sobota, 3 września 2011

[ XIX ]



[ Zmartwieni rodzice. Dom Panasów ]

- Spokojnie, nic mi nie jest – zapewniał brunet, pozbierawszy się z podłogi.
- Właśnie widzimy. Synku, powiedz, co się dzieje? – matka usadziła go na fotelu.
- Szedłem nieostrożnie i tyle. Ludzka rzecz – wysilił się na uśmiech.
- Patryk, gdyby cokolwiek się działo, powiedz nam. Chcemy twojego dobra – Radek przyglądał się uważnie chłopakowi.
- Ja to wszystko przecież wiem. Jesteście kochani, naprawdę – przytulił rodziców.
- A co tam u Marty? Pokłóciliście się?
- Nie, skąd. Oboje jesteśmy ostatnio bardzo zajęci. Nie musicie się tak wszystkim przejmować.
                Wszedł do pokoju i odetchnął z ulgą. Nic na szczęście się nie wydało. Nawet przypomnieli mu o blondynce. Ona próbowała się z nim z skontaktować, a on jej unikał. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się okropnie i egoistycznie, ale nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Postanowił wreszcie do niej zadzwonić.
- Tak, Patryś? – usłyszał w telefonie jej głos pełny nadziei.
- To ja. CO tam u ciebie słychać? – zagadnął standardowo.
- Raczej jak powinnam spytać ciebie. Tyle czasu zero odzewu. W stawie schowałeś tą komórkę, czy jak?
- Spokojnie. Wszystko w porządku. Źle się czułem, nie chciałem ci marudzić – powiedział połowiczną prawdę.
- nie myśl tak. Nigdy mnie nie meczysz i nie marudzisz – dziewczyna pocieszała go.
Jej ciepły głos, zaoferowana pomoc i wsparcie, dużo mu dawały. Dzięki temu miał siłę by walczyć.
- Jesteś moim aniołem – uśmiechnął się Panas.


[ Miodowa. Pan i jego pies. ]

                Właśnie ciągnął Bobka na smyczy. Wchodzili do domu, ale pies za nic nie chciał za nim iść. Wszystko dlatego, że w mieszkaniu naprzeciwko były uchylone drzwi a do klamki sąsiadka przywiązała swoją suczkę. Chyba była w okresie rui, bo Zbyszek za nic nie mógł dać rady pupilowi.
- No Bobik, właź, nie uganiaj się za babami.
Pies spojrzał na niego jakby z wyrzutem.
- Nie patrz tak na mnie. Już nie latam. Teraz czekam na odpowiedź takiej jednej.
Po paru  szczeknięciach udało mu się wejść do środka.
- Nie wiem, co ty widzisz w tej suczce. Stać się na coś lepszego – nasypał karmy do miski.
                Brunet zajrzał do pokoju Michała. Szatyn siedział na podłodze i porządkował szafy.
- Dobrze się czujesz Misiek? Ty sprzątasz?
- A co? Nie wolno?!
- Wyluzuj, tylko pytam. Coś taki nerwowy?
- A tak, po prostu wstałem zamiarem bycia wkurzonym – chłopak spojrzał na niego złowrogo.
- Czy ty coś do mnie masz? Nie poznaję się stary! – Zbyszek pokręcił głową i wyszedł z pokoju.
- Jeszcze bezczelny udaje głupka! – Kubiak uderzył w szafkę pięścią.


[ Naukowy zawrót głowy. Zagubiona Blondynka ]

                Z tego wszystkiego stała się rzecz niesłychana. Ja, Marta, ja, niezdyscyplinowana kobieta, ja, zaczęłam się uczyć! Do sesji, która mam za miesiąc. Całkiem mnie pogrzało, no nie? Co jeszcze dziwniejsze, czerpała z tego radość i satysfakcję. Wbrew swojej naturze potrafiłam się skupić na książkach i notatkach. Przynajmniej nie czułam się głupia. Bo głupią blondynką na pewno nie byłam i to od dawna. Phi! Od urodzenia! I choć niektórzy mówili mi co innego, ja w głębi serca wiedziałam swoje. Zawsze miałam szczęście w kartach, to nie ma co liczyć na miłość…
                Jedyne, czym ostatnio się przejmowałam, to żeby Jusia nie przechwyciła tej paczki do Zbyszka. Nie chciałam jej drażnić i niepotrzebnie denerwować tematem bruneta. Dość się nacierpiała i sama siebie katowała. Los mi sprzyjał i listonosz zawitał z pakunkiem podczas porannych zajęć na uczelni mojej siostry. Ja obijałam się do południa. Ładnie podpisałam świstek, uśmiechnęłam się i zakazałam wydawać reszty. Młody mężczyzna uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. Jak niewiele trzeba, żeby uszczęśliwić innych…
- Hej Zbyszek, mam tu coś twojego – zadzwoniłam do niego czym prędzej.
- Moją paczkę? Super, bałem się, że nie dojdzie na czas. Aaa, no tak, cześć Martuś.
- Miło, że sobie przypomniałeś z kim rozmawiasz – zaśmiałam się.
- Wybacz, przejąłem się tym prezentem – tłumaczył się.
- Spokojnie. Odkupiłeś się ślicznym zdrobnieniem mojego imienia – wyznałam.
- Martusia lubi czułe słówka – odgadł odkrywczym tonem.
- Oj, bingo. Tylko tego nie wykorzystuj za często. No i nie mów nikomu – zastrzegłam.
- Postaram się sam korzystać z twojej słabości – wyczułam jego zadowolony z siebie wyraz twarzy.
- Dobra. To przyjedziesz po to pudło, czy mogę sama otworzyć? – spytałam z nadzieją.
- Czekaj na mnie! Mogę wpaść teraz?
-  Nie masz treningu?
- Właśnie skończyłem. Będę za 10 minut. Wstaw wodę na herbatę – zaśmiał się.
- Spoko. Do zobaczenia.


[ Hala Ursynów. Każdy swe humory ma ]

                Trening Politechniki Warszawskiej wyglądał nadzwyczaj dziwnie. Chłopcy przebierali się już w szatni, ale czuli anomalię od codziennego planu dnia. Nigdy jakoś specjalnie nie garnęli się do rozruchów, ćwiczeń i trenowania, ale mocno zdziwili się, że dzisiaj nikt ich nie zmuszał. Trener Panas wpadł na halę rano, wydał kilka pokrętnych poleceń, potem sam się chyba zagubił i kazał im robić, co chcą, byle przeżyli i zakwasów nie mieli. Wszyscy odsapnęli od napiętej atmosfery świątecznej w domu. Ponarzekali na swoje matki, żony, dziewczyny i dzieci.
                Gdy Bartman poszedł odebrać telefon, Michał przysłuchiwał się zaciekawiony. Tym bardziej, że usłyszał pogodny i miły ton przyjaciela. Myślał, że mu się przesłyszało, gdy padło imię „Marta”. Potem usłyszał je ponownie w równie pieszczotliwej formie co wcześniej. Zaniepokoiło go to i tylko potwierdziło wcześniejsze dmysły.
                Brunet i Szatyn wychodzili razem z budynku.
- Michaś, zabierzesz się z którymś z chłopaków? Ja muszę jeszcze załatwić coś pilnego.
- Przecież poczekam za tobą.
- Nie ma takiej potrzeby. Jedź sobie do domu. Dołączą do ciebie wkrótce.
Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że jego przyjaciel ma tą ważną sprawę  przy ulicy Kwiatowej. Jakiś chochlik podszeptywał mu te domysły. Jadąc samochodem z Krzyśkiem, wcale się nie zdziwił, że na parkingu pod pewnym blokiem stał czarny pojazd ze znajomą rejestracją.


[ Blondynka i zranieni kochankowie ]

                Tak jak obiecał, pojawił się szybko. Cały rozpromieniony wpadł do mojego salonu. Nawet nie musiałam nic mówić. Sam się rozgościł.
- No dalej! Pokazuj, otwieramy! – ponaglił mnie.
Sięgnęłam po karton pod stołem i zaczęłam rozdzierać taśmę.
- Ostrożnie, żebyś nic nie uszkodziła! Widziałaś ile to kosztowało.
- Spokojnie, szwagier, w lepsze ręce nie mógł trafić. Mimo, że to dla tego… indywiduum, to nic nie zniszczę – wyznałam.
- Czyli nadal się nie lubicie? Ej! Jaki szwagier? – oburzył się.
- Wiesz, to już utarty fakt i stały stan rzeczy. No bo ty i moja siostra… - zaczęłam niepewnie.
- Na razie to wielki znak zapytania. Ale… Chciałbym – posmutniał.
- Nie martw się. Ona tak spraw nie zostawia. Ale co do prezentu, wszystko ok.? – zmieniłam temat dla jego dobra.
- Idealny. Dzięki, wybawiłaś mnie od problemu – uśmiechnął się szczerze.
- Nie masz za co dziękować.
- A ty skromna jak zwykle. Kiedy mogę wpaść na twój występ?
- Na święta nam wolne. Po nowym roku dopiero – wyjaśniłam.
- Daj znać, chętnie się wybiorę – zaczął się już zbierać.
Podchodził do wieszaka, gdy do mieszkania weszła Justyna. Lekko zadrżałam z obawy na jej reakcję. Jednak tylko spojrzeli na siebie przeciągle ze smutkiem w oczach. Westchnęłam cicho. Nie mogłam znieść tego, jak się omijają. Po cichu liczyłam, że być może Wigilia coś zmieni.
                Zbyszek wyszedł niebawem, a Jusia bez słowa udała się do swojego pokoju. Poszłam za nią. Nie wiem czy chciałam ją ponownie pocieszyć, czy wytłumaczyć obecność bruneta. Przed drzwiami zatrzymał mnie jej cichy szloch. Zawahałam się… Może lepiej zostawić ją samą? Odeszłam więc do kuchni. Tok moich myśli zmienił, dzwoniący telefon.
- Słucham?
- Cześć, wiem, że ostatnio często nie dzwoniłem – usłyszałam głos Patryka.
- W ogóle dawno nic nie robiłeś – mruknęłam.
- Przepraszam. Miałem kiepski humor i nie chciałem się zadręczać.
- Powtarzasz się. Może jakoś bym cię rozweseliła.
- Wiem, ze potrafisz, ale o tej rzeczy nie można zapomnieć – odparł tajemniczo.
- O czym mówisz?
- To nie jest nic na telefon. Z resztą nie mogę cię obarczać zmartwieniami.
- Patryk! Nie jestem z papieru – nie ustępowałam.
- Bo widzisz… W badaniach wyszło, że… Chyba mam nawrót…


[ Przedostatni przedświąteczny trening ]

                Jako przykładne pracownice wraz z siostrą stawiłyśmy się punktualnie. Ubrane w swobodne wygodne dresy, patrzyłyśmy na grę chłopaków. Zawsze fajnie się ich obserwowało. Każdą reakcję po udanej czy nieudanej akcji. Niektóre zachowania chłopaków znałam na pamięć.
- O, i zaraz Zibi puści wiązankę – zaśmiałam się.
- Masz przeczucie. Ja nie wiem, ulży im jak se przeklną? – dziwowała się.
- A tobie ulży jak przeklniesz? – spojrzałam na nią znacząco.
- Już wyczułam aluzję. Masz oklętą siostrę, racja – stwierdziła.
- Oj tam. I tak się kocham – przytuliłam ją.
- Jak mi miło. Jeszcze sobie pomyślą, że mamy romans – zaśmiała się.
- Byłoby nam razem bosko – poruszyłam brwiami.
- Dzień dobry dziewczyny – przywitał nas Radosław.
- Jaki trener radosny. Stało się coś? – spytałam.
- A tak sobie. Muszę być dla was dobry, żebyście mi nie uciekły.
- My? A gdzie tam. Wszak załatwiłeś nam najlepsze staże pod słońcem – wyszczerzyła się brunetka.
- Wiadomo, ja potrafię. Jakbyście czegoś potrzebowały, to walcie jak w dym – zaoferował.
- Ma się kto zająć tą Wigilią jutro? – spytałam.
- Myślę, że siatkarskie kobiety dają radę. Każdy przynosi jakąś potrawę.
- Dobrze. Coś przyrządzisz, nie kochanie? – Justyna spojrzała na mnie słodko.
                Zaczęłam w końcu obserwować moją siostrę. Siedziała ze smutną miną. Nietrudno zgadnąć, kogo obrzucała spojrzeniem. Widziałam jak napina mięśnie z nerwów. Chłopcy kończyli powoli mecz. Zbyszek stanął w polu serwisowym. Ku zaskoczeniu wszystkich Jusia wypaliła z krzesełka jak z procy w stronę siatkarza.
- Tak, chcę być z tobą! – wykrzyczała mu w twarz i na całą halę.
Oniemiałam, zresztą tak samo jak Zbyszek. Na szczęście w końcu chyba wszystko do niego dotarło, bo porwał moją siostrę w ramiona. Reszta widzów też się ocknęła i zaczęli bić brawo i gwizdać. Patrzyłam na tą dwójkę z wielkim uśmiechem na twarzy. Zasłużyli na szczęście.


[ Brunetka w skowronkach ]

                Cały czas się uśmiechała. Gdy wspominała to, co zrobiła na Ursynowie, nie wiedziała jakim cudem się odważyła. Ważne, że teraz miała kogo kochać. Była wdzięczna Bartmanowi, że przeczekał jej opór. Zaraz po treningu seniorów ziała do domu. Miała przecież prezent do kupienia. Już chciała wychodzić, ale zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- Cześć Michał. Chciałeś coś? – powitała gościa zdumiona.
- Chyba muszę ci coś powiedzieć – zaczął niepewnie.
- Tak?
- Bo jak zobaczyłam was dzisiaj takich szczęśliwych… Wiesz, mam pewne powody twierdzić, że… Zbyszek i Marta się spotykają – wydusił z siebie i spojrzał na brunetkę.
- Hahaha! Dobry żart! – zaśmiała się. – Czy ty się słyszysz? Oni?
- No tak. Wiem, że mieli parę spotkań, a jedna na pewno u nas.
- Wiesz, jakoś mi to do nich nie pasuje.
- Mówię ci, co myślę. Wybacz, musiałem.


__________________________________________


No więc postanowiłam chociaż na początku roku się nie obijać :D
Dlatego grzecznie przepisałam odcinek z zeszytu i dałam go wam :)
do przeczytania ;)
Myślę, że wiele kwestii wyjaśnia, ale nie byłabym sobą,
gdybym nie miała w zanadrzu paru niespodzianek :)
Dziękuję, że tak licznie przybywacie, czytacie i wyrażacie swoje opnie :)
Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz