzył na nią teraz, wydawała mu się niewinna, bezbronna,
krucha. Pozory aż tak mogą mylić? Stanął na wprost.
- Kto mi zabrał słońce?! – usłyszał jej oburzony krzyk.
- Kto mi zabrał słońce?! – usłyszał jej oburzony krzyk.
[W rodzinnym gronie państwa Bartmanów.]
Rozsiadła
się na kanapie. Zaraz za nią przyszedł siatkarz i otoczył ramieniem.
- Jesteśmy sami. Chwilowo nie musisz udawać – mruknęła.
- W każdej chwili mogą wrócić. Poza tym, fajnie jest, co nie? – zaśmiał się serdecznie i chwycił ją za kolano.
- Bartman, weź to łapsko, bo ci je złamię – spojrzała groźnie.
- Oj, Justynko. Coś ty taka nerwowa? Tylko przyjemność ci proponuję – przysunął się i zbliżył twarz do jej karku.
Poczuła jego oddech. Momentalnie zrobiło się jej gorąco.
- Ja nie wiem co ty sobie wyobrażasz.
- Oj uwierz, że nie chcesz wiedzieć, bo to bardzo grzeszne myśli – wymruczał do ucha dziewczyny.
- Proszę cię, przestań. Nie tak się umawialiśmy.
- Ale za naszą obopólną zgodą możemy poszerzyć umowę o pewne aspekty – poczuła jego usta na swojej szyi.
Nie powie, że to nie było miłe, ale przecież nie mogła. Oni nie mogli.
- Jesteśmy sami. Chwilowo nie musisz udawać – mruknęła.
- W każdej chwili mogą wrócić. Poza tym, fajnie jest, co nie? – zaśmiał się serdecznie i chwycił ją za kolano.
- Bartman, weź to łapsko, bo ci je złamię – spojrzała groźnie.
- Oj, Justynko. Coś ty taka nerwowa? Tylko przyjemność ci proponuję – przysunął się i zbliżył twarz do jej karku.
Poczuła jego oddech. Momentalnie zrobiło się jej gorąco.
- Ja nie wiem co ty sobie wyobrażasz.
- Oj uwierz, że nie chcesz wiedzieć, bo to bardzo grzeszne myśli – wymruczał do ucha dziewczyny.
- Proszę cię, przestań. Nie tak się umawialiśmy.
- Ale za naszą obopólną zgodą możemy poszerzyć umowę o pewne aspekty – poczuła jego usta na swojej szyi.
Nie powie, że to nie było miłe, ale przecież nie mogła. Oni nie mogli.
- Żebym ci czego innego nie skróciła.
- Ach ty, lwico – przygryzł jej ucho.
- Zbyszek! – pisnęła.
- Oj widzę, że młodzi nie mogą się doczekać, żeby zostać sam na sam – skomentował, wchodzący do salonu Bartman senior.
- Leosiu, mówisz jakbyś nie pamiętał, co ty w młodości wyprawiałeś – szturchnęła go żona. – Ale chodźcie, pościeliłam wam już łóżko. Zmieścicie się u Zbysia?
- Spokojnie mamo, tam jest szerokie łóżko. Damy radę – brunet uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Ach ty, lwico – przygryzł jej ucho.
- Zbyszek! – pisnęła.
- Oj widzę, że młodzi nie mogą się doczekać, żeby zostać sam na sam – skomentował, wchodzący do salonu Bartman senior.
- Leosiu, mówisz jakbyś nie pamiętał, co ty w młodości wyprawiałeś – szturchnęła go żona. – Ale chodźcie, pościeliłam wam już łóżko. Zmieścicie się u Zbysia?
- Spokojnie mamo, tam jest szerokie łóżko. Damy radę – brunet uśmiechnął się z wdzięcznością.
[Konfrontacja pod drzewem.]
No i
kogo zobaczyłam, gdy otworzyłam oczy? Tą bezczelną mordę Kubiaka. Gdzie to
zaraztwo za mną tu przylazło? Chwili spokoju nie ma. Popsuł mi kontemplację.
- Możesz łaskawie się przesunąć? – warknęłam.
- A co? Latarni już brakło i zaczynasz drzewa obstawiać? – zażartował zgryźliwie.
- Wiesz, że jesteś bezczelny? Nigdy nie spotkałam kogoś tak okropnego, bezwzględnego i…
- I? – dopytywał rozbawiony.
- Współczuję twoim rodzicom, że doczekali się syna idioty! – krzyknęłam, strzeliłam mu w twarz i pobiegłam w stronę domu.
- A co? Latarni już brakło i zaczynasz drzewa obstawiać? – zażartował zgryźliwie.
- Wiesz, że jesteś bezczelny? Nigdy nie spotkałam kogoś tak okropnego, bezwzględnego i…
- I? – dopytywał rozbawiony.
- Współczuję twoim rodzicom, że doczekali się syna idioty! – krzyknęłam, strzeliłam mu w twarz i pobiegłam w stronę domu.
Zdążyłam rzucić mu jeszcze przez ramię pogardliwe
spojrzenie. I zepsuł mi cały wieczór. Zamiast się zrelaksować, byłam w gorszym
stanie niż przedtem. Nienawidzę go!
[Brunet i Brunetka. Sam na sam.]
Zostali
sam na sam w jego pokoju. Miał przewagę swojego terenu.
- Nie mówiłeś, że tu nocujemy, ani że śpimy w jednym łóżku…
- Wybacz, nie wiedziałem o tym. Mama uparła się i basta – westchnął.
- Ty tak we wszystkim słuchasz mamusi? – zadrwiła.
- Nie, ja buntownik-kombinator. Posłuszny mamie, ale swoje za plecami robię.
- Więc Zbysiu ładnie mi odstąpi łóżeczko, a sam pójdzie do pokoju obok, co? – zasugerowała stanowczo.
- Spoko, ale mama jak zobaczy, że spaliśmy osobno, to zacznie dochodzenie w tej sprawie. Nie chcemy komplikacji, prawda?
- Ale tutaj chyba nie zajrzy, co? Czy też będzie sprawdzać czy się bzykamy? – zakpiła Justyna.
- Uważaj sobie. Nie, tutaj nie. No skoro boisz się ze mną spać, to muszę legnąć na podłogę. Daj mi poduszkę, to przetrwam – uśmiechnął się.
- Eee… Nie no… - zawstydziła się.
- Nic takiego. Kobiety najważniejsze – ulokował się na legowisku.
- Ale Zbyszek… - westchnęła, leżąc na łóżku. – Ja nie mogę tak ci odbierać miejsca do spania, to twój dom. Jesteś u siebie, w swoim pokoju na dodatek. No i nie chcę, żebyś się rozchorował albo nabawił kontuzji. Nie mogę tak… Chodź obok mnie – wyznała.
- Naprawdę? – wychylił zdziwiony głowę.
- Tak. Jakoś to przeżyjemy – mruknęła.
- Oj, rączki będę miał przy sobie – obiecał brunet i wsunął się pod kołdrę.
- Porządny Bartman… Hmm… Nie, to się gryzie – zaśmiała się.
- Osz ty, jesteś okrutna. – udawał obrażonego.
- Wybacz, nie wiedziałem o tym. Mama uparła się i basta – westchnął.
- Ty tak we wszystkim słuchasz mamusi? – zadrwiła.
- Nie, ja buntownik-kombinator. Posłuszny mamie, ale swoje za plecami robię.
- Więc Zbysiu ładnie mi odstąpi łóżeczko, a sam pójdzie do pokoju obok, co? – zasugerowała stanowczo.
- Spoko, ale mama jak zobaczy, że spaliśmy osobno, to zacznie dochodzenie w tej sprawie. Nie chcemy komplikacji, prawda?
- Ale tutaj chyba nie zajrzy, co? Czy też będzie sprawdzać czy się bzykamy? – zakpiła Justyna.
- Uważaj sobie. Nie, tutaj nie. No skoro boisz się ze mną spać, to muszę legnąć na podłogę. Daj mi poduszkę, to przetrwam – uśmiechnął się.
- Eee… Nie no… - zawstydziła się.
- Nic takiego. Kobiety najważniejsze – ulokował się na legowisku.
- Ale Zbyszek… - westchnęła, leżąc na łóżku. – Ja nie mogę tak ci odbierać miejsca do spania, to twój dom. Jesteś u siebie, w swoim pokoju na dodatek. No i nie chcę, żebyś się rozchorował albo nabawił kontuzji. Nie mogę tak… Chodź obok mnie – wyznała.
- Naprawdę? – wychylił zdziwiony głowę.
- Tak. Jakoś to przeżyjemy – mruknęła.
- Oj, rączki będę miał przy sobie – obiecał brunet i wsunął się pod kołdrę.
- Porządny Bartman… Hmm… Nie, to się gryzie – zaśmiała się.
- Osz ty, jesteś okrutna. – udawał obrażonego.
Jakiś
czas leżeli w ciszy, odwróceni do siebie plecami na dwóch krańcach łóżka. Gdy
zasnęli ich ciała chyba podświadomie zaczęły się do siebie zbliżać. W końcu
dystans zmalał tak, że brunetka spała wtulona w ciało siatkarza, a ten
obejmował ją czule. Taki widok zastała rano pani Jolanta, gdy przyszła ich
zawołać na śniadanie. Wzruszenie wlało się w serce kobiety i postanowiła ich
nie budzić.
___________________________________________
Witam :)
Wreszcie poznałyście przebieg akcji odwiedzin u mamusi Zbyszka.
Mam nadzieję, że się podobał odcinek. Spokojnie, bez bulwersów.
Cóż mogę poradzić na upartego jak osioł Michała
Tak przed świętami wam dałam odcinek :) Z racji tego...
życzę wam wszystkim radosnych świąt Wielkiejnocy
na dziś bogatego zająca
a w przyszłych dniach smacznego jajka i
wielkiego lania w poniedziałek
Może w przypływie dobroci dodam niebawem kolejny ;p
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz